13.

240 10 0
                                    

To nasze pogodzenie nic nam nie dało, tak szczerze mówiąc. Jesteśmy teraz w trasie po Korei, czyli minęły dwa miesiące. Przez ten czas między nami padły mocne słowa, a ode mnie jedno z nich brzmiało "rozwód". Przepłakałam połowę tych nocy, a część z tych przespałam u Oliwii. Nie chciałam jej się naprzykrzać, ale co mogłam zrobić?

Jednak przez ostatni tydzień nam przeszło. Puściliśmy je do żłobka na jeden dzień, ale nie zdało to egzaminu, z czego jestem wręcz dumna. Yoongi odpuścił. Nie był łzy, ale zadowolony też nie. Przez ten ostatni tydzień wyjaśniliśmy sobie wszystko i znów zbliżyliśmy się do siebie. Wydaje mi się, że nawet bardziej niż za czasów, gdy nie było dzieci. O d tego tygodnia, nie przypominam sobie, żebyśmy nazwali się po imieniu.

Yoongi wpadł na pomysł, żeby zamknąć tamten dział poprzez napisanie naszej wspólnej piosenki, którą mieliśmy nagrać po powrocie, i która miała opisywać wszystko, co działo się ostatnio między nami.

Wykładowca powiedział, że nie muszę zaliczać pracy i nie muszę nawet chodzić na zajęcia. Dostanę dyplom i tak. Yoongi bardzo ucieszył się z tego powodu i trochę mi odpuścił. Chociaż dalej był trochę nadopiekuńczy, przywykłam do tego. W domu obok mamy nowych sąsiadów, którzy mają dzieci, jedno o rok starsze, a drugie w wieku naszych, więc nie musimy się ciągle nimi zajmować, a z sąsiadką bardzo się polubiłam.

Właśnie wracaliśmy z koncertu w Seulu, mieliśmy wynajęty apartament w Daegu, więc wszyscy spaliśmy w jednym pokoju. Chłopacy stwierdzili, że pojeżdżą najpierw po swoich rodzinnych miastach.

Taehyung oświadczył się Oliwce, planują ślub za około rok. Oliwia wspomniała coś o dziecku, ale nie wiem, czy na poważnie. Widać, że są ze sobą szczęśliwi i nie muszę się martwić ani o jedno, ani o drugie. Co do Wiki i Jimina... między nimi nic się nic się nie dzieje. Ani w przód, ani w tył. Chociaż może to dobrze. Na nich jeszcze przyjdzie czas. Tamci są młodsi, ale znają się dłużej.

Ja właśnie siedziałam z mężem w pokoju, które chwilowo robiło za studio. Wymyślaliśmy tekst piosenki, chociaż opornie to nam szło, zważając na nasze głupawki.

Ja: Dobra, koniec tego.- próbowałam zachować powagę i przestać się śmiać.- Musimy brać się do roboty. To już za dwa dni.- znowu wybuchnęliśmy śmiechem.- Oppa, no!

S: Sama się śmiejesz, więc co na mnie zganiasz?- tak się odchylił, że wyrżnął się głową o ścianę, przez co znowu miałam atak śmiechu. Już mnie brzuch bolał od tego wszystkiego.- O ja! To mi dało pomysł.- wziął znowu długopis i zaczął coś pisać. Spojrzałam tam.

Ja: Oby dzieciaki nie miały charakteru pisma po Tobie, skarbie.- oparłam łokieć o jego ramię, próbując się nie udusić.

S: Masz coś do mojego charakteru pisma?- spojrzał na mnie, a ja pokręciłam głową.

Ja: Nie, ale ledwo co tu odczytuję.- zaśmiałam się już spokojniej.

S: To przepiszesz to potem? Bo jak widzę to uważasz, że pięknie piszesz, kochanie.- pocałował mnie w czoło, a potem w nos. Położyłam brodę na jego ramieniu.

Ja: Na pewno czytelniej.- uśmiechnęłam się perfidnie, a on tylko westchnął, kręcąc głową.- Oj, ja też Cię kocham.- pocałowałam go w policzek, a wtedy do pokoju wszedł Seokjin.

J: Cześć, gołąbki.- zastrzelę go za to, jak nas nazwał.- Nie chcę Wam przeszkadzać, ale zrobiłem Wam coś do jedzenia, żebyście mi tu z głodu nie padli.- postawił przed nami ciasteczka z kawałkami czekolady i dwie szklanki mleka.

Ja: Chcesz nas uśpić czy co?- zaśmiałam się, znając działanie takich rzeczy.

J: Nie, tak tylko przyniosłem. Smacznego.- wyszedł z pokoju, a ja wzięłam ciastko z największą ilością czekolady, bo jakby inaczej?

S: Ej, to było nie miłe.- powiedział, zatrzymując moją rękę i jednocześnie powstrzymując mnie od wsadzenia go do buzi.

Ja: Że niby Ty miałeś je wziąć?- uśmiechnęłam się.- Ani mi się śni.- uderzyłam go w nadgarstek i zjadłam szybko ciastko.

S: Ty mała wredoto.- zaczął mnie łaskotać. Po chwili skończyliśmy na kanapie. Ze śmiechu przeszliśmy w całowanie się. Skończyliśmy na takim etapie, jakbyśmy nie widzieli się przez cały rok. Wtedy usłyszeliśmy ciche skakanie pod drzwiami.

M: Mama, ja chcę wejść!- usłyszeliśmy, po czym wybuchnęliśmy kolejną falą śmiechu. Zepchnęłam z siebie chłopaka i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, a tam stała dziewczynka z rumieńcami na policzkach. Klęknęłam przed nią.

Ja: Dobrze się czujesz, kochanie?- spytałam, nie wiedząc co się dzieje. Przyłożyłam jej rękę do czoła, było gorące.

M: Boli.- złapała się za głowę. Wiedziałam, że jest nie dobrze.

Ja: Oppa, przyniesiesz termometr?- spojrzałam na niego, a on wstał i poszedł. Wzięłam dziewczynkę na kolana. Przytuliła się do mnie, jak do swojego misia. Po chwili wrócił ze sprzętem. Po pięciu minutach, bo termometr rtęciowy, widniała 38,5*C.

S: Co jest grane?- klęknął przy mnie, kiedy stawiałam dziewczynkę na podłodze.

Ja: Rozchorowała się, ktoś musi jutro z nimi zostać.- spojrzałam na niego. Nie miał kto, tak na dobrą sprawę, ponieważ ja musiałam pomalować Jungkooka, a reszta występowała.

S: Zrobisz mu makijaż w domu. Nie ma innego wyjścia. Chyba, że ja nie pójdę na koncert.- pokręciłam głową. Zresztą pewnie już znał odpowiedź.- A jutro poproszę mamę, żeby przyjechała.

Ja: Przecież jutro nie mamy koncertu, wracamy do Seulu i tam mamy ostatnie dwa dni.- strzeliłam go w czoło. Nie wiem o czym on myślał.

S: A, no tak. Masz rację.- podniósł się z podłogi.- Chodź do tatusia, kochanie.- podniósł Minhę.- Idziemy dać lekarstwa i położymy Cię lulu, tak?- wyszedł z nią z pokoju.



Porwana 2 || BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz