Rozdział dwudziesty drugi

4.6K 428 38
                                    


– Ona mnie zabije – wysyczałem wściekły.

Chodziłem po salonie, nie mogąc poradzić sobie z nerwami. Miałem ochotę wyciągnąć broń i strzelić sobie w łeb.

– Słusznie postąpiłeś.

Spojrzałem na spokojnego Vincenta, który najwyraźniej nie znał swojej siostry.

– Teraz zaczynam w to wątpić. Zrobiłem to, co mi kazaliście, ale gdyby to zależało ode mnie...

– Od nikogo nie zależy. Zrobiłeś to, żeby ją uchronić. Prędzej czy później zrozumie.

– Raczej później... Gdzieś za pięćdziesiąt lat – rzuciłem pod nosem.

– To jedyne miejsce, w którym ojciec jej nie znajdzie. A tym samym nie zmusi do ślubu ani z tobą, ani z Killianem. Wrócicie, kiedy wszystko się uspokoi. Katherine nie może tak ryzykować.

– Ona chce ryzykować. Kocha, kurwa, ryzyko.

– A ty kochasz ją, prawda? Wiesz dobrze, że za takie ryzyko może zapłacić życiem.

– Nie musisz mi tego tłumaczyć. Chodzi mi jedynie o to, że cała jej złość, gdy tylko się obudzi, spadnie na mnie. Nie na ciebie, Jacoba, czy Alexandra. Na mnie, Vin! Udało mi się do niej dotrzeć, a teraz wszystko legło w gruzach i już tego nie odbuduję.

– Dlaczego zakładasz, że ci nie wybaczy? Maddy i ja także nie mieliśmy łatwej drogi.

– Wiesz jaka jest różnica między Maddy a Katherine? Mad cię kocha, dlatego była w stanie wiele ci wybaczyć. A Kat dopiero zaczęła mnie tolerować.

Zacisnął usta, dając mi jasno do zrozumienia, że się ze mną zgadza. Nie musiał nic więcej mówić. Sam wiedziałem, że jestem na przegranej pozycji. Nie łudziłem się nawet, że Katherine po przebudzeniu uzna, że dobrze zrobiłem. Zakładałem, się rzuci się na mnie wściekła, z zamiarem wydrapania mi oczu, albo wbicia sztyletu w serce. Może nawet jedno i drugie...

Wyszedłem na zewnątrz, by przez chwilę pomyśleć, co powinienem zrobić. Jak wytłumaczyć jej to, że zależało mi na jej bezpieczeństwie? Wpatrywałem się w lazurową wodę, szukając wyjścia z sytuacji, w której się znalazłem. Który to już raz? Kat mogła obudzić się w każdej chwili i tylko ta myśl siedziała w mojej głowie. W końcu jednak wziąłem się w garść, wróciłem do domu, a tam udałem się prosto do sypialni kobiety. Naprzeciwko jej łóżka siedziała Maddy, trzymając w ręku książkę. Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się subtelnie, po czym wyprostowała się i przyjrzała mi się zamyślona.

– Nie wyglądasz najlepiej.

– A jak mam wyglądać? – zapytałem przez zaciśnięte zęby.

– Wszystko jakoś się ułoży, zobaczysz.

– Mówisz tak, jak Vincent. Znacie ją, a mimo wszystko wmawiacie mi, że się ułoży.

– Jest silna i zamknięta w sobie, ale jakimś cudem udało ci się do niej dotrzeć.

– I wszystko poszło się jebać.

Patrzyła na mnie, ale nie odezwała się ani słowem. Podszedłem do śpiącej Katherine, położyłem dłoń na jej twarzy, wiedząc, że być może to ostatnia chwila, w której było mi dane jej dotknąć. Wyglądała spokojnie, gdy pogrążona była w głębokim śnie. Zerknąłem na zegarek, uświadamiając sobie, że za chwilę się obudzi. Musiałem przyznać, że w tamtej chwili byłem tchórzem i mięczakiem. Nie miałem jaj, by zostać i poczekać na moment, w którym otworzy oczy. Wyszedłem więc, opuściłem dom i ruszyłem przed siebie. Wyspa była duża, dzięki czemu okrążenie jej zajęło mi niemal dwie godziny. W tym czasie dużo myślałem, ale nie wyciągnąłem żadnych wniosków. Mogłem po prostu opuścić to miejsce, zanim Kat wyładuje na mnie całą swoją wściekłość. Nie chciałem tego jednak robić.

Stanąłem przed domem, wpatrując się w niego przez dłuższą chwilę. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w stronę wejścia. Pociągnąłem za klamkę, wszedłem do salonu, w którym Maddy i Vincent siedzieli skrępowani, a na ich twarzach malował się strach.

– Rozumiem, że się obudziła – stwierdziłem pod nosem.

Zrobiłem jeszcze jeden krok i w tym samym momencie do salonu wbiegła Katherine. W dłoni trzymała nóż, a w oczach miała wyraźną chęć mordu. Ruszyła prosto do mnie, zęby miała zaciśnięte, natomiast ciało spięte, gotowe do walki.

– Najpierw utnę ci jaja, później wsadzę ci je głęboko do gardła, a do koniec będę patrzeć, jak się nimi, kurwa dławisz.

Kiedy zatrzymała się tuż przede mną i uniosła rękę, w której trzymała nóż, złapałem za nią, zanim zdążyła wbić mi ostrze.

– Może chciałabyś to najpierw przegadać?

– Nie zamierzam zamieniać z tobą ani jednego słowa – wysyczała.

Zaczęła się szarpać. Kopnęła mnie w kroczę, puściłem jej rękę i wtedy złapał ją Vincent.

– Kat, uspokój się!

– Wyjdźcie – powiedziałem spokojnie do Vina i Mad.

– To chyba nie jest najlepszy pomysł – rzuciła zdezorientowana kobieta.

– Najwyżej zginę.

– Carter, lepiej, żebyśmy zostali.

Popatrzyłem pewnie na Vincenta, dając mu niemo znak, że dam sobie radę. Co prawda wątpiłem w to, ale musiałem spróbować. Życie bez Katherine było dla mnie piekłem na ziemi. Równie dobrze mogłem po prostu umrzeć.

Vincent podszedł niepewnie do Maddy i podał jej dłoń. Wcześniej zdążył zabrać od Kat nóż, ale to wcale nie sprawiło, że poczułem się lepiej. Kiedy tylko wyszli, kobieta rzuciła się na mnie z pięściami. Może nie wyglądała, ale silnego ciosu pozazdrościłby jej nie jeden mężczyzna. Pozwoliłem jej na to. Nie walczyłem, gdy wymierzała kolejne ciosy. Dopiero, gdy opadła z sił, złapałem jej ręce i przyciągnąłem skrępowaną do siebie.

– Możesz mnie nienawidzić, ale zrobiłem to dla ciebie.

– Nie pieprz, że myślałeś o mnie, dosypując mi czegoś do kieliszka!

Znów chciała walczyć. Wyrywała się, ale tym razem trzymałem ją mocno.

– Wszystko, co zrobiłem, zrobiłem dla ciebie! Nie mogłem pozwolić, by ci się coś stało!

– Nienawidzę cię, Carter – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Mówiła mi to niejednokrotnie, ale tym razem poczułem się tak, jakby ktoś właśnie wyrwał mi serce. Puściłem ją, odszedłem o krok i uniosłem ręce.

– A więc mnie zabij.

Blakemore Family. Tom 3. Katherine - ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz