timeline

299 30 38
                                    

Clay przebierał papiery rozwalone na stole, trzymając jedną dłonią swoją głowę, gdy jej łokieć spoczywał na drewnianej powierzchni. Słońce minęło się już z horyzontem, a księżyc odbijający promienie słońca tkwił już wysoko na niebie. Było już późno, natomiast wciąż siedzieliśmy w jadalni czekając na Grace. Clay skanował swoimi zielonymi tęczówkami dokumenty, próbując znaleźć w nich drugie dno.

Wzdrygłem się na dźwięk wjeżdżania na podjazd domu po ogłuszającej ciszy. Blondyn wstał, wymieniając ze mną ostatnie spojrzenie po czym ruszył na górę, by tam przeczekać. Jego spojrzenie posłane w tamtym momencie zdawało się mówić więcej niż zwykle.

Światła auta rozbrysły po podwórku, a tuż po tym zgasły. Przeczesałem swoje włosy, czując na moim karku zimny pot. Mój oddech stał się nierównomierny, a andrealina jedynie wzrastała.

Ostatnie dni były zbyt szybkie i niezrozumiałe. Były dla mnie obce, a teraz wszystko jest mi nieznane, nawet ja. Kim jestem i kto mnie otacza? Miałem wrażenie, że każdy mój ruch był kontrolowany i planowany. Moja relacja z Clay'em zwyczajnie była przerwą i ucieczką od tego.

Ledwo nabierałem nowe oddechy gdy usłyszałem jak drzwi są odkluczane. Wstałem, idąc w stronę wejścia gdy w drzwiach napotkałem spokojną Grace, zdejmującą jej okulary przeciw słoneczne z Versace. "Cześć skarbie. Przepraszam, że tak późno dzisiaj ale musiałam zostać dłużej w pracy." posłała mi uśmiech będąc delikatnie zdyszana. Zdjęła buty, a ja mruknąłem ciche 'hej'. Nie miałem sił nic mówić, po prostu patrzałem się w twarz nieznanej mi osoby, która zwracała się do mnie 'skarbie'.

Może i ją znałem ale z innej strony. I na pewno nie ze strony matki.

Opierając się o filar z założonymi dłońmi walczyłem z myślami. Równie dobrze pasowałaby tu chęć płaczu i powstrzymywanie łez, lecz nie miałem siły płakać, a tym bardziej się ruszyć. Po prostu stałem.

"Jacob jest w domu?" zapytała, na co ledwo pokiwałem głową z negatywną odpowiedzią. Miałem ochotę zemdleć. Mdłości podchodziły mi ze zmęczenia pod gardło, czułem się źle. Bóle głowy zaatakowały moje zniszczone już samopoczucie.

Gdy szła w stronę salonu, położyła dłoń na moim ramieniu, co wywołało nieprzyjemne dreszcze na mojej skórze. Zamiast złapać jej nadgarstek i odsunąć jej rękę, zwyczajnie stałem z głową w dole. Ciernie plątały się do okoła moich żeber oraz organów. Miałem ochotę się skulić z bólu w klatce piersiowej, lecz wciąż hardo walczyłem ze wszystkim co działo się w środku. Moja postura nie ukazywała żadnych objawów tego koszmarnego odczucia.

Gdy nabrałem cząstkę siły w sobie, bez słowa odszedłem od niej, idąc w stronę jadalni. Usiadłem przy stole, a ta ruszyła za mną niepewnym krokiem. Zmierzyła dokumenty przed sobą, siadając na przeciwko mnie.

Milczała.

Milczeliśmy przez kolejny okres czasu, wpatrywałem się w to, jak próbowała ukryć swoje rozczarowanie.

Sięgnąłem po czeki położone dość daleko ode mnie na podłóżnym stole. Bez patrzenia na nią, zacząłem wymieniać, kładąc je na stół po kolei.

"Dwadzieścia tysięcy dolarów do wybrania z konta George Davidson, dziesięć tysięcy, siedemnaście tysięcy, dwadzieścia dwa tysiące, piętnaście tysięcy, czterdzieści osiem tysięcy, pięćdziesiąt dwa tysiące, dwanaście tysięcy, dwadzieścia jeden tysięcy, siedem tysięcy." resztę papierków rzuciłem przed siebie, czując jak krążenie mojej krwi przyśpiesza. "Podanie o wysunięcie udziałów z pod ręki George'a Victor'a Davidson'a." zakończyłem czytanie, sięgając po dwa inne dokumenty. "Oh, a to jest hitem Grace!"

Były to dwie kartki papieru, na pierwszej napisane było o tym, że moim prawnym opiekunem jest Grace. Natomiast na drugim była informacja, że jest nim Olivia. Daty były identyczne, nic nie różniło tych dokumentów poza imionami.

High enough • DreamnotfoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz