Rozdział 6 "Podsumowanie tygodnia"

39.8K 2.3K 160
                                    

7.09. Niedziela 12:30

-Rox... Roxana... Obudź się...- mówiłam tak do niej już pół godziny, odkąd zemdlała. Zaniosłam ją na łóżko. Co dziwne, Pani Brown jeszcze nie wchodziła do pokoju córki. Pewnie przestraszyla się jej. Dziwne. Zwykle to dzieci boją się swoich rodziców. Ha ha ha.
-Mmmmmmm... Co się stało? -powiedziała Rox- Ana? To ty?
-Tak, tak. To ja. Odpocznij i nie martw się. OK?
-Nie, nie... Annabell... Ja ciebie... Ja ciebie przepraszam. Nie chciałam. Naprawdę...
-Ciii... Nie martw się... To nie twoja wina...
-Nie prawda. To tylko i wyłącznie moja wina. Annabell... Ja próbowałam MU się przeciwstawić, ale nie mogłam. Nie potrafiłam. Kiedy próbowałam otworzyć drzwi, wykorzystałam całą swoją energię, ale i tak było trudno. Potem ON wkurzył się, że ciebie wpuściłam i próbował ciebie ugryźć. Za karę. Żebyś była tak ohydna, jak ja wtedy. Żebym musiała patrzeć, jak się zmieniasz! Annabell!!! To tak strasznie bolało. I jeszcze mama to widziała. Ale potem on wyszedł ze mnie na chwilę i powiedział mamie, żeby do nikogo nie dzwoniła, nie wychodziła i nie wpuszczała nikogo do domu. Annabell! -łkała- To było okropne!!!
-Spokojnie. Połóż się, odpocznij. Jak się wyśpisz, porozmawiamy. OK?
-Mhm... OK...

Nadal niedziela 13:20

-Annabell? Gdzie jesteś? Byłaś w kościele? Martwię się, kochanie.
-Mamo! Nie martw się. Zostałam trochę u Roxany.
-No dobrze... Ale teraz przyjdź na obiad.
-Yyyyyyyy... OK... Niech będzie.
-Pa, córciu.
-Na razie...
Nie wiedziałam, co mam robić. Musiałam iść na obiad, ale nie mogłam zostawić Rox. Coś też trzeba było powiedzieć jej mamie. Boże! Załamka...
-Annabell? Coś się stało?
-Nie, nie, Rox. Wszystko OK. A jak tam z tobą?
-W miarę dobrze... Jeśli może tak powiedzieć osobą, która godzinę temu zmieniła się w zombi.
-Ha ha ha. No więc musimy coś powiedzieć twojej mamie. Najlepiej prawdę. Ale ona nie może wiedzieć, że ja tu jestem.
-No... dobrze. Ale jesteś pewna, że musi poznać prawdę?
-Tak. No, bo jak inaczej wytłumaczysz swoje zachowanie?
-Dobrze, już dobrze. Idę.
Poszłam za nią i stanęłam przy schodach, gdzie pani Brown nie mogła mnie zobaczyć, ale ja wszystko słyszałam.
-Mamo?
-Rox? Hej, córciu. Byłaś w kościele?
-Yyyyyyy... Tak, tak... A u ciebie wszystko OK?
-Tak. Coś się stało? Dziwnie się zachowujesz.
-Nie. Wszystko w porządku. -odpowiedziała Roxana i poszła do mnie na górę. Usiadłyśmy na łóżku.
-Jak? -spytałam.
-Nie mam pojęcia...
-Wiesz, muszę iść teraz na obiad do domu, ale wiem, ze musimy też pogadać. Może zjesz ze mną?
-No dobra. OK. Ja wyjdę drzwiami, a ty przez okno. Moja mama najprawdopodobniej nie wie, że tu jesteś i lepiej, żeby się nie dowiedziała... -powiedziała Rox. Wyszłyśmy z jej domu i spotkałyśmy się aleję dalej, przy "naszej" ławeczce. To tam się poznałyśmy.
-Mamo!?
-Przy stole!
-Mamo? Roxana może zjeść z nami? -spytałam Sunny.
-Tak, tak. OK.
Zjedliśmy razem obiad, a potem poszłam z moją BFF do pokoju.
-No więc, przeanalizujmy ostatni tydzień. Duch w parku lecący za mną. Sen w jaskini i tajemnicze slowa: "Jestem, który jestem! A ty jesteś NIĄ! Tą dziewczyną! Nie zapominaj! " W piątek ramię Davida, z którego leciała żrąca krew i poparzyła mnie w ramię. Tego samego dnia nie mogłam wyjść z pokoju, a mama zmieniła się w człekokształtną postać. W sobotę mogłam nareszcie odpocząć! Dzisiaj ty zmieniłeś się w zombi.
-Mam rozumieć, że podobał ci się ten tydzień?
-Ha ha ha... Ale śmieszne. Raczej nie jestem przyzwyczajona do tego, że moja mama zmienia się w potwora, najlepsza przyjaciółka w bezmózgie zombi, które chcę mnie zjeść . -powiedziałam. -Pierwsza sprawa- lecące za mną przystojny brunet.
-Heh. Zapomniałaś dodać, że był duchem.
-No dobrze. Był duchem. Co on może oznaczać?
-Może miał cię wystraszyć...?
-Może. Ale po co? -spytałam.
-Nie mam pojęcia. Dobra, pomyślimy nad tym później. Teraz druga sprawa. Sen, w którym byłam w jaskini, przywiązana łańcuchami. Potem odezwał się TEN głos. Tylko, co on mógł oznaczać?
-Hmmm... Może to była przenośnia?
-Czyli...?
-Być może jaskinia to... twoje życie, do którego jesteś bardzo przywiązana.
-A ten głos... Hmmm... Nie mam pojęcia.
-"Jestem, który jestem."-powiedziała Rox.
-Może to Bóg? Ha ha ha...
-A słowa "A ty jesteś NIĄ! "?
-Hmmm... Może jestem kimś ważnym...
-Taaaa... Chciałabyś.
-No dobra. Następna sprawa. Krwawiące ramię Davida zwisające z sufitu w moim pokoju...
Rozmawiałyśmy tak jeszcze chyba z godzinę, dopóki nie przyszła mama Roxany.
-Dzień dobry, Pani Brown. -powiedziałam.
-Dzień dobry, kochanie. Rox wracaj do domu. Musisz posprzątać swój pokój. Wygląda, jakby przeszło przez nie tornado!
-Już idę, mamo. Pożegnam się tylko z Aną.
-Mhm. OK. Tylko się pośpiesz.
Pani Brown zeszła na dół i zaczęła rozmawiać z moją mamą.
-No to pa, Annabell. Jutro w szkole porozmawiamy o tym... wszystkim.
-OK. No to do jutra!
-Pa!
I zostałam z mamą sama w domu. Proszę. Proszę, aby nic się dzisiaj nie wydarzyło. Chcę odpocząć. Chociaż ten jeden dzień. Albo dwa. ☺
-Ana?- mama niespodziewanie weszła do pokoju i przerwała moje rozmyślania.
-Tak, mamo?
-Czy... czy u ciebie wszystko dobrze?
-Yyyyyyy... Tak, chyba tak. Dlaczego pytasz?
-Bo, wiesz... jesteś ostatnio jakaś przygnębiona. A do tego niedługo 10-ta rocznica śmierci Davida, więc... pomyślałam, że może...
-Nie, mamo. Nie martw się... wszystko w porządku.
-OK. Tak tylko chciałam spytać...

Sorry, że taki nudny i nic się nie dzieje, ale ostatnio jakoś nie mam weny...
Następny (chyba ciekawszy) rozdział już niebawem
PS. Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy mają moją książkę w swojej bibliotece.

Buziaki

"Opętana"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz