Rozdział 64

152 7 10
                                    

Poczułem pewien niepokój, ale zaraz doprowadziłem się do porządku.

- Rozmawiałeś z nim? – spytała prostując się jak struna.

- Byłem u niego dzisiaj – odparłem podchodząc do niej.

- I jak?

- Dziwnie. Powiedział mi to co w sumie ty mnie.

- Stwierdziłam, że również powinien to usłyszeć.

- I nie mogłaś mi powiedzieć? – spytałem opierając się o blat kuchenny.

- A zgodziłbyś się bym tam poszła sama? – spytała unosząc z powątpieniem jedną brew.

- Chyba niemiałbym nic do gadania.

Założyłem ręce na piersi, a Gośka nieco zeszła z tonu posyłając mi uspokajający uśmiech.

- Fakt, powinnam była ci powiedzieć, ale wpadłam na ten pomysł nagle i nie było czasu na wyjaśnienia.

- A później zapomniałaś mi o tym powiedzieć? – spytałem patrząc jej ze spokojem w oczy.

Nie chciałem zabrzmieć oskarżycielsko, ale chyba nie do końca mi to wyszło, bo Doma lekko się skrzywiła.

- Martwiłem się o niego, a Edyta też nic mi nie mówiła – dodałem nie słysząc żadnej reakcji.

- Nie chciałam cię bardziej niepokoić – rzuciła w końcu.

- O co chodzi? – spytałem robiąc krok w jej stronę.

Wyraźnie chciała uciec wzrokiem, ale zmusiła się, by tego nie robić.

- Edyta wczoraj u niego była, a mnie napisała, że nie ma z nim kontaktu – dopowiedziałem.

- W takim razie powinieneś się jej pytać o co chodzi.

- Ale wiem, że odpowiedź znajdę u ciebie – mruknąłem przyglądając się jej twarzy.

Tyle, że nic nie mogłem z niej wyczytać.

Świdrowałem ją spojrzeniem na tyle długo, by w końcu ustąpiła. Wypuściła ciężko powietrze, a wzrok wbiła gdzieś za okno.

- Dobrze – westchnęła.

Podeszła do blatu i się o niego oparła, a ja stanąłem dwa kroki przed nią.

- Edyta mnie o to poprosiła – oznajmiła w końcu. – Stwierdziła, że tak będzie lepiej.

- Lepiej dla kogo? – spytałem znowu zbyt oskarżycielsko.

Doma posłała mi ostrzegawcze spojrzenie i tyle wystarczyło, bym w końcu trochę zluzował.

- Zadzwoniła do mnie dzień przed pogrzebem – wyjaśniła na powrót patrząc za okno. – Poprosiła o pomoc, bo widziała, że ty trzymasz się o niebo lepiej od Przemka.

- To chyba niedziwne.

- Może i nie, ale... – zawiesiła głos, ale wyraźnie nie zamierzała rozwijać tego wątku. – W każdym razie domyśliła się, że musiałam ci coś powiedzieć. Zapytała, czy mogłabym jakoś wesprzeć Przemka, na co oczywiście się zgodziłam.

- Ale dlaczego nikt mi nic nie...

- Poczekaj – wtrąciła znów gromiąc mnie wzrokiem.

Westchnąłem bezsilnie i pozwoliłem jej kontynuować.

- Powiedziała, bym na razie nic ci nie mówiła.

- Dlaczego? – wyparowałam nie mogąc powstrzymać pytań.

Doma spojrzała mi w oczy szukając odpowiedzi na pytanie, które wyraźnie wybrzmiewało w jej głowie.

Zrobiłem dwa szybkie wdechy i przyjąłem neutralny wyraz twarzy.

Bałem się tylko, że wciśnie mi kit o tym, że nie chciała dodawać mi zmartwień. Gówno prawda.

- Może to ona powinna ci wszystko wyjaśnić – odparła po chwili namysłu.

- Jak już zaczęłaś mówić, to dokończ. Przecież jakbyś nie chciała, to nawet byś nie zaczynała tematu zbywając mnie kilkoma bzdetami.

Blondynka namyślała się jeszcze przez moment, a ja zacząłem się zastanawiać nad faktycznym powodem ich milczenia.

Mogłem coś ostatnio odjebać, by tak to wszystko teraz wyglądało?

Stojąca przede mną kobieta zacisnęła mocno usta i w końcu na jej twarzy zaszła jakaś zmiana.

Była gotowa powiedzieć mi prawdę, wystarczyło tylko dobrze to rozegrać.

- Zrobiłem coś? – spytałem spokojnie.

- Nie, nie o to chodzi.

- W takim razie o co?

- Możemy porozmawiać jak...

- Nie, zróbmy to teraz – uciąłem.

- Dobrze – westchnęła.

Nadal jednak biła się z myślami, czy aby na pewno to ona jest odpowiednią osobą do wyjawienia mi prawdy.

- Jak wiesz Przemkowi niewiele trzeba, by zaczął pić – w końcu zaczęła.

Kiwnąłem potakująco głową.

- Edyta stwierdziła, że najczęściej pił z tobą, więc... – zawiesiła głos, a ja powoli zaczynałem łączyć kropki. – Mógłbyś wyzwolić w nim pewne wspomnienia o tym jak życie wydaje się być proste będąc nawalonym w cztery... Sam sobie dopowiedz.

- I boi się, że przeze mnie zacznie pić?

- Nie przez ciebie, po prostu...

- Rozumiem – odparłem, kiedy znowu zawiesiła glos.

Kurna mać.

Czy naprawdę tak jest? Czy naprawdę mogłoby tak być?

Nie, to bez sensu, ale... Czy mogę dziwić się Edycie? Raczej nie, robi co może, by nie pozwolić Przemkowi upaść na samo dno.

- Nie chciałam, by tak to zabrzmiało – powiedziała po chwili ciszy.

Teraz to ja zawiesiłem wzrok za oknem i zbierałem myśli.

Nie mam do nikogo pretensji i w sumie jestem w stanie to zrozumieć.

Edi ma rację, to ze mną Przemo wypił pierwszego browara i ze mną po raz pierwszy poszedł na imprezę. Robiliśmy to wszystko razem, więc faktycznie istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że mój widok mógłby doprowadzić do jego pijaństwa.

Ale czy na pewno?

- Nie powinnam była ci tego mówić – rozbrzmiało, a Doma skierowała się do salonu.

Z pewnym zawahaniem poszedłem za nią, ostatecznie ujmując jej dłoń.

- Dobrze, że powiedziałaś – odparłem patrząc jej w oczy. – Tylko szkoda, że tak późno – dodałem wymijając ją i zajmując miejsce na kanapie.

- Porozmawiaj z Edytą, ona na pewno lepiej ci to wyjaśni.

Jeżeli to o czym mówiła Gośka ma rację bytu, to przeze mnie Przemo może już dzisiaj zacząć chlać.

Powinienem jak najszybciej do niego pojechać, by... Nie, nie ja.

Sięgnąłem po telefon i napisałem do Edyty, czego się dowiedziałem i gdzie dzisiaj byłem.

- Co robisz? – spytała Gośka, ale nie odpowiedziałem skupiając się na wyświetlaczu telefonu.

Nie minęła minuta, a rozbrzmiał dzwonek zwiastujący rozmowę z Edytą.

- Halo? – odezwałem się jako pierwszy.

Wstałem na równe nogi przechodząc do kuchni.

Gośka poszła w ślad za mną.

- O której u niego byłeś? – spytała Edyta pomijając inne pytania.

- Jakoś po jedenastej.

- Kurna – rzuciła siarczyście. – Nie odbiera od tej godziny i nie wpuszcza mnie do mieszkania.

- Masz klucze?

- Mam, zaraz tam będę.

- Mogę być za...

- Nie, zostań w domu i trzymaj telefon przy dupie w razie czego.

- Dobra, ale...

- Daj mi to załatwić – ucięła twardo. – Muszę kończyć, wchodzę na klatkę – dodała jeszcze. – Aha, Aleksy...

- No?

- Nie miałam innego wyjścia.

- Jasne, wszystko rozumiem, nie musisz się tym przejmować.

- Tylko proszę nie wmawiaj sobie żadnych bzdur.

- Nie mam zamiaru.

Nastała chwila ciszy, a ja zastanawiałem się na ile moje słowa okażą się być prawdą, gdy dostanę telefon o tym, że Przemo zaczął pić.

- Zaraz dam ci znać – odparła po chwili. – Teraz naprawdę muszę już kończyć.

- Dobra, leć.

Nim zdążyłem dokończyć dziewczyna się rozłączyła, a ja nie mogłem pozbyć się wrażenia, że za kilka minut wydarzy się coś od czego już nie będzie odwrotu.

- Alek – dobiegł mnie głos Domy.

Trzymała dłoń na moim przedramieniu, nawet nie zauważyłam kiedy to zrobiła.

- Wszystko w porządku? – dopytała zbyt niepewnie jak na siebie.

- Tak, wszystko... – zacząłem, ale dalsze zapewnienia nie przeszły mi przez gardło. – Zaraz wszystko się okaże – rzuciłem.

Sięgnąłem po szklankę i wlałem do niej zimnej wody od razu pociągając duży łyk.

- Co ma się wydarzyć? – spytała zbliżając się do mnie o krok.

Nie odpowiedziałem, zamiast tego oparłem ręce o blat i wyglądałem przez okno czekając na telefon od Edyty.

- Aleksy – zagrzmiała.

Stanęła obok mnie próbując wyłowić moje spojrzenie i na tyle długo wypalała we mnie dziurę, że w końcu musiałem spojrzeć jej w oczy.

- Co? – spytałem powściągając emocje.

Długo mi się przyglądała głównie skupiając się na moich oczach. W końcu to z nich można najwięcej wyczytać. Tyle, że w nich na tę chwilę mogła jedynie dostrzec pieprzoną niepewność i bezradność.

- O co chodzi? – powtórzyła akcentując każde słowo.

Głos miała kategoryczny, taki jak coś przeskrobałem w szkole i to ona stanęła mi na drodze żądając wyjaśnień.

- Zaraz się dowiemy – mruknąłem sięgając po telefon.

- Zostaw to i powiedz mi o czym z nią rozmawiałeś – oznajmiła odbierając mi telefon z ręki.

Westchnąłem ciężko i już miałem wszystko referować, jednak w tym momencie rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu.

Oboje jednocześnie wbiliśmy wzrok w wyświetlacz dostrzegając zdjęcie Edyty.

Kobieta z wyraźną złością podała mi telefon, a ja natychmiast odebrałem spodziewając się najgorszego.

I w tym samym momencie zadzwonił domofon zwiastujący przyjście przyjaciółki Gosi.

Ja pierdole, idealnie się zgrało, naprawdę.

Kobieta ruszyła do drzwi, a ja skupiłem się na rozmówczyni.

- Halo? – wydobyło się po drugiej stronie słuchawki. – Jesteś?

- Jestem – mruknąłem sięgając po największe zasoby spokoju jakimi dysponowałem.

- I? – spytała.

Uniosłem brwi ze zdziwienia, bo przecież nie tego się spodziewałem, a już na pewno nie Edyty, która robi sobie ze mnie jaja.

- To chyba ja powinienem zapytać – odparłem obserwując kątem oka, jak Gośka rzuca mi nieprzychylne spojrzenie.

- W takim razie pytaj – oznajmiła tonem, który absolutnie niczego nie zwiastował.

Ani niczego dobrego, ani złego.

Pierdole, jakim cudem kobiety potrafią tak maskować emocje i tak nad nimi panować.

Znając życie ja to bym już z piętnaście razy jakoś odparował wyzywając mnie od zjebów i kretynów.

- Kurna, Edzia – warknąłem zaciskając zęby. – Mówże co z tym...

- Dobrze, już dobrze, bo się spocisz.

Prychnąłem pod nosem i bezsilnie pokręciłem głową, czego przecież i tak nie widziała.

- Leży i jak zwykle udaje, że go nie ma w domu. Znaczy leżał, bo teraz wpierdziela jakiś treściwy posiłek, którym nie są parówki.

Wypuściłem ze świstem powietrze i dopiero po chwili zorientowałem się, że się uśmiecham.

- Żyjesz tam? – spytała.

- Żyję, ale muszę już kończyć – odparłem słysząc otwieranie drzwi.

- Słuchaj, jeżeli chodzi o... – zaczęła, ale kurna nie miałem już czasu!

- Spotkamy się i o tym pogadamy, teraz naprawdę już nie mogę gadać – wtrąciłem poddenerwowany.

- Dobra, zadzwoń później.

- Zadzwonię i w razie jakby się coś działo, też dzwoń – rzuciłem i nie czekając na pożegnanie rozłączyłem się.

Z korytarza słyszałem przywitanie dwóch kobiet, a ja skarciłem się w duchu, że mnie tam nie ma.

Nabrałem głęboko tchu i ruszyłem w ich stronę.

Kurna i dopiero wchodząc tam zdałem sobie sprawę z tego co robię.

Jak ja mam się z tą kobietą przywitać, do chuja?!

Powinienem powiedzieć jakieś dzień dobry czy może raczej rzucić jakimś cześć, to ja, chłopak twojej przyjaciółki.

Kurna mać!

- Ooo! Tyle o tobie słyszałam! – wyprzedziła mnie stojąca w przejściu kobieta.

Na pierwszy rzut oka była może po trzydziestce, krótkie, kręcone i brązowe włosy, a do tego okulary z dosyć dużymi oprawkami.

- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – uśmiechnąłem się poprawnie i uścisnęliśmy sobie dłonie.

- Aleksandra – przedstawiła się, a ja nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ma w sobie bardzo dużo energii. – Chociaż nienawidzę jak tak się do mnie zwraca, więc po prostu Ola – dodała niemal natychmiast jakby to była jakaś dziejowa sprawa.

- Aleksy, lub po prostu Alek – rzuciłem, a szeroki uśmiech kobiety jeszcze bardziej się poszerzył.

- Nie stójmy tak w progu, chodźmy do środka – odezwała się Doma wskazując dłonią salon.

Cała złość, która jeszcze kilka minut temu wybrzmiewała w jej głośnie teraz jakby znikła, a w jej miejsce pojawiła się zwyczajowa pogodność.

A ja znowu byłem pod wrażeniem tego jak kobiety dobrze maskują swoje emocje.

To że wciąż była zła było bardziej niż pewne. W mojej gestii pozostawało to, by ta wściekłość się ulotniła i nigdy nie wracała.

- Jak mnie tu dawno nie było – oznajmiła z uśmiechem Ola.

Usiadła na tej niewygodnej kanapie i lekko, minimalnie się skrzywiła nie dając rady ukryć tego jakie to gówno jest okropne!

Dopiero teraz zorientowałem się, że z telewizora wybrzmiewają ciche dźwięki albumu Strange Trails.

Doma usiadła obok swojej przyjaciółki, a ja zaproponowałem kobietom coś do picia.

Obie zgodnie zażyczyły sobie herbaty, a chwilę później stawiałem je na stole w jadalni, gdzie nie wiedzieć skąd pojawiły się trzy talerzyki, sztućce i szklanki.
Nawet nie zwróciłem na nie uwagi, a pewnie Gośka zadbała o to wszystko kiedy ja sprzątałem mieszkanie.

Kurna, to ja powinienem o takich rzeczach myśleć i ją odciążać.

Pieprzony kretyn ze mnie.

- Zapraszam! – zawołałem.

Dopiero kiedy wybrzmiało to z moich ust poczułem się jak ostatni zjeb.

Boże... Zachowuję się bardzo dziwnie.

Gdzie ten ja, który jeszcze rok temu jako pierwszy zagadywałby tę babkę rozkręcając niezłe spotkanie.

- Halo, ziemia do ciebie – usłyszałem i natychmiast potrząsnąłem energicznie głową.

Spojrzałem na Olę, która musiała o coś pytać.

- Powtórzysz? – spytałem posyłając jej poprawny uśmiech.

- Pytałam jak poszła matura – powtórzyła z uśmiechem.

Skrzywiłem się teatralnie i szybko rzuciłem jakimiś ogólnikami, że przecież mogło być lepiej, ale nie mam co narzekać; że z polskiego gdyby nie Gośka pewnie bym nie zdał i że ostatecznie matura nie egzekwuje jakimi jesteśmy ludźmi.

Ola odpowiedziała coś miłego i pochwaliła moje podejście, oczywiście nie zapominając o pochwaleniu swojej przyjaciółki za to jaką znakomitą jest polonistką. Na co z uśmiechem ją poparłem.

Zawiązała się jakaś gadka szmatka, jednak w tym wszystkim zabrakło Domy, która co jakiś czas jedynie rzucała jakimś poprawnym komentarzem, by wyszło naturalnie.

Mnie nie dała rady oszukać, Oli raczej też nie, więc nie pozostało mi nic innego, jak zapodać jakiś ciekawy temat, w którym Gośka ochoczo weźmie udział.

- Długo się znacie? – spytałem mówiąc do Gośki, ale patrząc na Olę.

- Ojj – zaczęła ta druga. – Będzie tak z...

- Pięć lat – oznajmiła Gosia podnosząc się z miejsca.

Od razu zrobiłem to samo powstrzymując ją ruchem ręki, a ona z bladym uśmiechem zajęła swoje miejsce.

- I gdzie się poznałyście? – dopytałem próbując rozwinąć temat.

- Tak właściwie to w kawiarni – oznajmiła Ola nakładając sobie kawałek ciasta, które wcześniej przyniosła Doma.

- Olka wyrywała jakiegoś faceta, a ja próbowałam przeczytać Konrada Wallenroda.

- Którego i tak czytałaś milion, jak nie milion pięćset, razy – wtrąciła roześmiała szatynka.

- Co nie zmienia faktu, że śmiałaś się tak głośno, że ledwo słyszałam swoje myśli – dodała równie roześmiana polonistka.

Podczas gdy kobiety wspominały swoje początki relacji, ja sprawdziłem jak się ma zapiekanka i w sumie nie bardzo wiedziałem jak powinna się mieć, bo w końcu SKĄD MIAŁBYM WIEDZIEĆ?!

Ale uznałem, że póki się jeszcze nie spaliła, to mogę wrócić do stołu i dalej przysłuchiwać się ich rozmowie.

- I co się wydarzyło, że teraz siedzimy tutaj? – spytałem siadając na krześle obok Gośki.

- Cóż, w końcu nie wytrzymałam i zwróciłam jej uwagę – odparła Doma uśmiechając się w ten swój jeden, jedyny i niepowtarzalny sposób.

- A ja będąc tak roześmiana...

- Wręcz sikałaś ze śmiechu – wtrąciła polonistka.

- Oj dobra, facet miał niezłą gadkę, a ja byłam po dwóch drinkach.

- W każdym razie Olka zamiast zacząć mnie przepraszać za bycie tak upierdliwym gościem kawiarni zaciągnęła mnie do rozmowy i biedny chłopak musiał użerać się z dwiema wariatkami.

- Oj tak, z Gośką bardzo szybko złapałyśmy wspólny język, a mój, cóż, amant, szybko stracił panowanie nad randką i ledwo co dawał radę wtrącić swoje trzy grosze do rozmowy.

Obie zaczęły głośno się śmiać na te wspomnienie, a ja nie mogłem oderwać wzroku do Gosi, która wyglądała na naprawdę szczęśliwą.

Mówiły coś jeszcze, zapewne dalej wspominając tego gościa, ale ja skupiałem się już tylko na Domie i na tym jak oschle ją potraktowałem przed przyjściem Oli.

Nie powinienem tak jej traktować zwłaszcza, że to nie była jej wina. Zachowałem się dziecinnie sprawiając jej przykrość.

Niech mnie chuj, mnie i moją jebaną głupotę.

- Czujecie coś? – spytała Ola pociągając głośno nosem przez co przykuła moją uwagę.

Zrobiłem to samo i natychmiast zerwałem się z krzesła wbiegając do kuchni i czym prędzej wyłączając piekarnik z zapiekanką w środku.

Ola głośno się śmiała z całej sytuacji, a Doma pewnie łapała się za głowę pozwalając, bym to ja pilnował czasu.

No trudno, będzie trochę przypieczone.

- Wszystko jest pod kontrolą! – rzuciłem otwierając drzwiczki.

Już chciałem sięgać po naczynie, by tą zapiekankę jak najszybciej wyjąć z miejsca kataklizmu, jednak naraz uzmysłowiłem sobie jakim jestem kretynem nie zakładając żadnych rękawiczek, albo czegokolwiek innego.

Szybko uzbroiłem się po pachy i wyjąłem gorące naczynie, które i tak mnie parzyło nawet gdy miałem silikonowe rękawiczki.

Zabrałem talerzyki ze stoły i położyłem nowe, a zaraz potem wszedł gwóźdź programu, czyli zapiekanka!

- Nie wiem jak wy, ale ja wolę przypieczone – powiedziałem widząc skrzywioną minę polonistki.

- Nie widziałeś przypieczonego jedzenia! – rzuciła roześmiana Ola. – U mnie to norma, zawsze albo coś spalę, albo rozgotuję, lub na odwrót, podam surowe.

Wcale nie było takie złe i faktycznie nie wydawało się przypalone, ani nic. Zajadałem aż mi się uszy trzęsły.

A kiedy z naczynia zniknęła spora część żarcia, zgodnie stwierdziliśmy, że żadne z nas nie wciśnie już ani grama.

- A wy, jak się poznaliście? – rozbrzmiało pytanie, które w końcu i tak musiało paść.

I dam sobie jebaną rękę uciąć, że Doma opowiedziała jej o wszystkim i teraz Ola chciała usłyszeć mój punkt widzenia.

- Kto mówi? – zaśmiałem się spoglądając na Gośkę.

Ona wzruszyła niewinne ramionami, a kiedy Ola skupiła się na mnie, Gosia posłała mi przepraszające spojrzenie.

Westchnąłem teatralnie i przybrałem zamyślony, jak i rozmarzony, wyraz twarzy.

- Poznaliśmy się dosyć dawno – zacząłem wciąż udając przesadnie zamyślonego.
I chyba moje aktorstwo było zbyt duże, bo Gośka walnęła mnie pod stołem w nogę.

- Pierwszy września, wszyscy byli załamani powrotem do szkoły, oprócz mnie oczywiście, ja byłem pełen nadziei na wejście w nowy etap życia, którym było liceum – zacząłem śmiać się sam z siebie z tych bzdur. – Wszystko to prawda – zastrzegłem od razu.

Spoważniałem i zerknąłem na Domę, która śmiała się w najlepsze.

- Natomiast kiedy usłyszałem pierwsze słowa dyrektora, wszystkie chęci do życia mi odeszły, a ucieczka wydała się jedynym racjonalnym rozwiązaniem – kontynuowałem, a cała wesołość znikła tak szybko jak się pojawiła. – I już miałem się ulatniać, już nawet byłem na dworze aż tu nagle odezwała się potrzeba pójścia do łazienki – powiedziałem.

Uśmiech, który mimowolnie pojawiał się na mojej twarzy był spowodowany tym jednym wspomnieniem.

Naprawdę od tamtego czasu minęły już jakieś trzy lata, a ja wciąż wszystko pamiętam jakby to się działo wczoraj.

- Biegłem ile sił w nogach aż tu nagle dostałem w mordę tak mocno, że padłem na ziemię jak rażony piorunem.

Doma prychnęła pod nosem, a ja posłałem jej szeroki uśmiech.

- I wtedy zobaczyłeś anioła – zaśmiała się Gośka, a ja jej zawtórowałem.

- Dokładnie, z łazienki wyszła właśnie Gosia, a ja już wtedy wiedziałem, że będę mieć przewalone jak stąd do Krakowa – dodałem łapiąc ją delikatnie za rękę.

Ola siedziała naprzeciwko nas z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Na zmianę przyglądała się mnie i Domie.

Zastanawiało mnie co myśli. I z drugiej strony ciekawiło jakie ma do mnie podejście. Czy może boi się, że jestem nieodpowiednim facetem dla jej przyjaciółki. Albo czy jej nie zostawię jak zrobi się ciężej.

Chciałem wiedzieć, ale nie miałem jak zapytać, a przecież tak z bomby tego nie zrobię.

- I już wtedy wiedziałeś, że... – zaczęła zawieszając głos wyraźnie szukając dobrego określenia.

- Że poznałem miłość życia? Nie, wtedy wiedziałem, by trzymać się od niej z daleka – pomogłem.

Konsternacja na jej twarzy aż mnie rozbawiła. Pewnie spodziewała się innej odpowiedzi, lub chociaż zbliżonej do tej, której udzieliła jej z pewnością Doma.

Nie miałem zamiaru kłamać ani przeinaczać fakty, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia.

Przez jakiś czas Gośka sprawiała nawet, że jej się bałem i nie chciałem przychodzić do tej budy z obawy przed kolejną pizdą, którą z chęcią by mi wstawiła.

Przecież raz o mało mnie nie przepuściła do następnej klasy.

Wiem jednak, że z perspektywy Gosi było trochę inaczej.

Z tego co mi kiedyś mówiła, wtedy gdy po raz pierwszy się na mnie natknęła coś ją strzeliło.

Tak to ujęła, to jej słowa!

Zrozumiała, że będę jednym z tych uczniów, o których będzie długo pamiętać nawet jak opuszczę tę szkołę.

Później to dziwne wrażenie przerodziło się w pewne zainteresowanie, aż w końcu odjebałem pierwszą akcję, potem drugą i jeszcze jedną i ta pierwotna sympatia przerodziła się w swego rodzaju... Nie że nienawiść, ale po prostu miała mnie już dosyć.

Zresztą nie ma się co dziwić, też bym miał na jej miejscu.

A później się coś zmieniło i tak jak sama mówiła, do tej pory nie jest w stanie stwierdzić dlaczego tak się stało.

I dziwnym trafem jakiś czas później sam spojrzałem na nią w ten „inny” sposób. No i od tamtego czasu nie ma siły, która mogłaby sprawić, że stracę ją ze wzroku.

- No ale jak to? – mruknęła zdziwiona Ola.

To pytanie sprowadziło mnie na ziemię. Szybko przypomniałem sobie w czym rzecz i spojrzałem na Gośkę.

- Musiało minąć trochę czasu nim zrozumiałem, że Gośka to nie tylko wredna polonistka, ale przede wszystkim wspaniała kobieta – wyjaśniłem mocniej ściskając dłoń Domy.

- To normalne, poza tym ja też nie dawałam powodów do uwielbiania mnie za wszelką cenę – dodała.

Kiwnąłem potwierdzająco głową i na chwilę odleciałem myślami do pierwszych dni szkoły.

Szok na mojej twarzy kiedy okazało się, że to Doma jest naszą polonistką, pamiętam do dzisiaj.

- Aleksego jako pierwszego przepytałam z trzech ostatnich lekcji.

- Z czego oczywiście dostałem pałę, bo kto by się spodziewał odpytania w piątek na ostatniej lekcji – dopowiedziałem udając oburzonego.

Gośka prychnęła cicho i poklepała mnie pieszczotliwe po policzku.

- Oczywiście nie dodam nawet, że w poniedziałek miałem powtórkę z rozgrywki.

- Chciałam dać ci możliwość poprawienia złej oceny – wtrąciła od razu.

- A zamiast tego na dzień dobry w dzienniku jak byk widniały dwie jedynki – dodałem posyłając jej wredny uśmieszek.

Ola w końcu wybuchła śmiechem, a my w ślad za nią. Dopiero po chwili doprowadziła się do porządku, by móc w ogóle coś powiedzieć.

- Naprawdę jesteście uroczy – oznajmiła popijając wodą. – Chociaż nadal nie mogę pojąć tego jakim cudem zaczęliście ze sobą rozmawiać na jakieś inne tematy niż szkoła.

I tutaj postanowiłem się wycofać zostawiając pole do popisu Gośce. Zaśmiałem się jedynie pod nosem i objąłem Domę ramieniem.

- Nie zgadniesz – zaczęła Gośka patrząc z uśmiechem na przyjaciółkę.

- Pewnie nie – odparła wgapiając się w nią z ogromną ciekawością.

- Zaczęło się od Mickiewicza.

- Boże, proszę nie! – wyparowała roześmiana jak i załamana Ola.

- Tak, tak, tak, wszędzie ten Mickiewicz – zaśmiała się wtulając głowę w moje ramię.

Te historię bardzo dobrze znacie, w końcu postanowiłem, że się z nią z wami podzielę jakiś czas temu w tych śmiesznych wspominkach, które chuj wie czemu akurat wtedy mnie naszły.

Tamten dzień zapadł mi bardzo mocno w pamięci, bo to wtedy tak naprawdę wszystko się zaczęło.

A może wcześniej?

Może coś jeszcze się wydarzyło, czego już tak dobrze nie pamiętam?

Nie wiem, ale w zupełności wystarcza mi tamten jeden, magiczny dzień, a tak właściwie popołudnie.

A wraz z nim nadeszły kolejne dni, które były równie udane jak tamten.

- Co zabawne z początku nasze jakiekolwiek rozmowy, nie dotyczące szkoły, odbywały się w moim samochodzie – odparłem nieświadomie przygryzając dolną wargę.

- Dlaczego tam? – spytała kobieta.

- Bo tylko tam czułam, że nie gadam ze swoim uczniem – odpowiedziała od razu Doma. – Poza tym to auto ma coś w sobie, że chce się tam rozmawiać i wyrzucać z siebie trud całego dnia – dodała dosyć melancholijnie.

Ola i ja spojrzeliśmy na zamyślony wyraz twarzy blondynki, która zdawało się, że nawet tego nie odnotowała.

- I z jazdy na jazdę coraz trudniej było z tego zrezygnować – ciągnęła.

Naraz potrząsnęła głową i rozbrajająco się uśmiechnęła wracając na ziemię.

Temat samoistnie spadł na luźniejszy, o którym nie bardzo miałem pojęcie, bo dotyczył czegoś z życia Oli, a to w ogóle mnie nie interesowało.

Czasami potakiwałem i z grzeczności o coś dopytałem, ale swoimi myślami byłem dawno gdzie indziej.

Te wszystkie jazdy samochodem, te często wielogodzinne rozmowy, atmosfera, która sprawiała, że czułem się jak w domu i te wszystkie tematy, które podejmowaliśmy... Wszystko to wróciło ze zdwojoną mocą.

Pamiętam, że początkowo większość naszych rozmów dotyczyła mnie i tego kim tak naprawdę jestem, a na kogo próbuję się budować. Później coraz więcej rozmawialiśmy o niej aż w końcu zacząłem ją poznawać od tej drugiej strony.

I w tym wszystkim musieliśmy udawać, że tak naprawdę takowe przejażdżki nigdy nie miały miejsca, a wymiany zdań wtedy przeprowadzane nigdy się nie wydarzyły.

Wszystko to się udawało i dopiero kiedy ponownie spotykaliśmy się w moim aucie poprzednie tematy wracały ze zdwojoną mocą.

Pamiętam, że podczas jednej z pierwszych jazd zdradziłem Gośce, że zerwałem z Agnieszką. Do tamtego momentu wydawało mi się, że wszystko mam przepracowane, a jednak w ogóle tak nie było.

Dzięki tym rozmowom stawałem się bardziej spokojny, opanowany, ułożony i rozważny.

A jedynymi którzy wiedzieli o tym wszystkim byli Edzia i Przemek. W sumie to do pewnego momentu mówiłem im to i owo, później przestałem, bo przecież po wyjściu z auta udawaliśmy, że nic takiego nie miało miejsca.

Do jadalni w towarzystwie Gośki i Oli wróciłem dopiero po tym jak poczułem dotyk na dłoni.

Zamrugałem gwałtownie i spojrzałem na Domę, która przejeżdżała kciukiem po wierzchu mojej dłoni.

Kąciki moich ust same poszybowały lekko w górę, a świadomość, że Gośka wiedziała jak sprawić, bym wrócił myślami do rzeczywistości, uzmysłowiła mi jak ona dobrze mnie zna.

W ogóle, że zauważyła moją myślową nieobecność...

Tak jak podczas wykładu, gdy siedzieliśmy w aucie, uzmysłowiła mi jak dobrze potrafi ze mnie czytać tylko po ułożeniu ust, czy brwi.

Niesamowite.

Przyjrzałem się Oli, która wdała się w emocjonalną rozmowę z Domą, i w sumie wydawała się być w porządku.

Biła od niej jakaś... Bo ja wiem, pozytywna energia?

Po prostu dobrze jej z oczu patrzę.

Wcale się nie dziwię Gosi, że się z nią przyjaźni. Wydaje się, że Ola potrafi słuchać, a może raczej wysłuchać, nie jest wścibska, a ciekawa i wyraźnie martwi się o Gośkę.

Poza tym jest pozytywna i w jej towarzystwie aż chcesz się uśmiechać.

- Alek – zwróciła się do mnie Gośka.

- Hm? – spytałem natychmiast.

- Mógłbyś zrobić nam jeszcze herbaty?

- Jasne, pewnie.

Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością, a mnie nie pozostało nic innego jak ekspresowe zrobienia herbat.

- To ja w tym czasie skorzystam z łazienki – oznajmiła Ola wstając z krzesła.

Stałem przed czajnikiem czekając aż woda się zagotuje i w tym czasie poczułem jak zostaję objęty od tyłu.

- I jak? – spytała Doma wtulając się w moje plecy.

- Myślę, że dobrze, co? – uśmiechnąłem się.

Obróciłem się do niej i przyciągnąłem do siebie całując ją w czubek głowy.

- Olka cię polubiła – wymruczała w moją klatkę. – Powiedziała to nawet przy tobie jak się wyłączyłeś – dodała odchylając się lekko, by zadrzeć głowę.

- Wyłączyłem się? – spytałem posyłając jej ciepły uśmiech.

- Mhm, prawie nie zauważyła.

Patrzyliśmy sobie w oczy nie chcąc, by to połączenie zostało nagle zerwane, jednak zmusił nas do tego dźwięk czajnika, który wszem i wobec ogłosił, że wykonał swoją robotę.

Umościłem jedną rękę na biodrze Domy, a drugą poradziłem sobie z zalaniem dwóch herbat.

- Z Przemkiem wszystko dobrze? – spytała widząc, że Oli jeszcze nie ma.

- Tak, wszystko dobrze. Myśleliśmy, że... Sama rozumiesz.

- Rozumiem – oznajmiła łagodnie i położyła dłoń na moim policzku widząc jak się motam w zeznaniach.

- Przepraszam, byłem oschły – powiedziałem zwieszając głowę.

- Po prostu martwiłeś się o przyjaciela – odparła.

Opuszkami palców uniosła mi brodę sprawiając, że się blado uśmiechnąłem.

- Wszystko będzie dobrze – dodała patrząc mi głęboko w oczy.

Skwitowałem to pocałunkiem, który nie trwał długo, bo drzwi od łazienki się otworzyły, a my zanieśliśmy herbaty do stołu.

- Gośka, zapomniałam zapytać, co to za playlista co leci w tle?



Heej! Dajcie znać co myślicie o tym co ostatnio dzieje się w życiu Alka i jakie skutki za tym idą jeżeli chodzi o relacje z Domą...

AHA! I uwaga drodzy państwo, do chuja wafla nie pijcie tyle alkoholu co ja! Szczerze... Myślałam, że po prostu umrę następnego dnia. Dzisiaj już jest git, ale i tak... Wszystko z umiarem, bo ojj... Może być ciężko. Np ja przejebałam gdzieś buty i rano okazało się, że mam zakrwawiony palec :P   No debil... XD
Po prostu alkoholowi mówię NIE!

Pijcie wodę i do zobaczenia już w najbliższy weekend!

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz