84.

146 7 1
                                    

V: Ja naprawdę tego nie zrobiłem. Kocham ją, przysięgam. To zdjęcie to jest przypadek przytuliłem fankę, a jej koleżanka zrobiła zdjęcie, żeby wyglądało jakbyśmy się całowali. A poza tym nie byłbym taki głupi, żeby robić to w środku miasta.- powiedział, a po jego policzkach spływały kolejne łzy.- Pamiętam jak się nazywała, mówiła, że mieszka dzielnicę obok, w tym małym białym domku. Możemy tam iść i pogadać z jej rodzicami. Jaki to ma sens ją zdradzać jak ją kocham i zaraz bierzemy w końcu przesuwany non stop ślub?


Ja: Nie wiem, ale musisz pokazać Oliwii, że ci na niej zależy i że to nieprawda. Pójdziemy do niej jak wrócimy i wszystko wyj...- usłyszałam odbicie karty do drzwi, a po chwili do środka wpadł spanikowany Yoongi z malutką na rękach.

S: Ona się dusi!- krzyknął, a w jego oczach widziałam taki strach jakiego nigdy nie było. Dziewczynka nie mogła płakać ani nabrać powietrza. Też zaczynałam panikować. Nie wiedząc co zrobić zadzwoniłam po karetkę. Powiedziałam, że ma białaczkę i wszystko inne, co lekarze powinni wiedzieć.

V: Spokojnie, siostra, przyjadą, uratują ją, będzie dobrze, obiecuję.- szeptał, ale ja pokręciłam głową.

Ja: Nic nie możesz obiecać, nie masz na to wpływu, nikt nie ma. Niech oni się pospieszą, gdzie oni są?

Operator: Już wchodzą do hotelu, ja w takim razie się rozłączam, dziękuję.- zakończyła połączenie, a ja nie wiedziałam co robić. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Otworzył Tae.

R1: Dzień dobry, gdzie jest dziecko?- spytał ratownik, a ja ją mu podałam. Położył ją na dywanie.- Podaj maskę tlenową, szybko.- zwrócił się do partnera, a on wykonał polecenie. Za nimi weszła kobieta, wyglądała również na ratowniczkę.

R2: Jak Jake skończy, wbij jej wenflon podłączymy ją do kroplówki.- Zwrócił się do kobiety, a ona zaczęła szykować igły, a on sam podszedł do nas.- Czy córka brała jakieś leki? I gdzie była leczona?

Ja: Nie była, leczona, powiedzieli, że nie mają miejsca, a nie przyjmą nas wcześniej jako dzieci idoli. Dzień po informacji wylecieliśmy tutaj. Nie mogliśmy nic zrobić.- powiedziałam, po czym w drzwiach zobaczyłam Jungkooka z Minhą.

JK: Łucja? Co się dzieje? Czemu tu są lekarze? Hazel!- zatkał buzię, kiedy spojrzał na małą. Nie miała jak krzyczeć, gdy wbijali jej wenflon. Po chwili zamknęła oczy.

Ja: Hazel! Otwórz oczka, proszę cię, mama tu jest. Proszę. Piesek, patrz. Skarbie, chcesz pieska?- pomachałam jej przytulanką. Zemdlała... Zaczęło mi się kręcić w głowie, a w uszach słyszałam szum.

Mh: Mama!- usłyszałam tylko jak krzyknęła, a potem upadłam na podłogę.  Wszyscy byli jakby pod wodą, nic nie rozumiałam. Ktoś mnie podniósł i posadził na łóżko. Potem już nie było nikogo.


Obudziłam się w szpitalu. Obok mnie leżała córka, podłączona do aparatury. Żyje! Tak! Udało się, przeżyła! Złapałam ją za rączkę, kiedy do sali wszedł lekarz.

L: Dzień dobry, widzę, że już lepiej z panią.- uśmiechnął się, jednak potem spoważniał. Do sali wszedł też przygnębiony Yoongi. Miał świeże łzy na policzkach. Spojrzałam na córkę.

Ja: Nie...- szepnęłam, a lekarz odchrząknął i zaczął mówić.

L: Z papierów, które szpital z Seulu nam przesłał, widzieliśmy, że dokonano transfuzji krwi. Krew ta jednak była zakażona, a lekarze zbadali ją po przelewie krwi. Choroba była na dosyć zaawansowanym poziomie, lekarze nie przebadali jej dokładnie. Musicie państwo napisać wniosek do sądu o zarzucenie im takiego błędu. Dziewczynka jest silna, ale obawiam się, że nie na tyle, żeby zwalczyć chorobę, wpisaliśmy ją na listę oczekiwania na szpik, chyba że pani zgodzi się jej go dać, gdyż mąż nie ma identycznego co państwa córka.- powiedział, a ja odzyskałam nadzieję.

Ja: O-oczywiście, zrobię dla niej wszystko.- spojrzałam na Yoongiego, który zaczął kręcić głową.

S: Dobrze wiesz jak reagujesz na pobranie krwi, a co będzie z taką jej ilością? Znów zwymiotujesz i jeszcze mi zemdlejesz.

Ja: Nic mi nie będzie, chcę ratować Hazel.- powiedziałam, próbując wstać. Chłopak do mnie podszedł i wziął mnie pod ramię.- Dam radę Yoongi, naprawdę. Niech pan weźmie mnie na to pobranie.- powiedziałam, a mężczyzna podsunął wózek, na którym usiadłam.- Skarbie zostań z Hazel.- powiedziałam, a on mnie pocałował, po czym lekarz wywiózł mnie z sali. Strasznie się bałam, ale wiedziałam, ze muszę zrobić to dla małej. Jednak jak się okazało, nie byłam sama. Po chwili wparował Namjoon.

RM: Cześć, kochana, wszystko dobrze? Jak się czujesz?- zapytał, kucając obok fotela, na którym właśnie siadałam. Chwycił mnie za rękę, żeby mi pomóc.

Ja: Dobrze, jest okej. Yoongi Cię tu przysłał?- spytałam, nie wierząc w czyny męża.

RM: Tak, ale też chciałem zobaczyć co z tobą, wszyscy czekamy na dole w kawiarni. Dzieciaki nie wiedzą co się dzieje, my w sumie też. Co z Hazel?- spytał, głaszcząc mnie po dłoni. Pielęgniarka naszykowała igłę, a ja ścisnęłam Namjoona. Kobieta wbiła mi coś w rękę.

P: Rozluźnij, żeby leciała krew.- poprosiła, a ja wykonałam jej polecenie. Wiedziałam, że potem nie będzie ze mną dobrze. Nigdy nie jest po pobieraniu krwi, a co będzie teraz kiedy jej trochę oddam. Wtedy przyszedł też Seokjin.

J: Pomyślałem, że ci pomoże.- uśmiechnął się, pokazując mi gorzką czekoladę. Chciałam ją wziąć, ale nie mogłam ruszyć ręką. Brzydziłam się na samą myśl, że ta rurka, igła czy cokolwiek tam jest grzebie mi w żyle.

Ja: Dziękuję, a mógłbyś mi otworzyć? Nie chcę ruszać tą ręką.- poprosiłam, co on zrobił i chwilę później już jadłam czekoladę.

J: Rozmawiałem z Wiką. Boi się, ze będzie miała tak samo.- posmutniał, a ja westchnęłam.

Ja: Niech się nie martwi, na pewno będzie wszystko dobrze. Niech się cieszy, że jak na razie wszystko jest dobrze. To i tak cud, że ma dziecko z Jiminem.- powiedziałam, nie wiedząc co innego mam mówić.

RM: Chyba że ono nie jest Jimina.- zaśmiał się Namjoon. Spojrzałam na niego z jadem. Chwilę później wszyscy się śmialiśmy.

Ja: Ona by czegoś takiego nie zrobiła. Cierpiała, wiem. Ale tyle się starali, nie zrobiłaby mu tego.


JIMIN

RM: Ono nie jest Jimina.- podsłuchałem przy sali. Nie... niemożliwe... Jak ona mogła?

Porwana 2 || BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz