Rozdział I | część 5

37 5 0
                                    

Hałas podczas śniadania to po prostu reguła, więc stwierdziłem, że już nawet w myślach nie ma co tego komentować. Jak zazwyczaj, usiedilśmy razem z Kazuhą, Gorou oraz Xinyan. Gorou, tak samo jak ostatnio, wyraźnie przysypiał... kolejna zerwana nocka?

-Oj Gorou, Gorou, co ja mam zrobić, żebyś nie narażał się w nocy na niebezpieczeństwa...- wzdychał Kazuha, dziś go jednak nie odpychając ze swojego ramienia, a bawiąc się jego uszami i włosami.

-Jak tylko dowiem się chociaż tego, jaki jest mój talent, to przestanę, przysięgam...- odburknął od niechcenia.

-Może ci się nie udać, a zamiast tego coś ci się stanie, wiesz o tym?

Do naszego stolika przyszła też Diona. Nie siedzi razem z Ayaką i jej przyjaciółmi? Cóż... w takim razie jestem pewien, że znowu przyszła nam dokuczać.

-Gorou chyba bardzo chce paść jako pierwsza ofiara zabójczej gry, czyż nie?- zaczęła rechotać.

-Jakiej zabójczej gry?- wtrąciłem się- Nie ma żadnej zabójczej gry. To, że Monopaimon...

-Mylisz się, Bennett. Zabójcza gra się już rozpoczęła- zrobiła okropnie straszną minę, gdy to mówiła.

-W zasadzie to gra rozpoczęłaby się dopiero, gdyby pierwsze morderstwo się wydarzyło...- zastanowił się na głos Kazuha.

-Zamknij się, Kazuha!

Z jakiegoś powodu, jak tylko Kaedehara zaczyna coś mówić w obecności Diony, to dostaje właśnie taką odpowiedź...

-Gadamy o zabójczej grze, tak więc sprawia to, że już się rozpoczęła. I pewnie już komuś przeszło przez myśl, by zamordować- dokończyła swoją sentencję w miarę sensowny sposób.

-Gadamy, bo ty ciągle rozpoczynasz ten temat!- wkurzył się Gorou.

-Bo was, idiotów, trzeba trochę przymusić do myślenia o zaistniałej sytuacji! Tylko udajecie, że nic się nie stało!

-A co ty możesz wiedzieć?!- Gorou położył uszy po sobie i odsłaniał bardziej zęby, zupełnie tak, jak robią psy, gdy się wściekną.

-Wiem tyle, że robisz głupoty, więc zapewne dużo nie myślisz!

-Nie wiesz jakie są moje działania ani jakie są ich motywy, więc się nie wypowiadaj!

-Gorou, spokojnie...- starał się coś zaradzić ostateczny samuraj.

-Zamknij się, Kazuha!- Diona jak zwykle odtrącała nawet pomoc...

-Ehh... psy i koty chyba po prostu nie mogą się dogadywać, czyż nie?- szepnęła do mnie zmartwiona Barbara.

-Eej, kochani...- teraz Xinyan wstała i stanęła między Dioną a Gorou, by uniemożliwić obojgu użycie siły- Nawet, jeśli ktoś nie chce cieszyć się wakacjami i woli się martwić, to może to robić w zaciszu, co nie? Nie kłóćmy się, i tak to tylko generuje niebezpieczeństwa!

-Dobra, niech ci będzie...- ostateczna barmanka przewróciła oczami- Nie chcę paść jako pierwsza ofiara z rąk tego rudego kundla.

Gorou chciał jej jeszcze odwarknąć, ale się powstrzymał. Po prostu wziął głęboki oddech i wrócił na swoje miejsce, znów przytulając się do ramienia Kazuhy. Diona też sobie poszła.

-Kazuuu, jak mnie ten kot wyprowadza z równowagi, to po prostu nie jestem sobą....- marudził.

-No już dobrze, dobrze, poszła sobie...- niby chciał go pocieszyć, ale tak naprawdę to był raczej czymś zamyślony.

-Tak w ogólę Kazu, biorę cię dzisiaj na poszukiwania!

-Mhm...

Resztę śniadania spędziliśmy w miarę normalnie. Zjadłem sobie jakieś kiełbaski co były na stole, i gadałem z Barbarą. Nie mogłem się jednak doczekać końca. Przecież po śniadaniu ma mi powiedzieć, co na dziś planowała! Właśnie dlatego, podczas gdy wszyscy powoli zaczęli odchodzić, my nadal siedzieliśmy w restauracji. I w momencie, gdy nie było już tutaj nikogo oprócz nas, Barbara wyskoczyła ze swojego miejsca, widocznie bardzo czymś podekscytowana.

Genshinronpa 2: Welcome HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz