Rozdział 2 "Roxana"

74K 3.3K 276
                                    

Szłam do domu. Było dosyć ciepło, bo właśnie zaczynał się wrzesień.
-Bell!- krzyknął ktoś za mną.
-Rox?!
-Och, Annabell... Tak dawno się nie widziałyśmy. Opowiadaj. Co u ciebie? Jak tam u Sunny? Zdrowa? A jak tam u Austina?
-U mnie... No wiesz.... Jak zwykle... A z Austinem nie widziałam się przez wakacje. Nie było okazji. Byłam u babci. Ale za to jesteśmy umówieni na ten piątek. Mama zdrowa.
-Jak to? Przez całe wakacje? No trudno. Będziecie musieli to nadrobić. Wyglądasz na przybitą.
-To nic takiego...
-Napewno wszystko ok? Znowu "Ich" widziałaś?
-Może pogadamy u mnie w domu?-spytałam. Miałam wtedy wielką ochotę się komuś wyżalić.
- Jasne, chodźmy.
Szłyśmy w milczeniu. Już dwie alejki dalej widać było mój dom. Dom jak dom - jak każdy inny. Żółte ściany, czerwony dach. Nic nadzwyczajnego. Ludzie nie zwracali na niego szczególnej uwagi. Ważne było to co znajdowało się przed nim. Pięknie wyrzeźbione krzaczki i drzewka. Najlepsze było to, że nie zamawialiśmy żadnej ekipy ogrodniczej. To moja mama - ma talent do ogrodnictwa. Weszłysmy do domu, a potem do pokoju. Zielone ściany, tapeta w kwiaty. Oto moje królestwo! Do tego niebieskie meble, jasne panele i beżowa roleta.
-Opowiadaj. Poczujesz ulgę. Daję ci słowo.- w naszej przyjaźni "słowo" to przysięga do końca życia.
-No więc... Szłam parkiem do szkoły. Nie było dużo ludzi, jakiś pan grał na gitarze. Nagle zobaczyłam ciemnowłosego nastolatka, który szedł pare metrów za mną. Spostrzegłam, że on nie idzie, lecz LECI za mną. - chlipałam - Zaczęłam biec nie oglądając się za siebie. Ludzie gapili się na mnie jakbym była chora psychicznie. Obejrzałam się, lecz jego za mną nie było. Nadal biegłam, ale wolniej. Potem pojawił się przede mną- wybuchłam płaczem.
-Chcesz mówić dalej?- spytała Rox.
-Mhm, dam radę. No więc, wypowiedział te same cyfry, co każdy inny DUCH: 1, 9, 0, 9, 2, 0, 0, 7.
-A... co one oznaczają?
-To... data śmierci... Davida...- wymówiłam z trudem i... zemdlałam.

-Gdzie ja jestem? Co się stało?- spytałam wystraszona. Może umarłam i jestem w niebie? Albo raczej w piekle?
-Obudziła się! Pani Green! Proszę podejść! - zawołała Rox. Kurcze, a już miałam nadzieję, że jednak umarłam.
-Mamo? Co się stało?- spytałam niepewnie. A jeśli Roxana powiedziała jej o duchach?
-Nie martw się... Jesteś w szpitalu. Rox powiedziała mi, że przewróciłaś się, uderzyłaś w głowę i straciłaś przytomność.- widać było, że jej nie wierzy- Prawda?
-Yyyyyyy... Tak... Tak, rzeczywiście. Już pamiętam. Chyba się o coś potknęłam...
-No to się teraz nie martw i odpocznij.
Od razu zapadłam w głęboki sen, modląc się o to, aby się więcej nie obudzić...

Miałam iść do szkoły dopiero w poniedziałek. Super. Wszyscy pomyślą, że jestem jakąś łamagą... No bo przecież nie powiem im, że przestraszyłam się ducha... Wtedy byłabym totalnym pośmiewiskiem. Uważaliby mnie za psychopatkę, od której trzeba trzymać się z daleka.
Pozostaje jeszcze jeden problem. Nie sądzę, żeby mama pozwoliła mi iść w ten piątek z Austinem na randkę. Jest bardzo nadopiekuńcza. Czasami aż za bardzo. Głupio byłoby odwołać spotkanie, bo nie widziałam się z Austinem przez całe wakacje. A na dodatek mama go nie lubi. Twierdzi, że jest arogancki i troszczy się tylko o siebie. Nazywa go "Narcissus", czyli Narcyz.
-Mamo!- zawołałam w czwartek wieczorem.
-Jestem w kuchni!
Przybiegłam do niej szybko i zapytałam.
-Mogłabym iść jutro do miasta? Umówiłam się z Austinem. Proszę, zgódź się... Nie widzielismy się przez całe wakacje.
- Nie ma mowy. Nie powinnaś się z nim spotykać. A jak jeszcze tam zemdlejesz, to sobie tego nigdy nie wybaczę.
Wiedziałam, że nie warto z nią dyskutować, bo wtedy bym się tylko pogrążyła. Poszłam do pokoju i zadzwoniłam do Austina.
- Hej!
- Hej, mała! Coś się stało?
- Wiesz... W poniedziałek przewróciłam się i straciłam przytomność... Byłam w szpitalu. Teraz mama martwi się jeszcze o mnie i nie chce puścić w piątek z tobą. Wybacz... Może innym razem?
- No dobra. Niech ci będzie...  Ale żebyś już więcej nie zrobiła takiego numeru. Jasne?
- Tak... spoko. - powiedziałam.
No trudno. Jest zły, ale niedługo mu przejdzie. Tak jest zawsze, gdy odwołuję randkę. Pogodziłam się z tym...

~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°
Podobało się??? Mam nadzieję, że tak. Czekam na komentarze i gwiazdki. To motywuje mnie do dalszej pracy:-)
Ten rozdział dedykuje wera001w za napisanie najlepszej książki pod słońcem "Schronisko dla serc".

"Opętana"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz