Jego głowa zdawała się cięższa niż zazwyczaj, brązowe oczy wędrowały między tłumem ludzi do okoła, analizując otoczenie. Świadomość odeszła w zapomnienie, odbiło się po niej jedynie blade piętno. Został on sam. Myśli przechodziły z jednego szczebla na drugi, będąc coraz bardziej natrętne. Jego ręce delikatnie się trzęsły, a oddech był bardziej intensywny niż zazwyczaj.
Wszystko zdawało się być inne, spostrzegania zmieniły się w blefy, a zmysły zaczęły być uciążliwie wyczulone. Jego blade dłonie zdawały się delikatne, lekkie, a wszystko z otoczenia je kaleczyło. Raniło je każde chwilowe wysilenie receptoru dotyku.
"George!" usłyszał energiczny głos Punz'a, obejmującego go ramieniem.
"Hej." mruknął pod nosem w smętnym tonie, dosłownie niesłyszalnie. Wciąż rozglądał się na około, a ludzie rozmywali się, przybierając postać smug.
"Chcesz już wracać do domu? Jedyna podwózka, moi znajomi oferują."
Brunet pokiwał głową, przystając na propozycję jasnego blondyna, który lekko się uśmiechnął i ruszyli obaj w stronę wyjścia. Luke wciąż podtrzymywał jego bok, widząc stan przyjaciela, lecz nic nie mówił na ten temat. Ich atmosferę zapełniał śmiech i pozytywne emocje, tlące się w okół nich.
Jego krok wydawał się chwiejny i nieprzemyślany. Drażnił go zapach papierosów hardo unoszący się w powietrzu, oddziałowywujący na cząsteczki tlenu. Złapała go ochota na skorzystanie z używki przepełnionej nikotyną, lecz zagłuszały to pływające w nim promile.
Wychodząc na podwórko, uderzyła w niego smukła fala delikatnego powiewu, a temperatura wiosennej nocy przyprawiła go o ciarki.
Staczał się powoli, zatapiając się w myślach. Jego płuca zapełniał na nowo zanieczyszczonym powietrzem, które zdawało się zwilżać jego wnętrze. Wypełniające go zimno, które pochodziło z wolnych powiewów na tle ciepłej nocy zdawało się przyjemne.
Gdy finalnie doszli do auta, wszedł do środka na tylne siedzenia. Na miejscu kierowcy siedział Karl Jacobs, reszta stała jeszcze przed autem, żegnając się z właścicielem posesji.
Po kilku minutach przeciągającego się oczekiwania wypełnionego ciszą, do środka wszedł Sap, Punz i Alex. George unikał konwersacji z Sapnap'em, Karl'em i Alex'em, gdyż nie było to jego towarzystwo. Nie czuł się z nimi komfortowo. Awesamdude, Dream, Alyssa, Sapnap, Ranboo, Punz, Quackity i Jacobs byli osobami, od których lepiej się odsuwać. Małe zadarcie im nosa oznacza twój dosłowny i głęboki koniec. Są w stanie zniszczyć każdego na pstryknięcie palca, są w stanie wpłynąć na twoje życie i twoją przyszłość.
George trzymał się od nich z daleka, wyjątkiem była relacja z Punz'em. Przyjaźnili się od przedszkola i byli nierozłączni. Mimo towarzystwa z jakim trwał jego przyjaciel, ich relacja tliła się dalej na grubym więzie wspomnień i przywiązania.
Brązowooki siedział w ciszy, jego wzrok został wbity w martwy punkt. Bał się rozglądać i cokolwiek mówić. Jego ciało zdawało się zastygać, a płuca zastopowały swoją pracę. Delikatnie wbijał płytki swoich paznokci w swoją dolną, popękaną i wysuszoną wargę. Jego stres przyprawiał go o praktycznie niewidczone trzęsienie dłoni, delikatnie bawił się paznokciami, próbując się uspokoić. Zrobiło mu się nieprzyjemnie duszno, a wzrok utkwił na jego butach.
"Podasz adres?" usłyszał spokojny głos Karl'a, dochodzący do jego uszu. Gdy zrozumiał, że chodzi o niego, szybko analizował odpowiedź.
"Greentrale 17." odpowiedział, na co Jacobs pokiwał głową, płynnie skręcając w jedną z przecznic. Poprawił zerówki w złotych ramkach na swoim nosie, na nowo zatapiając się w konwersacje z innymi.
Nocna panorama Californii uczulona była na ciagły ruch. Nigdy nie było tu pusto, lub cicho. Zawsze unosiły się tu jakieś odgłosy, lub światła. Ogólne czynniki świadczące o nie spaniu tego miasta.
W aucie nie było cicho, wszyscy dyskutowali śmiejąc się. Nowe tematy napływały jak strumyki do źródła, utrzymując dyskusję na linii. George wciąż milczał, nie wsłuchując się w padające do okoła niego słowa.
♧
Jego oczy skarciły budynek przed nim, zatrzaskując drzwi, podziękował za podwózkę, żegnając się z Punz'em. Gdy auto odjechało z delikatnie słyszalnym piskiem opon, westchnął ruszając w stronę drzwi wejściowych. Mógł wejść oknem, lub zwyczajnie poprosić swojego brata o wejście, lecz nie miał na to siły. Wchodząc do środka, przywitał go wzrok jego rodzicielki. Nie był on surowy. Grace nie była surowa po stracie córki. Była bardziej może wyrozumiała, wiedziała co dzieje się z George'm i co robi na wieczór. Martwiło ją to, lecz mu ufała. Posłał jej sztuczny uśmiech, ukazując swoje białe zęby.
"Cześć George." powiedziała z jej ciepłym tonem. "Gdzie byłeś?" spytała się, co go lekko zdziwiło. Była to nowość, ostatnie takie pytanie dostał kilka miesięcy temu. Rzadko okazywane było mu zainteresowanie, co również było czynnikiem oddziałowywującym na jego psychikę.
"U kolegi, mieszka za rogiem, na sąsiedniej ulicy." nie przyzna się, że był kilka mil dalej. Jego mama kiwnęła głową, wracając uwagą do telewizora, na co ruszył na piętro do swojego pokoju. Jego ciężkie i zmęczone kroki obchodziły się echem po ciemnej klatce schodowej.
Zamknął drzwi, a mrok w pokoju przykuł jego uwagę. Założył na siebie kaptur swojej granatowej bluzy, kładąc się na łóżko. Jasny ekran jego telefonu rozniósł lekkie oświetlenie po pomieszczeniu.
Skupił się na jednym powiadomieniu, przykuwającym jego uwagę.
Clay Wilson sends you a friend request
Zmrużył oczy, nie dowierzając w napis znajdujący się na wyświetlaczu.
Kliknął szary przycisk Remove i zaczął przeglądać inne media społecznościowe. Jego oczy zjechały na zdjęcie wstawione świeżo na Instagramie. Na profilu Punz'a, był tam z Karl'em i Sapnap'em. Wszystko okej, lecz był tam w tle, spalając resztkę joint'a.
Przetarł twarz jedną dłonią, zastanawiając się, czy nie poprosić Luke'a o usunięcie tego zdjęcia.
Bał się, że jego mama to zobaczy. Nie interesowała się zbytnio jego towarzystwem i życiem koleżeńskim, ale obserwowała go i Punz'a na mediach. Negatywne myśli lekko przejęły jego głowę, lecz starał się je odgonić. Czując jak jego koncentracja i czyste myślenie obmywa się, poczuł pragnienie bycia czystym i trzeźwym.
Wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić i przejąć kontrolę nad emocjami. Tak na prawdę, jego mama nie powinna być zdziwiona widząc go, palącego narkotyk. Lecz na pewno nie byłaby zadowolona.
Kiedyś George robił wszystko, by jej nie zawieść. By był wystarczający. Teraz ma to gdzieś, wystarczająco dużo kłótni z mamą miał na jego drodze, obaj mają ich już dość. Na dodatek śmierć jej córki spowodowała, że jest bardziej bezinteresowna wobec jej synów. Zaczęła obwiniać się, że nie dawała jej wystarczającej przestrzeni przy życiu wśród rówieśników. W głębi duszy nadal nie chce, by jej dzieci chodziły zbiorowiska typu imprezy.
Lecz najwidoczniej nie ma siły włożyć w to odrobinę uwagi.
an: kocham was, milego dnia/nocy. Trzymajcie sie<3333
CZYTASZ
High enough • Dreamnotfound
PoesíaSam nie wiedziałem dokąd tak na prawdę to zmierza. Zwyczajnie podążałem z prądem, popadając w to coraz głębiej. Problematyka tkwiła w tym, że to on jest tym prądem. On skręca, on prowadzi. Jestem jak laleczka, która zawisła na cienkich, plecionych w...