Rozdział siódmy

5.2K 446 67
                                    


Katherine

Umówiłam się z Avery na mieście, żeby przypadkiem nie wpaść na Cartera. Do przewidzenia było, że w domu Jacoba na niego wpadnę, a jeden wspólny wieczór zdecydowanie wystarczał mi na długo. Siedziałam w kawiarni, na okrągło przypinając sobie poprzedni wieczór. W momencie, w którym Carter mnie pocałował, miałam ochotę wbić mu sztylet w serce. Na szczęście Avery pojawiła się, zanim zdążyłam żałować, że tego nie zrobiłam.

– Coś się stało? Nie wyglądasz za dobrze – Usiadła naprzeciwko mnie. – Wszystko w porządku?

– Tak. Myślałam tylko, jak zabić Cartera.

– Mogłam się domyśleć. Wczoraj wrócił do domu cały w skowronkach. Do przewidzenia było, że u ciebie będzie odwrotnie.

– Ten kretyn mnie pocałował – wysyczałam, wciąż tak samo wściekła.

– Co? I nie zabiłaś go? Nie odcięłaś mu języka? – zapytała autentycznie zaskoczona.

– Zrobił to, bo obserwowali nas ludzie ojca. Skurwysyn wykorzystał okazję.

– Po twojej minie wnioskuję, że zemsta będzie gorzka.

Uśmiechnęłam się demonicznie w odpowiedzi.

– Znasz mnie, Avery.

– Ta cała sytuacja jest popieprzona, ale uważam, że zamiast ciągnąć tę zabawę, powinniście się jakoś dogadać.

– Mam się dogadać z Carterem?

W pierwszej chwili pomyślałam nawet, że żartuje, ale patrzyła na mnie z taką powagą, że nie miałam już złudzeń.

– Jakby na to nie patrzeć, zgodził się na pociągnięcie twojego kłamstwa.

– To nie daje mu zezwolenia na całowanie mnie tymi zakażonymi cholera wie czym ustami – odparłam z odrazą.

Avery zaśmiała się głośno.

– Nie uważasz, że trochę przesadzasz? On cię kocha.

– On kocha każdą kobietę. Mnie bardziej, bo nie rozłożyłam przed nim nóg.

– No dobrze... Myślę, że ciągnięcie tematu Cartera jest złym pomysłem. Powiedz mi lepiej, jak długo planujesz zostać w Rochester?

Nieświadomie wciąż ciągnęła temat Cartera. Właśnie o to samo mnie zapytał i od razu jego twarz stanęła mi przed oczami. Wzdrygnęłam się na samą myśl o nim.

– Jeszcze nie wiem. Podoba mi się to miasto, bardziej niż Nowy Jork. Mam bliżej ciebie, więc żadna z nas nie musi zamawiać lotu, żebyśmy mogły się napić, a to kolejny plus.

– A jakie są minusy? Oczywiście z wyjątkiem tego, o którym nie rozmawiamy.

– Właściwie to nie ma. Lepiej czuję się bliżej Jacoba, niż ojca, który ma coraz bardziej popieprzone pomysły.

– A więc zostań tu na stałe. – Uśmiechnęła się szeroko.

– Przemyślę to. Teraz muszę posprzątać bałagan po sobie.

– Killian się odezwał?

– Jeszcze nie i to nie daje mi spokoju. Zastanawiam się, czy niczego nie planuje.

– Nawet on wie, że nienawidzisz Cartera. Jeśli chciałby coś zrobić, udowodniłby, że ma rację. Wtedy twój ojciec kazałaby ci wyjść za niego.

Avery miała rację. Przeczuwałam, że właśnie taki miał plan. Nie odpuściłby przecież, nie on. Tacy jak Killian byli mściwi i nie dawali za wygraną, musieli być górą, choćby przyszłoby im za to zapłacić. Nie łudziłam się, że odpuścił, ale miałam nadzieję, że moje kłamstwo nie wyjdzie na jaw. W przeciwnym razie musiałabym pójść w ślady Vincenta i ukryć się tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Nie chciałam tego robić. Chciałam żyć tak, jak żyłam do tej pory, mieć przy sobie braci.

Blakemore Family. Tom 3. Katherine - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz