Rozdział II: Ci dzielni na straży naszego spokoju!
Początek.Bolała mnie głowa. Tak w sumie to nic dziwnego, bo całą noc nie zmróżyłem oka. Jak niby miałbym? Bez przerwy, co próbowałem zamknąć oczy, miałem przed sobą obrazy tych martwych ciał. Raz Gorou, raz Barbary... zastanawiałem się, czy ktoś jeszcze z nas czuje się podobnie. Jak ja będę funkcjonował? Gdy nastał poranek, wciąż nic się nie zmieniło i nie mogłem spać, a jednocześnie nie mogłem też wstać, bo byłem zbyt wyczerpany. Uhh... jak to się dla mnie skończy?
-Hej Bennett, wszystko okej? Długo nie wychodzisz...- słyszałem, że ktoś puka do moich drzwi. Najwyraźniej jednak mój mózg nie działał w tym momencie na tyle dobrze, by przypomnieć sobie, czyj to głos.
-Ej Benek, bo zaraz wejdziemy nieproszone!- odezwał się drugi głos.
No tak, no tak... wypadałoby odpowiedzieć...
-Wejdźcie...- powiedziałem od niechcenia.
Tak więc moje drzwi zostały otworzone w bardzo ostrożny sposób, i do środka weszły Ayaka oraz Xinyan.
-Ty jeszcze leżysz?!- zdziwiła się ta druga.
Natomiast wyraz twarzy Ayaki mówił wyraźnie, że okropnie się martwi. Chyba jednak powinienem postarać się nie przynosić innym problemów... tak czy inaczej.
-Już miałem wstać, po prostu... troszeczkę się nie wyspałem i było mi ciężko!- od razu zacząłem się podnosić i nawet wysiliłem się na uśmiech.
-No to świetnie, bo już się zaczynałam martwić, że popadłeś w jakąś depresję, czy coś...- Xinyan mogła odetchnąć.
Jednak Ayaka nie bardzo to kupiła. Wciąż patrzyła się na mnie pełna współczucia. Później jednak... chyba też postanowiła kontynuować ten teatrzyk i również się uśmiechnąć.
-Wszyscy jemy jeszcze śniadanie, dobrze by było, żebyś do nas dołączył- powiedziała.
-Tak, jasne! Zaraz będę!
Gdy wyszły, zostawiając mnie na moment samego, poszedłem do łazienki trochę się ogarnąć, a później, zgodnie z obietnicą, powędrowałem prosto do restauracji. Dwa puste miejsca, dokładnie tam, gdzie zazwyczaj siadali Barbara oraz Gorou wyraźnie zabolały. Ale... muszę wziąć się w garść i jakoś przejść do porządku dziennego. Usiadłem obok Kazuhy oraz Xinyan (czyli w sumie mniej więcej tam, gdzie zwykle), mając nadzieję, że rozmowa z którymś z nich pomoże mi zapomnieć o problemach chociaż na chwilę. Tak więc też miałem ogromną nadzieję, że tematem rozmowy nie będzie wczorajszy dzień...
-Jak się wam podobała wczorajsza rozprawa?- zaczął Kazuha. Ah, no więc się przeliczyłem...
-Gościu, co to za pytanie?- Xinyan popatrzyła się na niego jak na wynaturzeńca.
-No bo jakby o tym pomyśleć, to jest to przecież całkiem kreatywna rozrywka- niestety, ale zdawał się mówić poważnie- To jak oglądanie walki na ringu, z tym, że tutaj walczy się na słowa, a nie przez przemoc fizyczną! A najlepsze jest to, że my, czyli ci, którzy walczymy, jesteśmy śmietanką społeczeństwa, która została obdarowana wizjami oraz talentami! Każdy umysł tak samo genialny, każda dusza tak samo bogata, no i... obfitująca w nadzieję rozkwitającą tym bardziej, im więcej jest rozpaczy!
Nie do końca zrozumiałem, o co mu właściwie chodzi, jednak było to trochę na innej zasadzie niż słuchanie Fischl...
-No ale...- Xinyan przeżuła kanapkę, którą właśnie jadła- by doprowadzić do takiej rozprawy, to musi dojść do całkiem poważnej przemocy fizycznej, co nie?
CZYTASZ
Genshinronpa 2: Welcome Hope
FanficUczniowie chcący rozpocząć edukację w Akademii Szczytu Nadziei, niespodziewanie lądują na tajemniczej wyspie. Wakacyjny raj, jakim zdaje się ona z początku być, niestety wcale nie istnieje, a życie bohaterów zmienia się w istne piekło. Jest to drug...