– Proszę, abyście dobrały się w pary. – Pani McGonagall głosem ustawiła rozbrykane uczennice do pionu. – Przećwiczymy walc. Umiecie już go tańczyć, będę was obserwować i poprawiać ewentualne niedoskonałości. Jest nie parzyście więc proszę Hermiono dołącz do Pansy. – Wskazała na ciemnowłosą dziewczynę, która jako jedyna nie miała towarzyszki. Ta skrzywiła się, gdy wyznaczona koleżanka do niej podeszła.
– Tylko mnie nie pobrudź. – Warknęła.
Hermiona zacisnęła zęby. Nauczycielka puściła muzykę i pary zaczęły tańczyć.
– Niedługo usłyszysz o moich zaręczynach. – Powiedziała Pancy niby od niechcenia.
– Z kim? – Zainteresowała się Hermiona.
– Z Hrabią Snape'em. – Powiedziała dumnie, nieuważnie stawiając kroki.
– Skąd ta pewność? – Poczuła ukłucie zazdrości. Uważała, że Parkinson jest za głupia i rozpuszczona do kogoś takiego.
– Co roku robi te swoje bale, żeby znaleźć żonę. Czas ucieka, a w tym roku go olśnię, będę najlepszą kandydatką. Mam ogromny posąg i jestem piękną. Wszystko, czego pragnie mężczyzna.
– Skoro tak twierdzisz. Chociaż nie mam pewności czy jest na tyle ślepy, żeby nie zauważyć twoich intencji. – Westchnęła dziewczyna nie zastanawiając się jak wrednie zabrzmiała.
– Żałosna jesteś, tu chodzi o pieniądze. Wyjdę bogato za mąż i będę prowadzić dostatnie życie. Dla ciebie zostanie jakiś świniopas. – Obruszyła się. – Ała! Nie będę z nią tańczyć! – Histeryzowała. – Nadepnęła mnie! – Krzyknęła do mentorki.
– Przecież nie nadepnęłam cię. – Zmarszczyła brwi, jej towarzyszka kłamała.
– Zmień się proszę Hermiono z Lavender. – Starsza kobieta westchnęła smętnie.
Pary się zmieniły.
– Dzień dobry Luno. Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci, że musisz ze mną tańczyć. – Hermiona czuła się niepewnie, mimo, że blondynka wydawała jej się sympatyczna.
– Witaj Hermiono. Nie, skądże, sama do końca tu nie pasuje. Jestem ze średniej klasy, ale rodzice dostali pieniądze od ciotki, żeby mnie tu posłać.
– To bardzo miło z jej strony. – Wirowały w rytm muzyki, świetnie się dopełniając.
– Tak, chociaż tu chodzi tylko o to, żeby dobrze wydać mnie za mąż tak jak nas wszystkie. – Uśmiechnęła się.
Hermiona pałała sympatią do Luny, była cicha i grzeczna. Wydawała się często fantazjować, przez co zdarzało jej się odpływać na jawie.
– Dostałaś zaproszenie na bal sędziego Snapa? – Brązowooka chciała zagaić rozmowę.
– Tak, jednak nie idę. Jestem już obiecana Longbotom'owi.
– Ach, chyba go kojarzę. – Próbowała sobie go przypomnieć, kiedyś widziała go na targu. Nieporadny chłopak wychowywany przez babcię.
– Tak. Aktualnie jest w szkole oficerskiej i kiedy wróci, odbędą się zaręczyny. – Mówiła o tym jakby było to dla niej oczywiste.
– To chyba dobra partia? – Brązowowłosa nie rozumiała tego zaangażowania.
– Myślę, że tak, ojciec jest bardzo zadowolony. – Uśmiechnęła się delikatnie.
Hermionie tańczyło się bardzo dobrze z Luną, chociaż byłaby zadowolona nawet z tańca z Pansy byle móc uczestniczyć w zajęciach, a nie zawsze miała taką okazję. Kiedy pani McGonagall zarządziła przerwę, usiadły w koncie sali.
Niedaleko przy oknie ochoczo dyskutowała Parkinson z Brown.
CZYTASZ
Bo tak należy... HGxSS
Short StoryNasi bohaterowie urodzili się kilkaset lat szybciej, jak potoczyły się ich losy?