Zakochując się w tobie oddałem swoje serce w twoje blade dłonie. Może i było poturbowane i z bólu ociekało szkarłatną cieczą, ale było moje. I wiesz czemu miłość polega na zaufaniu? Bo przy oddawaniu ci go, zaufałem ci. Więc teraz możesz je zranić, roztrzaskać, torturować i karać. To twoja kwestia, oddałem je tobie. Należy do ciebie, tak samo jak decyzje, wybór i rzeczy z tym związane. Ale ja ci ufam i wciąż pływam w oceanie nadzieji na lepsze jutro i na twoją ociekającą po naszej osi czasu miłość. Ale nie mam wpływu, aktualnie czuję, jak moja poniszczona po tylu załamaniach tratwa zaczyna się zanużać. Boję się, a moje roztrzęsione dłonie zakrywają mi widok, nie wiem czy przede mną jest ląd i boję się dowiedzieć. Co jeśli się zawiodę i zatonę na środku ocenu? Czy uda mi się znaleźć na dnie kogoś bliskiego? Liczę na moją siostrę, ale ona jest u góry, bo jest spełniona. Więc czemu odbierasz mi tą możliwość?
◇
Ostatnie dni spędziłem na piciu w swoim chwilowym apartamencie z widokiem na piękne, nocne i rozświetlone Los Angeles. Jeszcze dzisiaj o czwartej po południu miałem lot do Nowego Jorku. Miałem już załatwione mieszkanie, które przyznam, że było przepiękne. Firma przeprowadzkowa również dowiozła już moje rzeczy na miejsce.
Jak się trzymałem? Nie czułem, że żyję. Sprawdzając godzinę i widząc czwartą rano uświadomiłem sobie, że to moja gorzka codzienność. Nocne picie whiskey, patrząc na widok rozświetlonego miasta i rozległej wody oceanu w tle z przekrwionymi od łez oczami było rutyną. Bruno Mars był moją terapią, a poczucie winy torturą. Zamykałem się w sobie, wbijając swoje paznokcie w skórę aż do krwi. Byłem wykończonym człowiekiem z nadzieją, że spełnienie mojego marzenia przeprowadzki coś zmieni. Kurwa to właśnie nadzieja sprowadziła mnie tu gdzie jestem. To nadzieja jest naszym powodem do bólu i zawiedzeń, na tym buduje się samo zawiedzenie, właśnie na tym. To podstawa. To właśnie ona jest matką głupich.
Pozwoliłem sobie na upicie kolejnego łyku alkoholu, czując jak mnie odcinał od tropu. Siedząc na kanapie przykryłem się kocem, zakładając kaptur na swoje włosy.
Zacisnąłem ściągacze swojej bluzy, myśląc, że to ochroni mnie przed przyszłością i podejmowania kolejnych ruchów. Chciałem być schroniony i poczuć się bezpiecznie jak niemowlę przy matce. Moim schronem do tej pory był Dream. Potrzebowałem go, tak bardzo chciałem móc wypłakać się w jego stronę. Było mi tak ciężko. Nie potrafiłem funkcjonować. Wszystko zaczęło się walić jak wszedł przez moje okno poraz pierwszy. Co by teraz było, gdyby nie tamta noc? Gdyby się zatrzymał wcześniej?
Na nowo dławiłem się łzami, nawet nie wiedząc kiedy zaczynając je wogóle wytwarzać. Zaciskałem dłonie w piąstki, chowając twarz w dole. Siła jaką się posługiwałem na nowo udostępniła mi możliwość okaleczania się, gdy krew zaczęła wypływać z nowych ran stworzonych przez płytki paznokci. Byłem osłabiony, ze względu na ostatnie częste lecenie mi krwi z nosa przez nadciśnienie. Coraz bardziej bladłem i częściej było mi słabo. Zdrowie psychiczne przelewało się na zdrowie fizyczne. Nie dało się tego zatrzymać.
Otworzyłem ukryte notatki w telefonie, zaczynając w nich na nowo dopisywać to co u mnie i jak na ten moment przeżywam życie i obecnie sytuacje oraz moje złote myśli. Mogły mi one pomóc w dalszych wątkach życia.
Upijałem łyki mocnego alkoholu, czując potrzebę zaśnięcia. Nie spałem od dwudziestu ośmiu godzin. Westchnąłem, kładąc się i przytulając do koca, po czym upijając ostatni łyk odstawiłem butelkę, zakręcając ją.
Pozwoliłem sobie zwyczajnie przymknąć oczy, z wiedzą, że powinienem spróbować zasnąć.
♡
Pierwsza w południe. Musiałem już wychodzić powoli, ze względu na lot i wymeldowanie. Ostatni raz rozejrzałem się po mieszkaniu i ciągnąc za sobą walizkę otworzyłem drzwi na kartę. Oczywiście zrobiłem już ostatnie zdjęcie z panoramą Los Angeles, gdyż wiedziałem, że może mi tego momentami brakować.
Lecz nie wiedziałem, że tak je spędze.
Jako szesnastoletni alkoholik ze złamanym stanem psychicznym, bez snu i apetytu. Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem, a spałem cztery godziny po trzydziestu godzinach nie spania. Jedyne co pije to alkohol, a to co robię to myślenie i obowiązki. Nic przyjemnego poza paleniem szlugów na ogólnie zamkniętym dachu wierzowca. Żygałem co wieczór, a z krwotokiem z nosa męczyłem się codziennie.
Wychodząc wyszukałem wzrokiem najbliższej windy i ruszyłem w jej stronę. W jej lustrze dostrzegłem złoty łańcuszek na mojej szyi, który dostałem od Clay'a przez nasze jakże wspaniałe dwa tygodnie przepełnione poznawaniem siebie i rozkwitaniem uczuć w swoją stronę.
Wziąłem głęboki oddech, nerwowo bawiąc się złotem, przeplatając je między palcami. Nie potrafiłem normalnje funkcjonować, brakowało mi go. Nonstop byłem roztrzęsiony i wykończony. Chciałem doznać przystanku spokoju.
Gdy winda zjechała na parter, wyszedłem z budynku, poprawiając swoją koszulkę na krótki rękaw i wsiadłem do taxówki, którą zamówiłem już wcześniej. Założyłem słuchawki i włączyłem piosenkę Twin Size Mattress.
Na lotnisku mięli czekać na mnie Jacob, Karl, Nick, Alex, Ranboo, Alyssa, Awesamdude i Punz. Cieszyła mnie myśl, że ich tam zastanę, prawdopodobnie widząc ich jeden z ostatnich razy w życiu. Wątpiłem w swoje przyjazdy do Californii, nie widziałem potrzeby.
Droga trwała w ciszy i krótko, gdyż najbliższe lotnisko wcale nie jest wiele oddalone od centrum. Podziękowałem taxówkarzowi, płacąc mu należną sumę i wyszedłem życząc miłego dnia.
Wchodząc na lotnisko niemalże odrazu w moje oczy wbiło się zgromadzenie ludzi, podszedłem w ich stronę, co przykuło ich uwagę. Rzucili się na mnie z przytulasami i pożegnaniami. Dziękowałem im, aż na końcu na krześle dwa metry dalej widziałem odwróconego do nas bokiem Clay'a. Był zajęty telefonem, co mnie cieszyło. Nie chciałem mieć z nim teraz konwersacji.
"Mizernie wyglądasz George. Wszystko okej?" usłyszałem od Nick'a z troską w głosie. W momencie kiedy odwróciłem swój wzrok w stronę pytającego, wiedziałem, że zielone tęczówki się na mnie spojrzały. Czułem to. Bardzo dobrze. Również bardzo dobrze wiedziałem, że Nick wiedział o zakończeniu mnie i Clay'a tak samo jak reszta.
"Trochę przesadzam z alkoholem ale jest okej." zmusiłem się na uśmiech.
Mogłem przynajmniej postarać się o korektor, bo dobrze wiedziałem o mojej bladości i worami pod oczami.
"Trochę George? Codziennie jesteś na bombie, nie śpisz, nie jesz i nie pijesz. Masz mi zdawać relacje z drugiego końca kraju bo sam tam przyjadę i obetrę cię ze skóry." rzekł Luke, na co z nie chęcią przystałem z przewróceniem oczu.
"Nie rób tak oczami, bo ci tak zostanie." zaśmiała się Alyssa, po czym rozczochrała moje włosy i mnie uścisnęła, co oddałem z uśmiechem na twarzy.
I szczerze, nie obchodził mnie wzrok Clay'a, który czuła moja skóra. Do wylotu nawet się na niego nie spojrzałem. Wiedziałem, że muszę spalić mosty. I właśnie ich palenie przechodziłem od paru dni. To było zwyczajnie piekłem.
Bo oddając ci moje serce sprzedałem duszę diable.
an: 😭😭😭😭😭 boziu ostatni rozdzial, tak bardzo sie przywiazalam do tej ksiazki kurwa tu jest polowa mojego zycia, lecimy z epilogiem
jezu ale vibe mi daje 'hej hej' od darii zawialow i wgl ta playlista do pisania tego japierdole i love it
slaaaaay
CZYTASZ
High enough • Dreamnotfound
PoesíaSam nie wiedziałem dokąd tak na prawdę to zmierza. Zwyczajnie podążałem z prądem, popadając w to coraz głębiej. Problematyka tkwiła w tym, że to on jest tym prądem. On skręca, on prowadzi. Jestem jak laleczka, która zawisła na cienkich, plecionych w...