Ola zajęła miejsce przy stole, a ja z Domą wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami.
- Pytaj Alka, ostatnio to on rządzi w kwestiach muzycznych – odparła.
- Aktualnie leci The Night We Met – oznajmiłem wsłuchując się w słowa piosenki. – Od Lorda Hurona – dodałem z uśmiechem. – A reszta puszcza się losowo.
- Czuć melancholię – rzuciła przymykając na chwilę powieki.
Ano czuć, co mogę powiedzieć. Czasami potrzebowałem wrócić do czasów, kiedy wszystko co dobre dopiero miało nadejść, a mimo wszystko wtedy myślałem, że jest idealnie.
- Gdzie twoje AC/DC Gośka?
- Rozbrzmiewa każdego ranka w weekend o ósmej rano – mruknąłem podłamany.
- Hej, czasami o dziewiątej – wypaliła roześmiana Doma.
- Czasami? To się zdarza raz na... Bardzo długo – odparłem drocząc się z nią lekko.
Usiedliśmy na swoich miejscach i zapadła cisza, której nikt nie umiał przerwać.
W końcu jednak Ola nabrała głęboko tchu i wbiła wzrok w oczy Gośki.
- Macie już imię dla dziecka? – spytała nieco poważniejąc.
Doma machinalnie złapała się za brzuch, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- Tak – powiedziała.
Szatynka ponagliła ją ruchem ręki, a Gośka w końcu wyznała, że dziecko będzie miało na imię Blanka, a na oczywiste pytanie skąd taki pomysł, Doma opowiedziała swój sen.
- Zaraz, zaraz... To znaczy, że jesteście już pewni, że to będzie dziewczynka?! – wyparowała jakby doznała olśnienia.
- Właściwie to... – zacząłem, zerkając na Domę.
- Jutro będziemy w stu procentach pewni – dodała.
- Aha – rzuciła w zamyśleniu. – A gdyby to jednak był chłopiec, to jakie imię? – nie odpuszczała.
Westchnęliśmy równocześnie i już miałem odpowiadać, ale Doma mnie ubiegła.
- Będzie dziewczynka – ucięła gładząc się po brzuszku.
Ola ostatecznie odpuściła i zaczęła rozwodzić się nad swoimi sprawami.
Może jednak powinienem posłuchać i jakoś włączyć się do tej rozmowy?
Pewnie kultura by tego wymagała, ale moja psychika niekoniecznie.
Cóż, ostatecznie zająłem się tym co wcześniej, czyli wspominkami tamtych dni.
Boże, naprawdę wszystko pamiętam jakby się działo wczoraj, a przecież minął już rok...
Jak to ostatnio zacząłem mieć w zwyczaju jechałem do szkoły z pół godzinnym wyprzedzeniem. Sam nie wiem dlaczego tak to się zmieniło, ale nawet mi z tym dobrze, bo przynajmniej nie mam żadnych spóźnień. I tak przejeżdżając na światłach dostrzegłem dobrze znaną mi kobietę, która nie wiedzieć czemu stała na przystanku z dwiema torbami zawieszonymi przez ramię.
Zjechałem na zatoczkę i wysiadłem z auta zostawiając awaryjne światła, by nikt się nie przypierdolił.
Doma dopiero po chwili mnie zauważyła witając mnie lekkim uśmiechem.
- Dzień dobry – odparłem odwzajemniając uśmiech.
- Dzień dobry – rzuciła z nutą wesołości. – Co ty tu robisz?
- Jadę tam gdzie czas płynie wolniej, a zdrowie psychiczne obumiera – wyjaśniłem ironicznie na co zareagowała bladym uśmiechem. – Czyli do szkoły – dodałem robiąc głupi wyraz twarzy.
- Nie domyśliłabym się – mruknęła sarkastycznie.
- Chyba ciężkie są te torby – zauważyłem wskazując na dwie siatki. – Może panią podwiozę? Tylko od razu uprzedzam, nie przyjmuję odmowy – powiedziałem szczerząc się jak głupi do sera, po czym odebrałem od kobiety jedną z toreb i ruszyłem do auta przez co ona nie miała już nic do gadania.
Zasada numer jeden w podwożeniu tej kobiety – nie możesz dać jej ani chwili na zastanowienie, bo od razu wymyśli sto pięćdziesiąt wymówek i za Chiny nie pojedzie.
- Aleksy – jęknęła podłamana, ale mimo to poszła za mną.
- Zapraszam – odparłem i otworzyłem jej drzwi pasażera.
Kiedy w końcu wsiadła wsadziłem torbę do tyłu i sam zająłem miejsce wyjeżdżając z zatoczki.
- Wiesz że... – zaczęła, ale przerwałem jej ciężkim westchnięciem i machnięciem ręki.
- Wiem, ale kto by się tym przejmował – odparłem wiedząc, że jak zwykle nawiąże do nieodpowiedniej relacji między uczniem a nauczycielką.
Wiadomo.
Doma kiwnęła smętnie głową i wbiła wzrok w widok przed nią, a ja postanowiłem włączyć radio, które na dzień dobry mnie zawiodło, bo oczywiście akurat teraz musieli puścić reklamy.
- Popsuło się pani auto? – spytałem po chwilowej ciszy.
- Ten rupieć? Już dawno powinien zostać zezłomowany – bąknęła opierając głowę na ręce, która spoczywała na oknie.
Przeczesała dłonią włosy i ciężko westchnęła chyba dochodząc do wniosku, że z jej staranie ułożonej fryzury zostały tylko zgliszcza, chociaż prawda była oczywiście taka, że wyglądała, jak zwykle, dobrze.
- Nie chciał odpalić – dodała po chwili.
- Dzwoniła pani do mechanika?
- Nie, zrobię to później.
- Znam świetnego gościa, który mógłby rzucić na to okiem, zadzwonię do niego i na pewno pani pomoże – zaproponowałem od razu przypominając sobie o Borysie i o tym, że przecież jest mechanikiem, który swoją drogą robi dobrą robotę.
Dosłownie, zawsze jak coś mi się jebie w tym moim gównie, to chłop w przeciągu godziny potrafi wszystko naprawić i jeszcze coś dodać od siebie. A z racji tego, że to chłopak mojej najlepszej przyjaciółki, to robi za pół darmo, a nawet i za darmo. Najczęściej daję mu jakąś flaszkę, czy coś takiego.
Wiecie jak to jest.
- Byłabym wdzięczna – odparła patrząc z ulgą w mój profil, co udało mi się dostrzec, bo na moment na nią zerknąłem.
- To chłopak Edyty, naprawdę dobry facet.
Sam nie wiem czemu jej o tym wspomniałem. Być może po to, by pociągnąć jakoś rozmowę.
Domaniewska skwitowała to lekkim kiwnięciem głowy, a ciszę, która powoli zaczęła się rozprzestrzeniać przerwał utwór, który z porządną muzyką nie miał nic wspólnego. Kolejny radiowy gniot o miłości i o tym jak bardzo było źle przed, a teraz jest cudownie, bo masz drugą połówkę.
Boże...
Przewróciłem ciężko oczami i ściszyłem nieco muzykę, bo już naprawdę nie mogłem tego słuchać.
- Coś nie tak z tą piosenką? – spytała przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- A co, podoba się pani?
- Niekoniecznie, aczkolwiek dziwi mnie, że akurat ją wyciszyłeś podczas gdy od kilku minut jedynie wybrzmiewały reklamy.
Uchyliłem na chwilę usta chcąc to jakoś skwitować, ale powstrzymałem się od tego jedynie kręcąc z uśmiechem głową.
- Jakie to zabawne, że w tak łatwy sposób można tak dobrze rozgryźć człowieka – rzuciłem wciąż się szczerząc. – Po prostu za dużo jest takich utworów – dodałem po chwili, kiedy jej wzrok był aż nadto wyczekujący.
- To znaczy?
- Tych pseudo romantycznych kawałków, gdzie wszystko jest takie proste.
- A nie jest takie? – spytała unosząc brwi.
- A pani zdaniem jest?
- To dosyć rozległy temat – stwierdziła po chwilowym zawahaniu.
- Są korki – odparłem z uśmiechem.
- No tak – rzuciła pod nosem.
Przez chwilę się namyślała patrząc ślepo w jakiś punkt za oknem, by dopiero po chwili gwałtownie zamrugać i spojrzeć w moją stronę.
- Miłość to bardzo skomplikowany temat – rzuciła po chwilowym namyśle.
- To prawda, nie każdy powinien się na jej temat wypowiadać – zauważyłem skręcając z ronda na pierwszym zjeździe.
- Niekoniecznie, każdy ma przecież swoje zdanie, prawda?
- Być może, ale ci co nigdy nie kochali raczej nic na ten temat nie wiedzą.
- Można kochać na swój sposób.
- Hm – mruknąłem jedynie, co spotkało się z jej pytającym wyrazem twarzy.
- Hm?
- Kiedy wiemy, że kogoś się kocha? – spytałem na moment przekręcając do niej głowę.
- Niekoniecznie musi być to człowiek, przecież można...
- Tak, tak, ale chodzi mi o stricte miłość do drugiej osoby – wtrąciłem z pewnością w głosie. – O miłość romantyczną – dodałem w gwoli ścisłości.
- Myślę, że to się po prostu czuje.
- I czym może się to objawiać?
- Nie byłeś nigdy zakochany? – spytała nieco zbita z tropu.
- Nie wiem, nie wiem czym jest zakochanie.
- Chyba jest to dosyć osobista definicja. Dla jednego stanem zakochania może być niepotrafienie przetrwania chwili bez ukochanego człowieka, a dla drugiego bycie lojalnym i dostępnym.
- A dla pani? Czym jest miłość?
Doma gwałtowanie na mnie spojrzała, by po chwili ponownie wbić wzrok w widok za przednią szybą i ślepo patrzeć w jakiś wyimaginowany punkt na horyzoncie.
Chyba nie powinienem zadawać tego pytania.
Nastała nieprzyjemna cisza, którą co chwilę przerywała cicha melodia z radia.
Kątem oka dostrzegłem, że polonistka przymknęła powieki, ale zaraz powolnie je uniosła mrugając kilkukrotnie, by złapać ostrość.
- Miłość to ciągła walka, walka o to, by nigdy się nie poddać nawet jak chwilowo jest gorzej. Miłość polega na tym, by zawsze wybrać tę osobę nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy gdy nie potraficie zamienić ze sobą dwóch porządnych zdań – odezwała się ze wzrokiem wciąż wbitym przed siebie. – I kiedy spojrzysz w oczy tego kogoś, to od razu zrozumiesz czym tak naprawdę jest miłość – dodała, a na jej twarzy pojawił się melancholijny uśmiech, który dostrzegłem, bo kiedy wypowiedziała ostatnie słowo przekręciła głowę i spojrzała prosto w moje oczy, bo i ja zrobiłem to samo.
Zdążyłem jedynie cicho wypuścić powietrze, kiedy usłyszałem trąbnięcie i natychmiast wróciłem wzrokiem na drogę.
- Byłeś w tylu związkach i nigdy tego nie poczułeś? – spytała po dosyć długiej ciszy.
- Nie – rzuciłem szybko nie chcąc rozwodzić się na ten temat.
- A teraz gdy jesteś z...
- Z nikim nie jestem – wtrąciłem natychmiast, ale zrobiłem to nieco zbyt agresywnie, bo Doma na moment się spięła. – Jestem wolny jak ptak – dodałem próbując zażartować, ale chyba z marnym skutkiem.
- Na jak długo?
- Hm?
- No wiesz, z tego co niektórzy mówią...
- A pani znowu o tych plotkach – westchnąłem, a ona posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.
Pewnie już ją wkurzało, że tak często jej wchodzę w zdanie.
- Lepiej pytać u źródła, a tak się zdaję, że nim jestem ja, więc do pani wiadomości prawda jest taka, że byłem w dosyć wielu relacjach z różnymi dziewczynami i faktycznie długo nie czekałem, by pocieszyć się kimś nowym, ale to nie znaczy, że robiłem tak cały czas.
- Wcale tak nie twierdzę.
- Nie?
- Nie.
- To świetnie, więc dlaczego znowu zaczęła pani ten temat?
- Ponieważ dalej chcę cię zrozumieć – odparowała bez zastanowienia.
Aż cofnąłem głowę i uniosłem wysoko brwi na moment zapominając o pilnowaniu swojej mowy ciała.
- Słucham? – spytałem zaskoczony.
- Wciąż jesteś dla mnie zagadką, Aleksy.
- Dlaczego?
Tym razem to ona uniosła brwi i chwilę się zastanawiała nad odpowiedzią. Pewnie się nie spodziewała akurat tego krótkiego pytania.
- Kreujesz się na butnego chłopaka, który jest twardy jak skała i którego absolutnie nic nie jest w stanie wytrącić z równowagi, tymczasem jesteś wrażliwym młodym mężczyzną, który jest świadomy tego co robi i jakie skutki to ze sobą niesie. I wciąż się zastanawiam dlaczego tak bardzo ukrywasz tą swoją dojrzałość za pozorną maską twardego chłopaka.
I po co ona to wszystko mówi? Dlaczego jeszcze bardziej uświadamia mi jak bardzo chujowa staje się moja konstrukcja, którą budowałem przez tyle lat...
- To pani zdanie – mruknąłem pozornie obojętnie.
- Czyżby? Nawet nie jesteś w stanie zaprzeczyć.
Tu mnie miała. Gdyby powiedział mi to ktokolwiek inny od razu bym się zaśmiał porównując go do niezrównoważonego psychicznie, ale mówiła to ona... Kobieta, która miała w sobie coś dziwnego, coś przez co nie byłem w stanie kłamać jej prosto w oczy.
- Nie zamierzasz się bronić?
- A muszę?
- Nie, nie musisz.
- Nie chcę, pani profesor – powiedziałem ze stoickim spokojem.
- W takim razie dlaczego taki jesteś?
- Bo życie nauczyło mnie wielu rzeczy – twardo odparowałem zatrzymując się na światłach i gwałtownie obracając głowę, by na nią spojrzeć. – Przede wszystkim tego, że ludzie nie potrzebują i nie chcą oglądać tego co jest prawdziwe, o wiele bardziej wolą tanie podróbki jakich wiele na świecie. Boją się nowości i boją się zmian. A ci co naprawdę coś dla mnie znaczą, dobrze wiedzą kim jestem – wyjaśniłem na jednym wdechu.
- A ja? Dlaczego wiem? – spytała z tym swoim zajebanym spokojem, który zaczął już mnie wypierdalać z jebanej równowagi.
Boże, dlaczego tak się zdenerwowałem? Dlaczego sam zacząłem ten temat i teraz to ja się wkurzam? I dlaczego nie umiem odpowiedzieć jej na to jedno, zasadnicze pytanie?
Nie odpowiedziałem, jedynie błądząc rozbieganym spojrzeniem gdzieś po kamienicach przy drodze. Mimowolnie mocniej zacisnąłem ręce na kierownicy i już kompletnie straciłem panowanie nad swoim ciałem.
Jasny chuj...
I nagle cały ten stan znikł, a zamiast niego pojawił się ten długo wyczekiwany, prawdziwy, spokój, którego od tak wielu lat szukam.
A wszystko za sprawą drobnej dłoni mojej polonistki, która ujęła moją zaciśniętą rękę.
Zamrugałem gwałtownie próbując ogarnąć myśli, ale na nic się to zdało, bo wciąż nie mogłem nad nimi zapanować. Te cholerne oczy zawsze zdradzają człowieka. Zawsze.
- Hej – szepnęła zabierając moją dłoń bliżej siebie.
Po krótkiej walce stoczonej ze sobą, by na nią nie patrzeć, ostatecznie przegrałem i przekręciłem głowę wbijając w nią swój wzrok. Nabrałem głęboko powietrza w płuca i wypuściłem je, a to sprawiło, że wróciłem do normalności.
- Dlaczego wiem kim jesteś, Aleksy? – cicho zapytała nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zacisnąłem usta w wąska linijkę i biłem się z myślami. Tak bardzo chciałem jej powiedzieć, że stała się dla mnie kimś ważnym, ale równie dobrze mogłem odparować coś w swoim stylu.
Zamiast tego wciąż gapiłem się w jej zielone oczy, które miałem wrażenie, że są coraz bliżej mnie, że jeszcze chwila i wejdą mi do głowy.
- A wie pani? – powiedziałem z dużym bólem w głosie, czego nie dałem rady ukryć.
Tak bardzo bolało mnie to co powiedziałem i ją również to dotknęło, bo przecież już mnie rozgryzła. Zrobiła to jedną, krótką wypowiedzią.
Gdy te słowa wybrzmiały chciałem wrócić wzrokiem na drogę, ale jej mocniejszy uścisk mi to uniemożliwił, a wzrok jakim na mnie patrzyła jasno informował, że nie kupiła tej kiczowatej ściemy.
- Wiem więcej niż myślisz – odparła aż nadto poważnie. – I nie wmawiaj mi, że się mylę – dodała.
Poczułem coś dziwnego w powietrzu, jakby duże napięcie, ale dosyć dziwne. Nie nerwowe, takie... Sam nie wiem. Coś nad nami wisiało i wydaję mi się, że oboje to poczuliśmy, a mimo to żadne nie ustąpiło z wbijaniem w siebie wzroku.
Gdyby ktoś nas zobaczył mógłby pomyśleć, że zaraz rzucimy się sobie do gardeł, a w rzeczywistości w ten sposób wymienialiśmy się swoimi dziwnymi emocjami.
- Czyli jesteś sam – powiedziała zmieniając ton na przyjazny i prostując się w fotelu.
- Ano tak wyszło – odparłem robiąc to samo.
I nawet nie wiecie jaki szok przeżyłem kiedy uświadomiłem sobie, że ona wciąż trzyma moją dłoń.
Lekko się uśmiechnąłem i nieświadomie przygryzłem dolną wargę.
- To chyba dosyć świeża sprawa, hm? – zagaiła, a ja miałem nadzieję, że nie będzie ciągnąć tego tematu.
Pomyliłem się.
- Tak i nadal nie do końca przepracowana – mruknąłem, a światło zmieniło się na zielone, ale moja prawa dłoń wciąż była w posiadaniu Domy.
Sięgnąłem więc lewą do skrzyni biegów i ruszyłem dalej.
- Może chcesz o tym pogadać? – spytała, a jej dłoń lekko drgnęła.
Mimowolnie ją uścisnąłem.
Co ja odpierdalam? Co my odpierdalamy?!
Uchyliłem usta, by szybko zaprzeczyć, ale... Chciałem o tym gadać, a nigdy nie miałem z kim. Edi i Przemek próbowali mi pomóc, ale... Sam nie wiem, czułem, że muszę sam to ogarnąć.
- Zerwałem z nią kilka tygodni temu – rzuciłem zmieniając bieg. – Byliśmy ze sobą dość długo jak na mnie, bo coś ponad pół roku.
- I co się stało? – dopytała delikatnie, kiedy zamilkłem.
- Zdradziła mnie – mruknąłem obojętnie. – Może pani myśleć o mnie co chce, ale będąc z kimś, nigdy nie zdradzałem.
- Nic nie myślę – powiedziała ze spokojem.
- Zdrada to największe świństwo.
- Zgadza się.
- Tylko wie pani co? Przeraża mnie to, że wcale nie czuję się z tym źle. Po prostu nigdy jej nie kochałem, w ogóle nikogo... Żadnej swojej dziewczyny nie umiałem kochać.
Słowa same wypadały mi z ust. Wcale nie chciałem tyle o tym mówić, ale ta potrzeba była silniejsza ode mnie.
- Nie wiem po co ładuję się w te pieprzone związki skoro nigdy nic nie czuję. Chyba tylko po to, by kogoś mieć, by pokazać, że mam.
- Dlaczego byłeś z tą dziewczyną?
- Z Agą? Hm, wtedy wydawało mi się, że może być nam razem miło. Wie pani, za każdym razem gdy się z kimś wiążę, mam nadzieję, że z czasem coś poczuję, ale jeszcze nigdy tak nie było. Nigdy...
- Alek – usłyszałem z mojej lewej strony i zdębiałem.
Spojrzałem prosto w oczy Domy i przyjąłem poprawny uśmiech mrugając mocno, by wrócić myślami do rzeczywistości.
- Tak? – spytałem spoglądając na Olę.
Wydawała się być rozbawiona całą tą sytuacją.
Ciekawe jak długo byłem wyłączony i jak bardzo zdążyły mnie obgadać.
- Wszystko dobrze? – spytała zaniepokojona Gośka.
O matko, aż miałem ochotę ująć jej policzek i dać całusa, na to jak urocza jest!
Czy można mieć bardziej kochaną dziewczynę? No nie.
Zamiast jednak w jakikolwiek sposób reagować jedynie jeszcze szerzej się uśmiechnąłem, uważając, by nie wyszło zbyt sztucznie, i kiwnąłem energicznie głową.
- Długo bujałem gdzieś w przestworzach? – spytałem patrząc na szatynkę po drugiej stronie stołu.
- A co ostatnie pamiętasz?
- Eam, to ja może podam coś na kolację? – zaśmiałem się wstając z krzesła. – Na co macie ochotę?
- Olka, lepiej nie odpowiadaj – wtrąciła Gośka. – O ile nie masz ochoty na parówki, to nic innego nasz kucharz nie wyda – dodała i obie panie zaczęły rechotać.
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne – mruknąłem udając urażonego. – Chociaż prawdziwe – dodałem kiwając z uznaniem głową. – To co, parówki na zimno, ciepło, z ketchupem, majonezem? Od koloru do wyboru, co tylko chcecie.
Kobiety wciąż śmiały się w najlepsze próbując doprowadzić się do porządku.
W tym czasie postanowiłem zajrzeć do lodówki i moim oczom ukazała się cała tacka pokrojonych warzyw, obok stał półmisek z koreczkami składające się z sera, szynki, chyba oliwek i czegoś jeszcze, dodatkowo na dolnej półce leżał gwóźdź programu, czyli talerz z wrapami, zgaduję, że z warzywami i ewentualnie kurczakiem.
Podrapałem się po głowie i naprawdę próbowałem zrozumieć jakim cudem Gosia to wszystko zrobiła wtedy kiedy ja ledwo dałem radę wysprzątać mieszkanie na błysk.
- Okej, więc okazuje się, że jednak nie będziemy głodować – odparłem zamykając na chwilę lodówkę. – Mówiłem już, że Doma to anioł nie kobieta? – dodałem patrząc wprost na moją księżniczkę.
Aż się zaczerwieniła!
Boże, jak ja ją kocham.
- Doma? – rzuciła niepewnie Ola.
- Tak – mruknęła z westchnięciem Doma jak już odsłoniła twarz.
A i tak wciąż była cała czerwona.
- Pewien uczeń tak mnie nazwał i zostało do dzisiaj.
- I tym uczniem byłem ja! – zawołałem z kuchni będąc dumnym z siebie.
Szybko znalazłem się przy stole i wyszczerzyłem zęby jakbym je suszył.
- Tak i tego ucznia nie ma już w szkole, a wciąż tak do mnie mówią. Między sobą oczywiście.
- Ta ksywka zostanie z tobą już do końca szkoły, skarbie – odparłem podchodząc do niej i nie mogłem powstrzymać się od złożenia całusa na czubku jej głowy.
Ona znowu wyraźnie się zaczerwieniła, a ja wróciłem do wyciągania jedzenia z lodówki i przygotowania go do wyłożenia na stół.
- Gośka mówiła mi, że niezły z ciebie romantyk, ale nie sądziłam, że aż taki – dobiegł mnie wesoły głos Oli.
- Oj, to jeszcze nic – zaśmiałem się widząc kątem oka, jak Gośka znowu pali buraka. – Tandetne teksty rodem z najgorszej polskiej komedii romantycznej, to moja specjalność – dodałem krojąc bagietkę na w miarę równe części.
- Zazdroszczę – roześmiała się na tyle głośno, że pewnie sąsiedzi ją słyszeli.
Chwilę później cały asortyment przeniosłem na stół i ilość tego wszystkiego przeraziła nie tylko mnie, ale i Olę, która od razu rzuciła komentarzem, że można by tym całą armię wykarmić.
Cóż, zgodziłbym się, ale mina Gosi uświadomiła mnie, że powinienem zareagować inaczej.
- To jest takie dobre, że nawet nie zauważymy kiedy się skończy – zauważyłem patrząc z uwielbieniem na podgrzane wrapy.
I miałem rację, bo daliśmy radę pochłonąć wszystko dojadają również resztkę zapiekanki.
A najadłem się jak nigdy!
Po kolacji Ola została jeszcze przez niecałą godzinę i stwierdziła, że musi się już zbierać. Rzuciliśmy standardowe formułki, że musimy takie spotkanie jak najszybciej powtórzyć, że następnym razem widzimy się u niej i że miło było jej mnie poznać.
A kiedy wyszła odetchnąłem z ulgą, że w końcu mogę spokojnie zebrać myśli nie słysząc głośnego śmiechu.
Już powoli zaczynało mnie to wkurzać i męczyć. Sory, też mam swoją wytrzymałość.
- I jak? – spytała Gośka stojąc w progu.
- Chyba dobrze, co?
- Chyba nawet bardzo dobrze.
Zbliżyłem się do niej kładąc ręce na jej biodrach. Patrzyłem jej długo i głęboko w oczy szukając w nich upragnionego spokoju, którego od kilku dni tak bardzo mi brakowało.
Jej wyjątkowe zielone oczy jak zwykle podziały kojąco, a ona sama sprawiała, że miałem ochotę zamknąć się z nią w tym mieszkaniu na resztę życia i nigdy nie wypuszczać jej z objęć.
Przejechałem dłońmi wyżej podziwiając jej piękne ciało, ostatecznie ujmując jej delikatne policzki.
- Kocham cię – powiedziałem wpatrując się w nią jak w obrazek.
Doma dotknęła moich dłoni i lekko się uśmiechnęła.
Pocałowałem ją w końcu i tym razem nikt nam nie przerwał. Gośka zarzuciła mi ręce na kark odwzajemniając delikatny pocałunek.
Odsunęła się jednak i spojrzała mi głęboko w oczy.
- Ja ciebie też – odparła wtulając się we mnie jak w pluszowego misia.
Uśmiechnąłem się pod nosem i mocniej ją objąłem.
- Jesteś zmęczona, hm? – rzuciłem czując w całej mówię jej ciała, że nie marzy teraz o niczym bardziej niż o pójściu spać.
- Mhm – mruknęła z przymkniętymi powiekami.
Oparłem na chwilę brodę na jej włosach i spojrzałem w stronę sypialni.
- Idź spać, skarbie – szepnąłem przejeżdżając dłońmi po jej plecach.
Mruknęła coś niezrozumiałego i ostatecznie sam zadecydowałem za nią, bo delikatnie ją uniosłem, a ona zawiesiła mi dłoń na szyi, by nie spadła, oraz wtuliła twarz w moją pierś.
Przeszedłem do sypialni i ułożyłem ją delikatnie na łóżku przykrywając szczelnie kołdrą.
Wyszedłem z pokoju zamykając drzwi, po czym zająłem się sprzątaniem po kolacji.
Kiedy skończyłem sam poczułem duże uderzenie zmęczenia, którego bynajmniej się nie spodziewałem.
Wziąłem szybki prysznic, ogarnąłem do spania i ułożyłem się obok mojej księżniczki, a kiedy upewniłem się, że zasnęła objąłem ją i przyciągnąłem do siebie, by na pewno było jej w nocy ciepło.
Zasnąłem nim zdążyłem przypomnieć sobie kolejną jazdę autem i rozmowę, którą z pewnością podjęliśmy niepewni tego, czy powinniśmy tak ryzykować.
CZYTASZ
Nauczycielka
RomanceOn - Uczeń Ona - Nauczycielka Zakazana miłość smakuje najlepiej, jednak czy ona w ogóle ma jakąkolwiek przyszłość? Czy ona ma prawo przetrwać? Ale one - zielone oczy. To jest nagroda, dla której On mógłby oddać własne życie - to przewyższa każde uc...