Rozdział dziesiąty

5.1K 409 21
                                    


Carter

– Twoja praca zawsze tak wygląda? – zapytałem znudzony Richiego.

Uśmiechnął się, wpatrując w przemawiającego polityka, którego mieliśmy niedługo pozbawić życia.

– Nie zawsze. Czasami dostaję wszystkie potrzebne mi informację. Przyjeżdżam na miejsce, likwiduję problem i wracam do domu jeszcze tego samego dnia. A czasami muszę bardziej się postarać. – Odwrócił głowę w moją stronę. – I uwierz mi, to jest lepsze od zadań, w których wszystko mam podane na tacy.

Chyba każdy podziwiał go na swój sposób. O ile wszyscy niejednokrotnie musieliśmy zabić, robiliśmy to z jakiegoś powodu. On po prostu odwalał brudną robotę. Nie interesowało go to, dlaczego ktoś chce pozbyć się innego człowieka. Dostawał zlecenia za kupę forsy i po prostu je wykonywał. Nie znałem nikogo, kto mógłby żyć tak, jak żył on. Był najlepszym strategiem, miał pewnego rodzaju dar. I choć brzmiało to niedorzecznie, zazdrościłem mu talentu zabijania bez mrugnięcia okiem.

– Podoba ci się słuchanie obietnic politycznych, których nie można spełnić? – zapytałem nieco zaskoczony.

– Podoba mi się obserwowanie ofiary. Oglądanie jego gestów, szukanie wskazówek. Nie słucham tego, co mówi. Obserwuję jego i otoczenie, w którym się znajduje. Najbliższych mu ludzi. Oceniam, czy zadanie będzie proste, czy będzie wymagać sprytu i niebanalnego planu.

– I do jakich wniosków doszedłeś teraz? – nawet nie kryłem zainteresowania.

– Ty i Katherine będziecie musieli działać wspólnie.

Kat od razu spojrzała na Richiego.

– Mieliśmy się rozdzielić – powiedziała głosem pełnym pretensji.

– Nie spodziewałem się dobrej ochrony. Rozejrzyj się. Do tej pory naliczyłem dziesięciu ochroniarzy. Z pewnością kilku stoi w ukryciu.

– Facet jest paranoikiem? – zapytałem zaskoczony. – Startuje na burmistrza, a wydaje mu się, że jest prezydentem Stanów Zjednoczonych?

– Albo to, albo coś podejrzewa.

– Podoba mi się to. Pójdę na akcję z moją narzeczoną.

– Richie, czy mógłbyś zabić go na moje zlecenie? Zrobiłabym to sama, ale nie chcę brudzić sobie rąk.

Zaśmialiśmy się, choć kobieta wyglądała na bardzo wzburzoną. Mając dużo czasu zacząłem myśleć nad tym, czy moja strategia jest słuszna. Po raz pierwszy miałem ją przy sobie, ale czułem się tak, jakbym nie wykorzystywał tej szansy. Ciężko było do niej dotrzeć, jednak musiał być sposób. Miałem Richiego po swojej stronie, co zrozumiałem bardzo szybko. Nie rozumiałem jedynie dlaczego. Nawet Jacob nie dawał mi najmniejszych szans. Może dlatego, że mnie znał? Właśnie ta myśl sprawiła, że zacząłem patrzeć zupełnie inaczej na całą sprawę. Chciałem wykorzystać swoją szansę i zamierzałem zrobić wszystko, by zyskać w jej oczach. Nie musiała mnie kochać. Tak naprawdę wystarczyło mi, by chociaż mnie tolerowała. Nie poznawałem sam siebie, ta kobieta działała na mnie w sposób, którego nie potrafiłem zrozumieć.

– Dobra, to jaki mamy plan? – zapytałem, by odciągnąć uwagę Kat od mojej osoby.

– Najlepiej byłoby, gdyby wszystko wyglądało tak, jakby zrobiła to jedna osoba. Zajmę się kamerami, ale największym problemem jest zgranie się w czasie – wyjaśnił beznamiętnie Richie. – Wrócimy do hotelu i tam obmyślimy wszystko. A tymczasem... słuchajcie obietnic kandydatów.

Zrobiłem to, co do tej pory robił on. Nie zwracałem uwagi na nich, a na wszystko, co działo się dookoła. Tego dnia zacząłem podziwiać go jeszcze bardziej. Nigdy wcześniej nie brałem udziału w takiej akcji i musiałem przyznać, że wyobrażałem to sobie zupełnie inaczej. Mężczyzna, który dał to zlecenie, rozglądał się dookoła, jakby szukał tego, kogo zatrudnił. Miałem nawet zapytać, czy wie, jak wygląda Richie, ale zamiast tego, obserwowałem dalej. Tak naprawdę to nie miało żadnego znaczenia. Ważne było, byśmy niczego nie spieprzyli.

Blakemore Family. Tom 3. Katherine - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz