XLV

274 11 3
                                    

Severus wziął dzień wolny od pracy nie mówiąc o niczym żonie i pojechał razem z Hagridem do sąsiedniego miasta.

– Właściwie gdzie jedziemy Panie Snape? – Zapytał woźnica nie mogąc już znieść ciszy.

– Chodzi mi po głowie pewien zakup. – Mruknął widząc coś w oddali. Im byli bliżej tym coraz lepiej pomiędzy drzewami i krzewami zauważyli maszerującego małego chłopca.

– Cholibka, dzieciak. – Hagrid odruchowo się zatrzymał.

– Chłopcze co tu robisz sam? – Odparł dosyć ostro sędzia. Zastanowiło go, że dziecko było brudne, w zniszczonych ubraniach i lekko niedożywione. Na pytanie małolat wbiegł w głąb lasu. – Złap go.

Mężczyzna wygramolił się z powozu i paroma susami dogonił wystraszone dziecko. Miał szczęście, że chłopak się przewrócił to złapał go za ramię i uniósł.

– Puść! – Krzyknął szarpiąc się. – Nie wrócę tam!

– Gdzie? Dzieciaku uspokój się. – Warknął co momentalnie go uspokoiło.

– Do fabryki. – Burknął, a w oczach zaszkliły mu się łzy.

– Jesteś sierotą? – Przypomniał sobie o przytułku do którego kiedyś dostarczał drzewo. Dzieci były zmuszane do pracy w fabrykach nici i wełny, a włosy i ubrania uciekiniera były białe jakby właśnie z tamtą wyszedł. W odpowiedzi uzyskał tylko potaknięcie głową. Dostrzegł nad jego biodrem sporego siniaka i świeże zranienie bo przez jego uścisk koszula która miał na sobie podniosła się do góry. – Biją was?

– Czasami. – Mruknął. – Ale praca pod maszynami jest gorsza, ostatnio mojemu przyjacielowi obcięło rękę. Nie wrócił do sierocińca, ponoć ktoś go wziął z litości, ale ja myślę, że nie przeżył.

– Weźmiemy cię ze sobą. – Mężczyźnie zrobiło się żal dziecka.

– Nie! – Zaczął ponownie drapać zaciśniętą rękę dorosłego.

– Nie pojedziesz do przytułku. Wymyślimy coś innego cholibka.

~×~

Severus patrzył na zegarek i niecierpliwie stukał w bok powozu czekając na swojego pracownika. W końcu wyłonił się zza drzewa prowadząc dziecko za rękę. Bez słowa posadzili chłopca na końcu, dali wodę oraz kanapkę którą dziecko pochłonęło momentalnie i po około dwudziestu minach zasnęło wyczerpane podróżą na nogach. Snape ścisnął skronie i odetchnął mocno.

– Sierota? – Mruknął cicho do woźnicy.

– Tak, uciekł z fabryki, jest posiniaczony i obolały. – Zerknął przez ramię aby spojrzeć na chłopca.

– Musimy go odwieźć.

– Chciałbym go zatrzymać parę dni.

– Będziesz miał problemy, jest pod opieką sierocińca. – Hrabia patrzył na niespokojną buzię dziecka. – Ma może z pięć do sześciu lat, i tak jestem zaskoczony ile mówi.

– Olimpia się zgodzi, może go adoptujemy.

– Ledwo zobaczyłeś to dziecko. – Czarnowłosy chciał uświadomić woźnice, że czasami pochopnie podejmuje decyzje.

– Mam przeczucie, że to dobre dziecko. Tylko wystraszone. My z Olimpią nie będziemy mieli swoich, z reszta ona mówiła, że nigdy niechciała przechodzić ciąży po tym jak jej starsza siostra zmarła przy porodzie. Chłopak mógłby pomóc jej w pracach domowych.

– Jak uważasz, to twoja decyzja. Ja jednak nie przykładam do tego ręki. – Spojrzał w las rozmyślając nad sytuacją, i nad tym jak Madam Maxim mimo, że wydawała się taka wyrachowana zgodziła się wyjść za Hagrida i zrobili to tydzień po oświadczynach bez gości i przyjęcia.

Bo tak należy... HGxSSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz