22.

214 8 3
                                    

Byłam w drodze do sklepu, bo skończył się cukier, chleb i inne potrzebne rzeczy. Było wszystko okej, do czasu aż nie wracałam z tego miejsca. No, bo kiedy idziemy do tego sklepu, w którym byłam, musimy przejść przez taką opuszczoną uliczkę. No i ja to mam szczęście. Ktoś przyłożył jakąś ścierkę do mojego nosa, przez co się odurzyłam i straciłam przytomność.

Obudziłam się w jakimś vanie. Wszystko było czarne, a z przodu siedziało dwóch mężczyzn, też ubranych na czarno. Sięgnęłam do kieszeni, gdzie powinnam mieć telefon, ale go nie miałam. Zobaczyłam, że mam związane nogi.

Ja: Ja pierdzielę, znowu to samo.- westchnęłam, a jeden z tych drani się odwrócił.

?: Obudziła się, stary.- szturchnął tego drugiego, a on kiwnął głową.

Ja: Znam już to. Mogę chociaż mój telefon? Albo wiedzieć gdzie jedziemy?- zapytałam, rozciągając się na całe trzy fotele, które znajdowały się z tyłu.

?: Uśpić ją znowu?- zapytał jeden z nich.

?: Nie, szef powiedział, że ma być przytomna.- powiedział, a ja parsknęłam śmiechem. Szef. To jakaś mafia? Zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej.

Ja: Szef? Słaba z Was mafia, skoro się nie boję?- zaczęłam się zastanawiać, czy mój śmiech nie jest wywołany stresem. Podobno śmiech jest na niego reakcją obronną. Ale przecież z jakiegoś powodu nie czułam się zagrożona.

?: Stul pysk, zaraz będziemy.- pokręcił głową kierowca pojazdu.

Ja: Ale nie ładnie się tak do kobiety odzywać.- wydęłam usta, nie wiedząc co robić.- Nudzi mi się. Gdzie jedziemy?

?: Szef powiedział, że jesteś normalna.- odwrócił się do mnie pasażer, a ja wystawiłam mu język. Świetnie mi się z nimi rozmawiało.

Ja: A skąd on niby mnie zna?- zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową. Dokąd oni mnie prowadzą, że on mnie zna. Dzidek? Ojciec? Bez sensu, ojciec nie żyje, a dziadek mnie kocha. Poza tym jest już za stary na takie zabawy.

Po pięciu minutach mojego paplania wysadzili mnie i rzucili pod ścianę. Trochę zabolało, nie powiem. Wprowadzili mnie do jakiegoś mieszkania i posadzili na fotelu, po czym odwiązali nogi. Jakaś nastolatka przyniosła mi herbatę, ale wolałam jej nie pić. Po pewnym czasie do pokoju wszedł mężczyzna, ubrany na czarno. Za nim stała kobieta.

?: Tylko nic jej nie zrób.- usłyszałam jej szept.

?: Nie mógłbym, przecież to moja córka.- ... okej, totalnie mnie zatkało. Przecież ojciec wpędził się w długi, a matka mówiła, że popełnił samobójstwo. Wstałam z siedzenia jak poparzona.

Ja: Słucham?!- wrzasnęłam, nie mogłam powstrzymać emocji.- Nie.- złapałam się za głowę.- To się nie dzieje. Upadłam, zemdlałam i to mi się śni.- oczy zaszły mi łzami.- Przecież mój ojciec się zabił, nie kłam!- wrzasnęłam jeszcze raz patrząc na mężczyznę.

?: Posłuchaj, Łucja.- skąd on zna moje imię, do cholery?!- Nie zabiłem się, to ja, naprawdę. Wiem, że źle zrobiłem. Zostawiłem Ciebie, Twoją matkę, Taehyunga i Jungkooka. Żałuję tego, dlatego Cię tu ściągnąłem.- skoro zna bieg wydarzeń, to chyba może być on.

Ja: Gdzie trafił Jungkook, kiedy wyrzuciliście go z domu?- zadałam pytanie kontrolne.

T: Do mojej mamy. Starał się Ciebie też zabrać, ale nie daliśmy.- podszedł do mnie. Czułam, że to on. Mój ojciec.- Kochanie... oddałbym wszystko, żeby cofnąć czas. Chcę dać Wam chociaż pieniądze na spłątę długów. Wiem, że nie dacie rady spłacić wszystkich dwudziestu milionów.

Ja: Dwudziestu milionów? Matka w liście napisała tylko o czterech!- policzki miałam już całe mokre od łez.

T: Tak, bo tylko o nich jej powiedziałem. Nie chciałem jej denerwować, bo byliśmy po rozwodzie.- spojrzałam na... najwyżej dwunastolatkę i kobietę stojącą za nim.

Ja: Ale na nowe dziecko już starczyło Ci pieniędzy i ochoty, żeby je wychować?- prychnęłam pod nosem.

T: Tak, wiem. Musisz mi robić wyrzuty sumienia? Zresztą i tak już je mam.- spuścił głowę, a ja odsunęłam się od niego.

Ja: Zebrało Ci się po dwudziestu latach. Zdajesz sobie w ogóle sprawę z tego, że masz pięćdziesiąt lat, a masz kilkunastoletnią córkę, podczas gdy masz też dwudziestoczteroletniego syna?!

T: Łucja, proszę Cię, nie krzycz. Yunji ma jedenaście lat, zgadza się, ale poznaliśmy się z Junjoo trzynaście lat temu. Poza tym co Cię to obchodzi?- spojrzał na mnie. Chciałam do domu.

Ja: Porwałeś mnie, a teraz mówisz, że żałujesz, że nas odrzuciłeś!- wtedy zadzwonił telefon. Poznałam mój dzwonek.- Oddaj moją komórkę.- warknęłam, a po chwili dostałam ją do ręki. Yoongi. Zarąbiście. Odebrałam.- Tak, skarbie?- próbowałam brzmieć normalnie.

S: Cześć, gdzie jesteś? Szukam Cię po całym mieście, nie mogę Cie znaleźć.- słyszałam jak pociągnął nosem. Nie chciałam mu dokładać niepotrzebnych nerwów.

Ja: Nie martw się, jestem bezpieczna. Mógłbyś zarezerwować hotel w Seulu dla trzech osób? Byłabym bardzo wdzięczna.- sztucznie się zaśmiałam i podziękowałam, kiedy potwierdził.- Będę za... Gdzie jesteśmy?- odsunęłam telefon od twarzy.

T: Inczhon.- odparł, a ja tylko wywróciłam oczami.

Ja: Za niecałą godzinkę. Byłeś u dzieci?- zapytałam, odwracając się od... taty.

S: Tak, wszystko w porządku i mama chce jeszcze z nimi zostać na dwa dni, ale gdzie Ty jesteś?- zapytał jeszcze raz, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć.

Ja: Pogadamy jak wrócę, dobrze? Jestem bezpieczna.- zapewniłam go jeszcze raz, a potem się rozłączyłam. Spojrzałam na... przyrodnią siostrę i macochę.- Jedziecie ze mną do Seulu, zatrzymacie się w hotelu. Nie mam zamiaru trzymać Cię w moim domu.- spojrzałam na ojca, a kiedy go wymijałam, walnęłam go ramieniem. Zawiózł nas pod dorm.

Porwana 2 || BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz