Rozdział szesnasty

4.8K 438 54
                                    


Carter

Nie wiedziałem, co mam robić. Ta sytuacja była tak nierealna, że powoli zaczynałem wątpić w jej prawdziwość. Katherine przytuliła się do mnie. Tak po prostu, sama z siebie. Byliśmy sami i nikt nie mógł nas przecież zobaczyć. Zrobiła to, bo chciała to zrobić. Chyba nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Stałem jak pieprzony kołek, zamiast wziąć ją w ramiona. A może po prostu się bałem? Prawdopodobne było, że jeśli jej dotknę, odskoczy ode mnie i założy ponownie pancerz, którego nic nie jest w stanie przebić. Kurwa, co ta dziewczyna ze mną robiła? Kiedy byłem obok niej, czułem się jak pieprzony mięczak.

– Kat – szepnąłem.

Uniosła głowę, by na mnie spojrzeć, ale wciąż mnie trzymała.

– Tak?

– Niezależnie od tego, co będziesz o mnie myśleć, zawsze będę za ciebie walczył. Choćbym miał każdego dnia obijać mordy kolejnym złamasom.

– Wiem o tym, Carter. Ale... ale nie rozumiem.

Odważyłem się jej dotknąć. Bardzo ostrożnie położyłem dłonie na jej biodrach i zignorowałem potrzebę zaciśnięcia na nich palców.

– Są rzeczy, których nie da się zrozumieć. One po prostu istnieją i trzeba je zaakceptować.

– To nie wyjaśnia, dlaczego mnie kochasz.

– Bo jesteś wyjątkowa. Żadna kobieta nie może się z tobą równać.

– Mogę mieć do ciebie prośbę? – zapytała nieśmiało.

W tamtej chwili w ogóle jej nie poznawałem. Przypominała mi bardziej niewinną Davinę, niż waleczną Katherine.

– Zrobię co tylko zechcesz.

– Czy... czy możesz mnie... pocałować?

Stałem jak wryty, po raz kolejny rozważając sen. Jednak kiedy Katherine zacisnęła delikatnie palce na moich ramionach, uświadomiłem sobie, że to nie sen, a najpiękniejszy dzień mojego życia. Pochyliłem się w jej kierunku, a gdy nasze usta zetknęły się ze sobą, musiałem walczyć ze sobą, by nie zrobić niczego głupiego. Przesunęła językiem po mojej dolnej wardze, zasyczałem, po czym pogłębiłem nasz pocałunek. Całe moje ciało płonęło, miałem wrażenie, że zaraz eksploduję i może tak właśnie by się stało, gdyby nie chrząknięcie, które przerwało najlepszy moment mojego życia.

– Czekamy na was – powiedział zniesmaczony Jordan.

Rzuciłem mu przelotne spojrzenie, ale szybko skupiłem się na Katherine.

– Już idziemy – powiedziała, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego.

Blakemore wyszedł, a ja miałem ochotę rzucić się na kobietę, zedrzeć z niej ubrania i sprawić, że wykrzyczy moje imię. Powstrzymałem się jednak, mimo że przyszło mi to z ogromnym trudem.

– Idziemy? – zapytałem niechętnie.

– Tak. Nie chcę, ale nie mamy wyjścia.

Wyszliśmy z pokoju, wolno stąpając w kierunku schodów. W pewnej chwili zatrzymałem się, a w ślad za mną poszła Katherine. Spojrzała na mnie pytająco, przez co jeszcze ciężej było mi zebrać myśli.

– Czy to coś znaczyło? – zapytałem.

– Nie wiem. Nie mogę ci na to odpowiedzieć. Za dużo się wydarzyło, żebym potrafiła poskładać myśli do kupy. Na pewno coś się zmieniło.

– Zmieniło? Co takiego? Muszę to wiedzieć, Kat.

– Inaczej na ciebie patrzę. Ale to już chyba wiesz.

Może i się domyślałem, ale nie byłem na tyle odważy, żeby w to wierzyć bez jasnego dowodu.

– Jesteś gotowa na romantyczną kolację przy świecach? – rzuciłem, by rozluźnić napiętą atmosferę.

– Nie zaczynaj.

Mimo że chciała zabrzmieć groźnie, na jej ustach pojawił się niewielki uśmiech, który dał mi kolejną nadzieję na to, że mogę zdobyć tę kobietę. Nie wiedziałem jeszcze jak mam to zrobić, ale nie zamierzałem się już poddawać. Choć rzeczywiście, kilka godzin wcześniej rozważałem usunięcie się z jej życia raz na zawsze, by nie strzelić sobie w łeb po kolejnej porażce.

W jadalni czekali na nas jej rodzice, Jacob, oraz pieprzony Killian ze swoim ojcem. Z niemałym zadowoleniem przyglądałam się jego obitej gębie, żałując nieco, że nie przyjebałem mu bardziej. Usiedliśmy przyi stole, a po chwili na naszych talerzach pojawiło się jedzenie. Czułem, że coś wisi w powietrzu, ale dopóki nikt się nie odzywał, ja także milczałem.

– Nie wiem, czy powinienem zacząć od kwestii ślubu, czy poturbowania mojego gościa – odezwał się groźnie Jordan, posyłając mi ostrzegawcze spojrzenie.

– Skoro o tym mowa... Nie mam zamiaru pojawiać się więcej w tym domu, kiedy będzie przebywał w nim ten kutas, który mnie zaatakował – powiedziała Katherine. – O ślubie będę rozmawiać z moim narzeczonym.

– Chyba zapomniałaś do kogo mówisz!

– Jesteś moim ojcem, nie panem i władcą. Jeśli jest coś, co chcesz wiedzieć, zapytaj o to teraz, bo nie zamierzam przebywać długo w tym miejscu.

– Pobierzecie się za miesiąc.

– Nie. Pobierzemy się, kiedy będziemy tego chcieli.

– Za miesiąc. Albo z Carterem, albo z Killianem.

– Co? Ty chyba żartujesz! – Katherine wstała od stołu.

Dołączyłem do niej, a w ślad za mną poszedł Jacob. Renee złapała Davine, po czym wyprowadziła ją z jadalni. Chyba wszyscy wiedzieli, że to spotkanie nie skończy się zbyt dobrze.

– Nie oszukujmy się. Każdy wie, że twój związek z Carterem jest kłamstwem, które miało uchronić cię przed ślubem z moim synem – Martin dolał oliwy do ognia.

– Prędzej umrę, niż wyjdę za niego.

– Kat, uważam, że ta rozmowa dobiegła końca – powiedziałem wolno, przeszywając Martina swoim spojrzeniem.

– To ja tu decyduję o tym, kiedy rozmowa dobiega końca! – wysyczał wściekły Blakemore.

– Chyba cię ponosi, ojcze – wtrącił Jacob. – Nikt tu nie jest twoim niewolnikiem. Katherine i Carter mają już ustaloną datę ślubu i nie będą jej zmieniać tylko dlatego, że ty tak postanowiłeś. Ich związek nie jest twoją sprawą, a tym bardziej nie jest sprawą ludzi, z którymi nic nas nie łączy.

– Jeśli tak bardzo zależy ci na połączeniu się z Danielsami, ożeń się z Martinem – rzuciła Katherine, ciągnąc mnie za rękę.

Jej ojciec krzyczał coś za nami, ale nie słyszałem jego słów. Bardziej skupiłem się na tym, by nie wrócić i nie powybijać tych skurwysynów. Gdybym tylko mógł to zrobić, Jordan Blakemore nie dożyłby kolejnego dnia. Jaka szkoda, że musiał żyć, dopóki nie dowiedzieliśmy się, co ukrywa.

Blakemore Family. Tom 3. Katherine - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz