Rozdział III | część 1

68 5 0
                                    

-Ha.... ha... halo... halo...? Cz... czy... mnie... słyszysz...? Czy mnie słyszysz...? Nie mogę... halo...? Słyszysz...? Ummm.... Nie mogę nawiązać z tobą kontaktu od kilku dni. Wszystko w porządku?

-........

-Halo...? Słychać mnie...?

-Ten kogo oczekujesz tutaj nie przyjdzie.

-Halo....? Kim jesteś....? Czekaj...... to nie ty, prawda...?

-.........

-Dlaczego..... dlaczego tu jesteś....? Nie powinno cię tutaj być.......

-O tym... ja decyduję.

-Co....? Czemu....? Gdzie jest ---------------?

-Nie przyjdzie. Nie przyjdzie... hah... hah... hah...

-Poczekaj....... nie idź...... halo....? Jesteś tam jeszcze......? Halo....? Halo......

Rozdział III: Uwięzieni w płuapce pozorów.
Początek.

...

...

Czyj... to był głos...?
Eh, moment, co ja przed chwilą miałem w głowie? Już nie pamiętam. Em... no w każdym razie, jakiś czas po rozprawie, poszedłem jednak położyć się spać, i wygląda na to, że budzi mnie orzeczenie dnia kolejnego. To znaczy, że spałem pół dnia i całą noc? No, nic dziwnego, że jestem taki otępiały. Aczkolwiek... musiałem chyba odespać, byłem naprawdę zmęczony. No to teraz... pora na śniadanie, tak?
Powoli wyczołgałem się z łóżka i podreptałem w stronę drzwi. Jeju... czuje się tak dziwnie. Tak beznadziejnie. To nie jest to samo uczucie, gdy straciłem Barbarę, ale jest tak samo... okropne... dobijające... chyba muszę iść z kimś pogadać.
Droga z mojego domku do restauracji wydawała mi się dużo dłuższa niż zwykle. W zasadzie, to zdawała się nie mieć końca. Chciałem przyspieszyć kroku, ale moje kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. No dobrze, to idę tym tępem...
W końcu, restauracja. Gdy otworzyłem drzwi, zauważyłem, że większość już tu jest. Ale... nie było głośno, tak jak to jest zazwyczaj. Ta cisza wcale nie poprawiała mi nastroju. Usiadłem do tego stolika co zawsze... znowu kolejne miejsce jest puste. Ostatnio jeszcze siedziała tu Xinyan... po prostu postaram się nie patrzeć w tamtą stronę. Siedzi tu jeszcze Fischl, no i... Kazuha, na którego patrzy się przeszywającym wzrokiem. Wynikało z niego jednoznacznie, że nie jest zadowolona z faktu siedzenia obok niego. Jednak samuraj się tym zbytnio nie przejmował, i jadł swoje śniadanie ze stoickim spokojem.

-Hej...- chciałem jakoś przerwać tą ciszę, więc się z nimi przywitałem.

-Hej- tylko Kazuha mi odpowiedział.

-Em... gdzie jest Oz?- chciałem zagadać jakoś do Fischl.

-Ozwald, mój dzielny sługa... jego historia zatacza krąg... po raz kolejny, wa...

-Walczy z mechami na kolejnej wyspie, prawda?- zgadłem, trochę jej przerywając.

-Tak... w istocie. Aczkolwiek, moja historia toczy się tylko po linii prostej, zostawiając mary niepokoju daleko w tyle. Powiadam wam, skoro poprzednia bitwa została wygrana, na wygranie i tej są duże szanse.

-Czyli... nie martwisz się już o niego?

-W rzeczy samej.

Gdy wątek się zakończył, niestety zakończyła się cała rozmowa. Ehm, no tak, dzisiejszy nastrój zupełnie temu nie sprzyja. Nie ma Ayaki... kto nas teraz z tego wyciągnie?
Podczas, gdy jadłem, to zerknąłem, jak tam radzi sobie Thoma. Ten widok był niestety tylko bardziej dobijający. Z całkowitą pustką w oczach, dłubał widelcem w swoim talerzu z jedzeniem, i raczej nie wyglądało, jakby miał zamiar cokolwiek skonsumować. Diona siedziała zaraz obok niego, i była trochę w lepszej kondycji, chociaż niezaprzeczalnie smutna, co można zobaczyć po ciągle oklapniętych uszach. Wyglądała trochę, jakby chciała coś do Thomy powiedzieć, ale zaraz potem jednak rezygnowała, albo nie wiedziała, co... albo zastanawiała się, czy faktycznie to zrobić...? Z nimi przy stoliku siedziała też Noelle. Zdaje się, że ona specjalnie przygotowała Thomie posiłek. Miło, że się o niego zatroszczyła...

Genshinronpa 2: Welcome HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz