late nights

399 50 136
                                    

Przepraszam, ale.. vote?

Wybudził mnie głośny budzik mojego telefonu. Zacząłem głęboko oddychać i łapać ciężkie oddechy, gdy moje powieki się otworzyły. Podniosłem się do siadu, czując suchość w gardle.

Po chwili opadłem tym razem nie na piasek, ani łóżko. Był to beton.

Zimny i twardy, moje nogi były poza terenem dachu, gdy siedziałem na jego krawędzi. Spojrzałem w dół, była noc, a panorama Nowego Yorku odbierała mi oddech.

Wstałem, zwracając uwagę na paczkę malboro tuż przy moich stopach. W dłoni miałem swoją zalapniczkę, tą co zawsze - białą i matową. Już nie czułem nicości. Czułem, że to jest tu i teraz. To nie był już więcej sen. To były realia.

Zaciągnąłem się mroźnym powietrzem, wypełniając nim swoje płuca. Moje lodowate kończyny drętwiały przy tej temperaturze. Byłem bardzo wysoko, a podemną rozciągały się ulice miasta. Czułem, że jestem wolny. Bo byłem wolny.

Jednocześnie towarzyszyło mi uczucie strasznego przygnębienia, tak jakbym nigdy bardziej nie czuł się tak okropnie. Mimo tego nie umiałem sobie przypomnieć przeszłości, ona była zamazana i oddalona od tego co jest tu i teraz.

Moje palce wychodziły już za krawędź, odchyliłem głowę, po czym odwracając się tyłem do przepaści, poczułem jak teraz moje pięty muskane były przez to powietrze.

Tonę.

Wplątałem swoje zimne opuszki roztrzęsionych palców we włosy. Przyłożyłem swoją dłoń do szybko bijącego serca. Ciągnąłem swoje kosmyki, dosłownie wyrywając zaciśniętymi dłońmi ciemne pasma. Objąłem siebie ramionami, czując nie przyjemny zimny pot na mojej skórze.

Odetchnąłem, wstając na odrętwiałe i niestabilne nogi. Zgasiłem lampkę nocną, która paliła się całą noc. Również zamknąłem okno, które wpuszczało tym razem ciepłe powietrze. Jak na ranek było dość gorąco tego dnia, więc sięgając po czarny t-shirt wziąłem również ze sobą jasne jeansy kroju mom jeans. Z tym ruszyłem pod prysznic, by zmyć z siebie irytujący pot.

Nie trwało to długo, za nim dotarłem do łazienki. Pierwsze co wybiło mi się w lustrze to moje wory pod oczami i dwie malinki na szyi, które na szczęście nie były już prawie w ogóle widoczne. Po właśnie te dwa powody zawsze miałem przy sobie korektor, jedynym minusem było to, że zawsze gdy go kupywałem to kasjerki w drogeriach skanowały mnie upierdliwym wzrokiem. Oderwałem od siebie wzrok, zakluczając drzwi.

Zdejmując z siebie ubrania zauważyłem jeszcze jeden różowy ślad na obojczyku. Powstania go nie pamiętałem i stwierdziłem, że lepiej się w to nawet nie zagłębiać.

Po krótkiej chwili odkręciłem gorącą wodę, a wchodząc pod jej strumień poczułem jak muska moją skórę. Parzyła moje barki, zmywając z nich każdy brud, tak bardzo pragnąłem, by zmyła również te mentalne. Przymknąłem powieki, przecierając swoją twarz.

Już za chwilę miałem zobaczyć się z blondynem, siedząc przy wysepce w kuchni wpatrywałem się w moją mamę, robiącą ciastka wraz z Jacob'em. Byłem zmęczony, a przy tym, że zapomniałem użyć korektora nonstop trzymałem swoją dłoń na szyi, by zakryć zaróżowienia.

High enough • DreamnotfoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz