⚠️TW⚠️: używki
Dochodziła już godzina dziewiąta, siedząc w szkolnej ławce jedynie zrzędziłem mentalnie na każde wykonywane działanie matematyczne na białej powierzchni zwanej 'tablicą'.
Po małej ilości snu utrzymywałem się jedynie na tabletkach wspomagających koncentrację. Miałem ochotę tonąć w otchłani myśli, nie musząc już nigdy się od nich odrywać.
Dzwonek rozbrzmiał po mojej głowie, za co dziękowałem całemu wszechświatowi. Z odetchnięciem w duszy wstałem, pakując rzeczy do swojego plecaka, po czym wyszedłem z klasy. Korytarze niemal odrazu po brzegi zapełniały się tłumem.
Ruszyłem w stronę jednej z ławek. Siadając na płaskiej powierzchni, wyjąłem telefon, przeglądając twitter'a. Usiadłem bokiem, z nogami na ławce, dzięki czemu było mi wygodniej. Z kieszeni wyjąłem jeszcze parę białych słuchawek, przez kolejne dwie minuty walczyłem z rozplątaniem ich. To gówno zawsze musiało się plątać, identycznie jak kręte wątki w moim życiu. Po finalnym rozplątaniu ich, podłączyłem je do komórki, odpalając album SOUR na Spotify. Moje myśli pływały spokojnym strumieniem. Po chwili poczułem rękę na moim ramieniu. Uniosłem głowę, napotykając Punz'a i Clay'a.
Luke usiadł na przeciw mnie, wyjmując mi słuchawkę z ucha. Zielonooki stał zaledwie trzy stopy(amerykanska jednostka) dalej odemnie.
Przy kontakcie wzrokowym z zielonymi tęczówkami czułem kłucie w klatce piersiowej, było nieznośne. Szybkim ruchem przeniosłem wzrok na Luke'a, co przybrało postać ucieczki. Clay dzisiaj nie zdawał się być energiczny, a jego kąciki ust utrzymywały się w dość nie zbyt entuzjastycznym wyrazie twarzy.
"Idziemy dzisiaj na imprezę u Madison, nie masz wyboru, musisz tam być." zaczął Punz, na co westchnąłem.
"Ja nie idę." mruknąłem sucho w tym samym czasie, co Clay. Znowu na siebie spojrzeliśmy, przez co zauważyłem znowu ten sam wyraz twarzy, który zdawał się mnie wykańczać.
"No nie ma mowy, dwoje najlepszych imprezowiczów!" klasnął w swoje dłonie z rozbawiającym i sarkastycznym oburzeniem, ale mój skamieniały wyraz twarzy się nie zmieniał.
Byłem zmęczony i nie miałem siły na zanurzanie się w alkoholu, pomimo ogromnej ochoty na to jakże znane uczucie.
Gdy Luke zrozumiał, że nie zmienię zdania, lekko spoważniał. "No dobra, to co ty na to, bym przyszedł dzisiaj do ciebie na jakąś noc filmów? The Walking Dead może będzie okej?"
"Nie mam ochoty dzisiaj, przepraszam." wzruszyłem ramionami na co westchnął. "Może za tydzień?" rzuciłem, na co pokiwał ze zgodą głową.
"No a ty, Dream?" zwrócił się do blondyna, na co zielonooki jedynie pokiwał przecząco głową. "Drzwi otwarte, przychodźcie jak będziecie chcieć. Raczej znacie adres." wstał, oddalając się od nas w stronę Alyssy, Nick'a, Karl'a, Alex'a i Sam'a.
"Cześć." powiedział prawie szeptem, krążąc szmaragdowymi tęczówkami po szarawych kaflach.
"Cześć." mój ton był unormowany, a głos jeszcze cichszy niż jego. Obstawiałbym, że mnie nie usłyszał, ale wystarczał delikatny ruch ust.
Po chwili wsadziłem słuchawkę z powrotem do ucha, sprowadzając nogi na płaską powierzchnię. Usiadł obok mnie, przeczesując swoje włosy.
"Wygladasz mizernie." rzuciłem, rozglądając się po szkolnym korytarzu.
"Dzięki." prychnął śmiechem, również pływając wzrokiem.
Nie wiedząc czemu moje myśli uciekały do wspomnień z tego, jak jego ciepłe ręce krążyły po moim ciele. Lub do tego, jak jego oddech wraz z ustami muskał moją powierzchnię skóry.
CZYTASZ
High enough • Dreamnotfound
PoetrySam nie wiedziałem dokąd tak na prawdę to zmierza. Zwyczajnie podążałem z prądem, popadając w to coraz głębiej. Problematyka tkwiła w tym, że to on jest tym prądem. On skręca, on prowadzi. Jestem jak laleczka, która zawisła na cienkich, plecionych w...