Rozdział dwudziesty szósty

5K 427 19
                                    


Carter

Niepewnym krokiem wszedłem do jej sypialni. Wolałem zachować ostrożność, by w razie czego mieć szansę na ucieczkę. Chciało mi się śmiać z samego siebie. Nie bałem się śmierci, ale tej kobiety... tak, jej się bałem. Czy to czyniło mnie mięczakiem? Czasami miałem takie wrażenie. W tamtej jednak chwili nie patrzyłem na to w ten sposób.

– Miałem przyjść z butelką czegoś mocnego – odezwałam się, zamykając za sobą drzwi. – Ale wolałem nie przynosić ci narzędzi, którymi możesz mnie zaatakować.

Uśmiechnęła się ledwo zauważalnie.

– Po ostatnim mam dość alkoholu. Po co przyszedłeś?

Zrobiłem krok w jej kierunku.

– Porozmawiać. Sprawdzić, co u ciebie. Wybadać sytuację.

– Wybadać sytuację? – zapytała zdezorientowana.

– No wiesz... Na jakim etapie jesteśmy.

– Ach, tak...

– Kat, muszę to wiedzieć.

– Pytasz o to teraz, kiedy cały świat wali się nam na głowę?

– Kiedy będzie odpowiedni moment? Wiesz dobrze, że to nie ma znaczenia.

– Nie naciskaj, bo dostaniesz odpowiedź, której nie chcesz usłyszeć – powiedziała ostrzej.

Westchnąłem. Zaryzykowałem zbliżeniu się do niej. Usiadłem na łóżku tuż obok kobiety i spojrzałem na nią w skupieniu.

– Nie naciskam. Nigdy tego nie robiłem.

Przez chwilę na mnie patrzyła. Miałem wrażenie, że chciała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język. Odwróciła głowę w stronę okna, a ja cierpliwie czekałem na jej kolejny ruch. Znałem ją wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że o czymś myśli. Nie wiedziałem tylko o czym. O mnie? O ojcu? O tym, kogo chce odnaleźć? Nad tym ostatnim sam się zastanawiałem. Przyszło mi nawet do głowy, że chodzi o dziecko, którą miał z inną kobietą. Ale po co miałby go szukać? Przecież był bez serca. To, że miał inne dzieci, było niemal pewne.

– Pamiętasz dzień, w którym powiedziałeś mi, że możesz zabić mojego ojca? – zapytała cicho.

– Jakby to było wczoraj.

Byłem pewien, że w jej głowie narodził się kolejny plan, w którym to miałem udać się na misję samobójczą.

– Dlaczego chciałeś to zrobić?

– Naprawdę o to pytasz?

Wtedy znów na mnie popatrzyła, a jej spojrzenie było niewiarygodnie łagodne.

– Nie chodzi mi o twoje uczucia w stosunku do mnie. Dlaczego chciałeś poświęcić swoje życie?

– Właśnie dla uczuć, Katherine. Gdybym cię uwolnił, mógłbym umrzeć. To byłaby spokojna śmierć.

– Ojciec musi odpowiedzieć za wszystko, co zrobił, ale nie zginie z twoich rąk.

To zabrzmiało źle. Kurewsko źle.

– Z twoich także nie zginie, Kat – powiedziałem ostrzegawczo. – Nie myśl nawet, że ci na to pozwolę.

– Nigdy nikogo nie słuchałam. Przecież wiesz.

– Mam nadzieję, że tym razem nie zrobisz jednak niczego głupiego. Nie zmuszaj mnie, żebym przywiązał cię do łóżka i trzymał tak, do czasu, w którym wszystko się zmieni. I nie myśl sobie, że teraz żartuję. Wiem, że nigdy byś mi tego nie wybaczyła, ale lepiej mieć cię nienawidzącą mnie, niż nie mieć w ogóle.

Wstała z miejsca, po czym podeszła do okna. Wpatrywałem się w jej plecy, mając nadzieję, że nie rozważa zaryzykowania wszystkiego. Z tego domu nie miała szans na ucieczkę, ale następnego dnia niedopilnowana mogła zrobić coś, czego nie dałoby się już naprawić.

– Mam tego dość, Carter.

Podszedłem do niej, objąłem ją w pasie i ułożyłem brodę na jej ramieniu.

– Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Czasami znalezienie go wymaga czasu, ale jestem przekonany, że już niedługo wszystko się zmieni.

– A jeśli nie?

Zacisnąłem usta. Czekała na konkretną odpowiedź. Żałowałem tego, zanim w ogóle otworzyłem usta.

– Jeśli nic się nie zmieni, zrobimy to według twojego planu.

Odwróciła się do mnie. Spojrzała tak, że na moment moje serce stanęło.

– Rok.

– Co?

– Daję nam rok. Jeśli w tym czasie ojciec nie zdechnie, zabiję go sama.

– Nie. Ja to zrobię, Katherine. Ty musisz żyć.

– Żyłam. Przez pewien krótki czas, później jedynie wegetowałam, udając, że jestem szczęśliwa. Zrobiłam już wszystko, co chciałam zrobić i jestem gotowa na śmierć.

Nie mogłem tego słuchać. Złapałem ją mocno, ledwo się kontrolując.

– Jeśli myślisz, że będę tego słuchać, jesteś w błędzie.

– Myślisz, że mnie znasz. Że wiesz, jaka jestem. To tylko złudzenie, w które wierzysz.

Objąłem dłońmi jej twarz i pochyliłem się tak, by nasze twarze były tuż obok siebie.

– To ty żyjesz złudzeniem, Katherine. Wiem dokładnie, jaka jesteś. Z nas dwojga to ja znam cię bardziej. Wmawiasz sobie wiele rzeczy. Chcesz nienawidzić, chcesz, żeby ludzie się ciebie bali. Ale prawda jest inna.

– W twoich oczach jestem kimś, kim nigdy nie byłam i nigdy nie będę, Carter. Właśnie dlatego uważam, że to, co się wydarzyło między nami, było błędem. Prędzej czy później dojdzie do ciebie, że się myliłeś.

Chciałem krzyczeć, z trudnością udało mi się zachować spokojny ton. Wszystko we mnie płonęło, a ja udawałem, że jest dobrze. Ilekroć robiliśmy krok do przodu, cofaliśmy się o dwa. Nie miałem już siły, a jednocześnie wiedziałem, że będę walczył, dopóki będzie bić moje serce. To było moim przekleństwem.

– Posłuchaj mnie. Powiem to ostatni raz. Kocham cię za to, jaka jesteś. Nie wmawiaj mi, że cię nie znam. Poznałem cię już z najgorszej i najlepszej strony. Patrzę na ciebie i widzę, jaki masz humor. Czy o czymś myślisz, czy jesteś szczęśliwa, czy masz jakieś zmartwienie. Wiesz, ile razy miałem ochotę to rzucić? Znaleźć sobie kogoś, dzięki komu przestanę o tobie myśleć? Teraz, nawet gdybym bardzo tego chciał, jest już za późno. Bo pozwoliłaś mi do siebie dotrzeć i już nic nigdy nie będzie takie samo.

– Carter... Ja... – Odsunęła się o krok, po czym spojrzała na mnie nieobecnie. – Ja muszę chyba zostać sama.

Przymknąłem oczy, czując rozrywający ból. Dlaczego byłem takim idiotą? Kiwnąłem głową i wyszedłem z jej sypialni, choć jakaś część mnie wciąż chciała walczyć. Coś mi mówiło, że gdybym to zrobił, byłoby inaczej.

Wróciłem do siebie. Po drodze do łóżka sięgnąłem po butelkę koniaku, usiadłem na materacu, opierając plecy o ścianę. Pomyślałem, że kiedyś było lepiej. Nienawidziła mnie, ale wtedy każde jej słowo nie sprawiało, że czułem się tak, jakbym umierał. Marzyłem o niej, pragnąłem jej, chciałem dotknąć jej delikatnej skóry, znów poczuć smak jej ust. Na tę kobietę nie było sposobu. Nie była jak wszystkie inne, które poznałem. Mimo wszystko wciąż próbowałem i z każdą kolejną próbą coś we mnie umierało. Tylko ona mogła sprawić, że znów zacznę żyć. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie jej uśmiechniętą twarz. Ponownie poczułem chęć wtargnięcia do jej sypialni. Bałem się jednak. Robiliśmy chyba postępy, przynajmniej tak to widziałem. Zrobienie czegoś takiego mogłoby kosztować mnie zbyt wiele. Dostaliśmy rok. Niepewny rok, po którym wszystko mogło runąć. Zrozumiałem, że powinienem wykorzystać ten czas. Bo przecież po trzystu sześćdziesięciu pięciu dniach mogłem być martwy.

Blakemore Family. Tom 3. Katherine - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz