XLI

1.3K 79 5
                                        

Sędzia Snape został wezwany do sąsiedniego miasta na parę dni, nie chciał przemęczać podróżą żony więc udał się ku jej niezadowoleniu sam. Pobyt jednak przedłużał się i posłał swojego najbardziej zaufanego woźnice aby ją przywiózł. Mimo, że było to pół dnia drogi, kiedy Hagrid zajechał pod posiadłość Snape'ów słońce przez porę roku chyliło się ku zachodowi. Hermiona pospiesznie wsiadła szczęśliwa, z faktu wycieczki oraz spotkania męża. Starała się czytać w podróży jednak litery się rozmywały przez nierówności, na zewnątrz było już ciemno, a dodatkowo drzewa jako, że aktualnie jechali przez las nie pomagały w zajmowaniu czasu. Nagle powóz gwałtownie stanął, a kobieta słysząc męskie głosy wyjrzała na zewnątrz.

Trzech zamaskowanych mężczyzn stało na drodze z dłońmi wyciągniętymi przed siebie. Środkowy z nich trzymał pistolet, a dwóch bocznych noże.

– Cholibka. – Burknął Hagrid pod nosem.  – Nich Pani zostanie wewnątrz. – Zwrócił się do Hermiony zaciskając ręce na lejcach. – Czego szukacie? Nie mam nic wartościowego. – Odparł ostro do oprychów.

– Twój powóz nie wygląda jakby przewoził ziemniaki. – Lider machnął bronią wskazując na kufry znajdujące się u góry. Jego głos był szorstki jakby zniszczony przez lata palenia tytoniu.

– To parę prześcieradeł, nic więcej. – Zapewniał olbrzym.

– Sprawdź to. – Złodziej kiwnął głową do kolegi po prawej który posłusznie zbliżył się do karocy.

– Panowie. – Zwiadowca zagwizdał zaglądając przez szybę. – Mamy rozrywkę na dzisiaj. To chyba jakaś Hrabina. – Przechwycił przerażone spojrzenie kobiety nie mogąc oderwać oczu od niej chcąc w ciemności dostrzec jak najwięcej szczegółów.

Hagrid uniósł się co spowodowało, że karoca się poruszyła.

– Zejdź!  – Warknął najstarszy z nich i zbliżył się do woźnicy nie ściągając go z lufy pistoletu.

– Weźcie te kufry i dajcie nam odjechać. – Zaproponował Rubeus. – Nic się nie musi wydarzyć. – W odpowiedzi usłyszała tylko ostrzegawczy wystrzał skierowany w niebo. Rozległ się pisk Hermiony ale szybko umilkł. Mężczyna zaklnął pod nosem i powoli zsiadł. Miał teraz przed sobą trzech oprawców którzy go otoczyli.

– Możesz odejść. Resztę zabieramy.

Woźnica odetchnął głęboko i w ułamku sekundy wyjął spod fotela parasol i rękojeścią uderzył lidera w głowę, który momentalnie padł na ziemię. Kopnął broń która wypadła mu z ręki w las w tym samym momencie nokautując drugiego z nich, który stał bliżej. Ostatni zdążył się zamachnąć i dźgnął obrońcę w bok który nie zwrócił na to uwagi i popchnął go z wystarczająca siłą na karoce tak aby stracił równowagę i upadł. Złapał za siedzenie wskakując na swoje miejsce i ruszył gwałtownie zostawiając zdezorientowanych napastników daleko za nimi.

Kiedy pełnym galopem dosłownie wyskoczyli z lasu daleko na horyzoncie widząc światła miasta zwolnił odrobinę aby konie odetchnęły.

– Hrabino czy w porządku?! – Zawołał do tyłu.

Hermiona była w takim szoku, że nie wiedziała co odpowiedzieć, nie wiedziała co myśleć, ani co zrobić. Słyszała głos, który nie docierały do niej. Siedziała z zamkniętymi oczami i mocno trzymała brzuch. Ciężko jej się oddychało, a w uszach nadal szumiało po wystrzale.

Kiedy tylko powóz stanął, a służący otworzył drzwi, Hermiona podbiegła do męża mocno go przytulając ku jego zaskoczeniu.

– Czy coś się wydarzyło? – Spojrzał pytająco na Hagrida, który ściągał bagaż kobiety.

Bo tak należy... HGxSSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz