Rozdział 72

100 8 15
                                    

Czekaj, nie, dwa głębokie wdechy i weź się w garść. Tylko rozmawiają, tak?

Ni chuja, to nie może być przypadek.

Ten chuj przed chwilą był na spotkaniu z Pawłem, który... Zresztą sami wiecie.

Ale... Na chuj przyszedł do niej?

Są parą? Nie wiem, po prostu...

To pojebane.

I nagle rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Natychmiast ogarnąłem się z tego marazmu i obróciłem plecami do stojącej nieopodal pary, by nie widzieli, że ich obserwuję. Oby tylko nie usłyszeli dźwięku.

Odebrałem nawet nie patrząc na to kto dzwoni, choć i tak nie mogłem spodziewać się nikogo innego niż Przemka.

- Znalazłem sku#wiela – syknął przez zaciśnięte zęby.

- Kogo?

- Sochę.

- Co...?

- Musisz tu przyjechać.

- Nie mogę, wiem kim jest ten typ i...

- Przyjeżdżaj tu! – ryknął wściekle.

Wypuściłem ciężko powietrze nosem i przymknąłem na moment powieki.

Muszę tylko trochę pomyśleć, lekko zwolnić, by umysł wszedł na odpowiedni bieg.

Co powinienem wybrać? Obserwowanie Ksawerego i Agnieszki, czy rewelacje Przemka...

Odpowiedź wydawała się prosto, jednak kiedy biegiem ruszyłem w miejsce, które podał mi Przemo, naszła mnie niepokojąca myśl o tym, że popełniam ogromny błąd.

To nie mógł być przypadek. Tamta dwójka coś kombinowała, coś co lepiej wiedzieć. I miałem taki zamiar, ale najpierw Socha.

Jak tylko zjawię się na Kleczkowskiej i przepytam tego chłopaka to mam nadzieję, że dowiem się czegokolwiek. Naprawdę, nawet strzępek informacji wydawałby się pomocny.

Jednak kiedy znalazłem się w zaułku pewnej kamienicy zrozumiałem dlaczego na gwałt miałem się tu znaleźć.

- Co ty odjebałeś? – spytałem stając jak rażony piorunem.

Na wprost leżał cały zakrwawiony chłopak, a obok stał Przemek wbijający we mnie niezrozumiałe spojrzenie.

Milion myśli przebiegło mi przez głowę, ale naraz uzmysłowiłem sobie, że to nie one teraz są najważniejsze, a to czy Ernest jeszcze kontaktuje.

Dopadłem do niego szybko próbując wyczuć puls.

- Co ty... – wydusiłem, ale zamarłem widząc ogromną kałużę krwi rozlewającą się w okolicy podbrzusza chłopaka.

Spojrzałem na stojącego nade mną Przemka, który wydawał się równie przerażony co zdezorientowany.

- To... Znalazłem go tu – odparł z trudem.

Natychmiast zacząłem uciskać ranę, z której wyleciało jeszcze więcej krwi.

Ja pierdole...

- Dzwoń po karatekę! – krzyknąłem do chłopaka.

- Chryste, Alek, ja...

- Dzwoń! – ryknąłem.

Zdjąłem pasek od spodni zaciskając go na ranię leżącego.

Zdrowy rozsądek Przemka w końcu zadziałał i udało mu się zadzwonić na 112.

Na erkę czekaliśmy kilka dobrych minut, w tym czasie wciąż uciskałem ranę.

NauczycielkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz