Rozdział 1

2.1K 27 1
                                    

Nerwowo zerknęłam na zegarek i widząc, że jestem spóźniona już piętnaście minut, przyśpieszyłam kroku. Wiem, kwadrans jest całkowicie akceptowany w kategoriach spóźnień, jednak w mojej głowie był postrzegany nieco inaczej. Bądź znacznie inaczej. Modliłam się w duchu, aby Vanessie to nie przeszkodziło, choć tak naprawdę to ona na każde spotkanie przychodzi spóźniona, jakby nie regulowała zegarka od dobrych paru lat, a ten zdecydowanie żył swoim czasem. Jej poróżnienia z czasem są znacznie dłuższe, niż moje aktualne, więc można uznać, że mój dzisiejszy wypadek przy pracy w ogóle się nie wydarzył. A przynajmniej liczyłam na to, iż nie zostanie zauważony. Uspokajałam się myślą, że dziś ma przecież znacznie ważniejsze sprawy na głowie.

Mimo wszystko jeszcze bardziej przyśpieszyłam. Została mi już ostatnia prosta i wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą. Dobra, kogo chciałam oszukać? Całkowicie odprężę się, stawiając nogę w mieszkaniu przyjaciółki – bądź raczej, gdy weekend dobiegnie końca i upewnię się, że jestem gotowa na rozpoczęcie pracy w nowej firmie. Moje życie było istnym kłębkiem nerwów.

Wreszcie znalazłam się w windzie, gdzie miałam okazję doprowadzić swój oddech do normalnego rytmu, a tym samym zwiększyć szansę na to, że moje spóźnienie zostanie pominięte. Wciąż nie umiałam przestać się tym przejmować, choć ja również – jak Vanessa – miałam dziś ważniejsze zmartwienia. Nie mogłam jednak wyzbyć się swoich ścisłych zasad i moim celem było ich przestrzeganie. Wszyscy bezustannie mnie napominali, że powinnam z tym skończyć, lecz mimo szczerych chęci, nie potrafiłam tego zrobić. Nawyki te za bardzo weszły mi za skórę – i to nie tak, że narzuciłam je na siebie sama. Ja po prostu zostałam zmuszona, by żyć takim schematem i nie sposób było się tego oduczyć. Wszelaką krytykę na tę cechę puszczałam mimo uszu, ponieważ wiedziałam, że nikt nie wie, jak to jest.

Drzwi windy wreszcie się rozsunęły i na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Zapukałam do właściwych drzwi i spokojnie czekałam. Nikt jednak się nie odezwał i ponownie uniosłam rękę, wykonując ten sam ruch.

– Wcho...!

Usłyszałam głuchy krzyk, który za chwilę się powtórzył. Nie byłam przekonana, jakie słowo starała się złożyć przyjaciółka, ale domyśliłam się głównego przekazu. Nacisnęłam na klamkę, a drzwi stanęły przede mną otworem. Nim zdołałam zrobić krok do przodu i znaleźć się w środku, usłyszałam kolejne krzyki. Tym razem jednak znacznie głośniejsze.

– Wołam cię i wołam! Ile można?! – krzyczała.

– Nic nie było słychać! – odparłam tym samym tonem. Vanessy nie było w zasięgu wzroku.

Po krótkiej chwili zjawiała się obok mnie i stanęła jak słup soli, opierając ręce na biodrach. Popatrzyła na mnie, przybierając minę myśliciela oraz otwierając nieco usta. Nie wiedziałam, czy ta reakcja wskazuje na zadowolenie – które pojawiło się zupełnie znikąd – czy może zdenerwowanie.

– Naprawdę? – spytała zaskoczona, przez co zgłupiałam jeszcze bardziej.

– Tak – szepnęłam cicho. Nie byłam przekonana, jaką odpowiedź chce usłyszeć, a w mojej głowie wciąż trwały obawy spowodowane moim małym spóźnieniem.

Mimo mojego praktycznie głuchego odzewu, przyjaciółka dokładnie zrozumiała, co powiedziałam. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech, przez co automatycznie wzięłam spokojniejszy oddech.

– Dzięki Bogu! – odetchnęła z ulgą, a ja jeszcze bardziej zmarszczyłam czoło ze zdziwienia.

– Czekaj... dlaczego się cieszysz?

Vanessa uśmiechnęła się szerzej i machnęła ręką, wskazując, abyśmy przeniosły się do pokoju. Szybko zamknęłam za sobą drzwi na klucz – znów odezwała się we mnie perfekcyjna ja – i ruszyłam za przyjaciółką, która już zdążyła przenieść się głową w chmury.

Naucz mnie czuć [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz