Mystery of love - Sufjan Stevens polecam zapetlic na caly rozdzial i se pochillowac, takie male comfort place hm?
"Czyściłeś to?" spytałem, gdy moją uwagę przykuł dość wielkiej wielkości plaster, przez który przesiąkała krwista ciecz. Znajdował się on na jego prawej, dolnej części klatki piersiowej.
"Nie do końca, ale wątpie, by było to potrzebne." wzruszył swoimi ramionami, na co przewróciłem oczami zmierzając w stronę mojej szafki nocnej. Szperając po zawartości szuflady, rzuciłem do niego ciche 'Siadaj', na co usiadł na krawędzi łóżka.
Po wyciągnięciu wacika, tego samego rozmiaru plaster i utlenioną wodę usiadłem tuż koło niego. Włączyłem lampkę nocną, która rzucała niewielkie neutralnego odcieniu promienie na pomieszczenie. Westchnąłem, zdejmując opatrunek, na co delikatnie się skrzywił. Rana była około na wielkość połowy mojej dłoni. Jej głębokość sięgała około dwóch centymetrów.
Odkręciłem białą buteleczkę, a jej zawartość wydalała swój aromat w powietrzu, który był nieprzyjemny. Niemalże odrazu ulotniła opary nie do końca sprzymilające moim nozdrzom. Unikałem wdychania tego zapachu, wstrzymując chwilowo pracę moich płuc.
Zwilżyłem tym płynem wacik, który lekko przepuścił tą zawartość, przez co poczułem jego zimno na opuszkach moich palców.
"Zastanawiam się skąd twoja szuflada posiada taką zawartość." rzucił, gdy przykładałem z delikatnością zmoczony wacik do jego rany.
Zastanawiałem się chwilę nad tym, czy odpowiedzieć. Moja podzielność uwagi w tamtym momencie mnie zaskakiwała. "Moja siostra momentami się okaleczała." wydukałem, ponownie namaczając wacik.
Milczał, a jego cisza zdawała się być piękna. Czułem, że ze spokojem jego oczy wędrowały po mojej twarzy. Nie chciałem unosić nawet głowy, by nie spowodować u siebie rozproszenia. Na nowo namoczyłem kolejny świerzy wacik, zgniatając tamten w kulkę. Usłyszałem, jak zagłuszał syknięcie z tego, jak piekący był ten środek. Jego dłoń zaciskała się na białej pościeli, zebranej między jego palcami.
Przyszykowałem nowy plaster, naklejając go na odkarzoną już ranę. Plama w postaci kropli utlenionej wody zdobiła moją kołdrę.
Poczułem jak jego ręce obejmują z delikatnością mój podbródek. Żadne ciarki, ani spięte mięśnie nie towarzyszyły mojemu ciele. Czułem spokój, zmieszany z niepokojem. Jego usta były wystarczająco blisko moich.
"Dziękuję." wyszeptał, a na moją twarz wpłynął uśmiech pełen kpiny.
"Jakiś to ty wdzięczny." poklepałem jego ramię, odsuwając się od niego na wcześniejszą odległość. Schowałem rzeczy do szuflady, układając je tak, jak znajdowały się w poprzedniej pozycji.
Po tym obaj milczeliśmy. Nie wiedziałem, czy tej nocy chce zostać u mnie. Przyznam, że ta myśl z czasem dręczyła moją głowę.
Nie mam pojęcia, ile takie coś by mogło trwać. Z czasem moja mama może mieć podejrzenia, lub w losowym momencie wejdzie mi do pokoju. Tak samo mogłoby być z bratem, lecz go da się jeszcze przekupić. On akurat nie brał udziału w mojej burzy myśli przybierającej postaci zmartwień.
Siedząc na skraju zapadającego się materacu, słyszałem nawet nasze oddechy wypełniające pokój. Trwała tu ciężka cisza, która zapełniała moją głowę.
Spojrzałem na niego zamyślony, w tamtym momencie miał swój wzrok wbity w posadzkę, lecz szybko odwrócił go w moją stronę.
"Zostawaj ile chcesz, ale jak moja mama będzie pukać to wyskakujesz przez okno." wydukałem, nie widząc innego wyjścia na jego 'schronienie' u mnie.
"A puka?" zapytał, unosząc jedną ze swoich brwi.
"Nie." zaśmiałem się pod nosem, odwracając swój wzrok z powrotem w stronę ciemnych, brązowych paneli.
♧
Dzisiaj był czwartek. Pochmurny i deszczowy dzień, z wysokim ciśnieniem. Bynajmniej chłodny. Tego dnia miałem iść na imprezę, mimo jutrzejszej szkoły. Co prawda mało mnie to interesowało, czasem zwyczajnie nie istnieją dla mnie przeszkody w tej kwestii.
Obecnie trwała ostatnia lekcja, która miała się skończyć już za dwie minuty. Z wielką nie chęcią siedziałem w ławce, słuchając wywodów wykładowczyni filozofii.
Spakowałem swój zeszyt wraz z portfolio do plecaka, odliczając sekundy do dzwonka. Ekran mojego telefonu się podświetlił, a na nim zauważyłem powiadomienie o nowej wiadomości. Z myślą, że jej autorem może być moja mama, postanowiłem odpuścić sobie poświęcanie temu większej uwagi.
Wystukując randomowy rytm opuszkami palców w drewnianą, wyszlifowaną powierzchnię zwyczajnie wpatrywałem się w zamontowany zegar nad drzwiami.
Cienka, czerwona wskazówka monotonnie się przemieszczała, natomiast pozostałe czarne stały w miejscu. Czekałem na ruch tej dłuższej, aż wybije pełna, parzyta partia minut, dzięki czemu będę mógł opuścić ten budynek z dźwiękiem dzwonka w tle.
"No dobra, to koniec na dzisiaj do zobaczenia." rzuciła profesor Caroline, zarzucając swoje czarne włosy za ramię, jednocześnie dając je za ucho. W jej słowa wszedł dzwonek, mieszając się z nimi.
Ulga i szczęście zalały moją duszę i wnętrze, wyszedłem z sali szybkim ruchem i zmierzałem w stronę wyjścia na podwórko.
"Georgee!" usłyszałem głos Punz'a tuż za mną. Zatrzymałem się, obracając się w jego stronę.
"Cześć." mruknąłem, czując jego ramiona obejmujące mnie na przywitanie.
Za nim w oddali widziałem ich skład. Zielone tęczówki sparowały się z moimi wpadającymi w ciemny brąz, lecz pomijając ten fakt skupiłem się na obecności Luke'a. "Podwieźć cię do domu?" spytałem, wskazując palcem na drzwi wyjściowe.
"Nie, nie ma takiej potrzeby. Muszę zostać na kółku z angielskiego." machnął ręką, na co pokiwałem ze zrozumieniem głową. "Do zobaczenia na imprezie." posłał mi uśmiech, tym samym klepiąc moje ramię.
"Do zobaczenia." powiedziałem jako moje ostatnie słowa w jego stronę, odwracając się ponownie w stronę wyjścia.
Po otwarciu drzwi poczułem, jak pojedyncze krople deszczu opadają na moją twarz, lub skraplają się na pasmach moich włosów. Zszedłem na dół po kilku stopniach, a moje nogi postanęły na przemokniętym betonie.
"George." usłyszałem blondyna, zbiegającego po schodach.
"Clay?" uniosłem brew, patrząc na szmaragdowy pobłysk w jego oczach.
"Chciałem, chciałem ci podziękować. I ogólnie za to wszystko co dla mnie w ostatnim czasie zrobiłeś." zaczął, uciekając wzrokiem. "Wiesz, na prawdę to doceniam i chciałem się zapytać czy nie chciałbyś może iść ze mną na tą im-" nie dokończył, gdyż moje usta spoczęły na jego, łącząc je. Były cholernie delikatne, a ciepło jego ciała zdawało się rezonować z moją zapewne niską temperaturą. Deszcz się nasilał, więc po tym przelotnym incydencie bez żadnych słów ruszyłem w stronę auta.
Wciąż tam stał, przez chwilę nie wiedząc prawdopodobnie co zrobić. Gdy tworzyły się coraz szersze kałuże, wszedł szybkim krokiem z powrotem do budynku. Zniknął z mojego pola widzenia, gdy wsiadałem do pojazdu. Pierwsze co wsadziłem klucze do stacyjki, przekręcając je w niej.
Wycieraczki krążyły po przedniej szybie. Parking szkolny zaczął pustoszeć, a już za horyzontem błyskały się pioruny.
Odjechałem z terenu szkoły, a na moją pamięć wsunął się SMS, który otrzymałem na lekcji. Jedną z wolnych rąk sięgnąłem po telefon, odblokowywując go na linie papilarne.
Punz
Pewna banda hipokrytów pragnie poznać tej nocy nie znajomego ze strony Clay'a.
Wyświetlono: 4:08PM
Aha, zajebiście.
an: kolejny rozdzial bedzie mocny, nastawcie swoje psychiki
CZYTASZ
High enough • Dreamnotfound
PoetrySam nie wiedziałem dokąd tak na prawdę to zmierza. Zwyczajnie podążałem z prądem, popadając w to coraz głębiej. Problematyka tkwiła w tym, że to on jest tym prądem. On skręca, on prowadzi. Jestem jak laleczka, która zawisła na cienkich, plecionych w...