Rozdział I | część 1

72 4 0
                                    

Rozdział 1: Jak morskie fale z kroplą niepokoju.
Początek.

Robiło się już ciemno, a my nadal staliśmy przed tą złowieszczą statułą. Byłem smutny. Nie byłbym aż tak bardzo zdziwiony, gdybym tylko ja utknął w sytuacji jak ta, ale przecież utknąłem tutaj z tymi wszystkimi ludźmi... Przeniosłem na nich swojego pecha. Szczyt Nadziei popełnił wielki błąd rekrutując mnie... Powinienem był odmówić, powinienem pomyśleć o innych. Serce bolało mnie też na widok płaczącej Fischl, którą Mona i Yanfei próbowały pocieszyć. Dlaczego to musi tak być...

-To... co robimy?- Gorou przerwał ciszę.

-Z pewnością nie możemy się nawzajem krzywdzić- odpowiedziała mu Amber- Musimy się jakoś uspokoić i na spokojnie przemyśleć, jakie działania podejmiemy później...

-Więc proponuję, żebyśmy wszyscy poszli spać, a jutro rano wszystko omówimy- stwierdziła Ayaka- Teraz jesteśmy... zbyt zszokowani i zmęczeni.

-Dobry pomysł- przytaknął jej Thoma- Mamy swoje domki więc... w nich zapewne możemy nocować, czyż nie?

-Zdaje się, że właśnie tak...- odpowiedziałem mu.

-Hej... ale nie bądźmy tacy przybici...- Yoimiya widząc mój stan, położyła dłoń na moim ramieniu, aczkolwiek mówiła do wszystkich- Jest nas aż szesnaście, z pewnością nas ktoś szuka. Pewnie wysłali już pomoc, więc to tylko kwestia czasu jak po nas przybędą.

-Czyli uważasz, że ktoś, kto ma władzę wyłączyć wizje, nie byłby w stanie założyć takiej możliwości i się zabezpieczyć?- przygadała jej Eula.

Yoimiya chciała jej coś odpowiedzieć, ale musiała chwilę nad tym pomyśleć.

-Cóż... wtedy być może poczekamy trochę dłużej. Ale z pewnością kiedyś się to stanie!

-Przepraszam. To moja wina- westchnąłem. Naprawdę się czułem winny i zobowiązany przeprosić.

-Bennett, o czym ty mówisz...?- zdziwiła się Barbara.

-Jestem ostatecznym pechowcem i zwykle przenosiłem też pecha na ludzi wokół mnie. Tak jest zapewne i tym razem, i cała sytuacja jest przez to, że ja po prostu tu jestem- wyjaśniłem.

-Mówiłam ci, że to absurd...- Barbara wzięła moją dłoń w swoje dłonie- Bennett, nie wolno ci się obwiniać! Świat nie działa w taki sposób!

-Nie możesz się obwiniać za rozwój przypadkowych wydarzeń, na które nikt z nas nie ma wpływu- wtórował jej Gorou- Coś takiego jak "pechowy zły urok" nie istnieje. Nikt z nas tutaj nie uważa, że to przez ciebie.

Eh... ciekawe, co się musi stać, by zaczęli mi wierzyć. Lepiej będzie, jak po prostu sam będę się starał trzymać z dala od nich.

-Cóż, tak czy inaczej, pesymizm w obecnej sytuacji nie jest wskazany- Kazuha miał na twarzy delikatny uśmiech, jak gdyby nigdy nic się nie stało- Lepiej będzie, jeśli będziemy zachowywać się tak, jakby nic nie zaszło, i dalej cieszyć się wakacjami.

-O właśnie, i spokojnie czekali na ratunek korzystając z tego, że nie musimy chodzić na lekcje!- Yoimiya ucieszyła się, że ktoś popiera jej zdanie- Zobaczycie, jeszcze będziemy to wspominać z uśmiechem!

-Niech was piekło pochłonie wy nędzni śmiertelnicy za nieludzkie oczekiwania- burknęła do nas Fischl.

Jej wyraz twarzy był rozpaczliwy i zły jednocześnie. Jakby... chciała zemsty. Nie należało to do najmilszych spojrzeń... Ale to też nasza wina. Rozmawiamy o tym, żeby zapomnieć o wszystkim i cieszyć się tworząc radosne wspomnienie, a ona właśnie straciła najbliższego przyjaciela. Te wydarzenia nigdy nie będą dla niej radosnym wspomnieniem. Widziałem, jak Yoimiyi zrobiło się głupio, że o niej zapomniała. I chyba nam wszystkim... Bo nikt nie wiedział, jak się odezwać.

Genshinronpa 2: Welcome HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz