Rozdział 55

221 4 0
                                    

NATHAN

Z moich ust bezustannie płynęły tak sprzeczne słowa. Przecież powiedziałem Samanthcie już o sobie zbyt wiele. Na początku nawet przez myśl mi nie przeszło, że wszystko może dojść aż do takiego stopnia. Teraz natomiast nie potrafiłem się od tego odsunąć. I choć rozum mówił mi jedno, dziwne poczucie w środku kazało mi robić coś innego.

Czy się zbliżaliśmy? Bądź raczej zbliżyliśmy? Wolałem o tym nie myśleć, bojąc się, jak naprawdę zabrzmi odpowiedź. Po prostu trzymałem się swojego uznania. Uznania, że nie potrafię zbudować z kimś głębszej relacji. I choć działo się wiele sprzecznych rzeczy, ewidentnie zaprzeczających tej regule... wciąż uparcie w nią wierzyłem.

– Po prostu mnie zapytaj – powiedziałem, odwracając się w jej stronę. – Zapytaj mnie o coś, Sam.

Miałem trudność z jakimikolwiek wyznaniami. Prościej było mi odpowiedzieć na konkretne pytanie i w ten sposób wszystko jakoś szło do przodu. Dodatkowo spokojny, łagodny głos Samanthy działał na mnie kojąco i wszystko jakoś wydawało się prostsze. Choć zupełnie takie nie było.

– Dlaczego z nikim o tym nie rozmawiasz? – spytała.

– Bo to nic nie da. Bo nie dopuszczam nikogo do siebie. – Z ciężkością przyznałem najważniejsze.

Spojrzenie Samanthy zmieniło się w bardziej bolesne. Odwróciłem wzrok.

– Czemu? – wyszeptała.

– Nie potrafię.

– Każdy potrafi – powiedziała od razu. Brzmiało to tak dobrze, ale... wciąż nie działało w moim przypadku.

– Ja nie. – Pokręciłem mocno głową.

– Nathan... musisz powiedzieć mi więcej – wyszeptała. Spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się ze smutkiem. – Chcę cię zrozumieć, ale do tego potrzebuję, żebyś powiedział mi więcej. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale... inaczej nie dam rady.

Patrzyła na mnie jakby z przeproszeniem, iż nic nie pojmuje, ale nie powinna się za to obwiniać. Zdawałem sobie sprawę, że zawsze odpowiadałem półsłówkami, mówiłem tylko część. Czasem było to celowe, by ludzie nie dowiedzieli się za dużo, lecz czasem było to spowodowane przez coś innego. Teraz chodziło o tę drugą część. Po prostu było mi ciężko.

Wziąłem głębszy oddech i wbiłem mocniej głowę w oparcie kanapy. Czułem na sobie zmartwione spojrzenie Samanthy, ale wciąż patrzyłem przez okno. Tylko w ten sposób byłem w stanie wyrzucić z siebie to, czego nie wyrzuciłem nigdy wcześniej.

– Nie potrafię dopuścić nikogo bliżej – zacząłem powoli. – Nie poczuję czegoś więcej, bo to po prostu niemożliwe. Niemożliwe w moim przypadku. Nie mogę, ale też nie chcę, bo wiem, że to się nie uda. I nic tego nie zmieni, bo jest tak od samego początku. Od samego początku zostało to zatwierdzone i... i tak już będzie.

Musiałem wziąć kilka głębszych oddechów. Był to dopiero wstęp, pewnie nawet nie pozwolił zrozumieć Sam więcej. Potrzebowałem jednak chwili ciszy, by móc kontynuować. Z każdym zdaniem było mi tylko gorzej.

– Nie mogę zbudować głębszej relacji, bo nie mogę zaoferować czegoś, czego nigdy nie miałem. I to właśnie dokładniejsza odpowiedź. Ta, na którą czekałaś. – Na krótki moment popatrzyłem na Sam. – Ostatnio o tym rozmawialiśmy.

– Czego nie miałeś? – spytała cichym głosem.

Chciałem odpowiedzieć, ale... ale to było już za trudne.

Naucz mnie czuć [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz