Rozdział 42

288 6 0
                                    

Minęły kolejne dni, a wszystko wracało do normy. Ze smutnej zmieniałam się na nowo w tę uporządkowaną i perfekcyjną, choć oczywiście bez przesady. Nathan zdołał poskromić we mnie te cechy tak, abym mogła na spokojnie cieszyć się życiem.

Mówiąc, że wszystko wracało do normy, miałam na myśli moją relację z Nathanem. Całość stawała się taka, jak była na początku. Nie rozmawialiśmy już tak dużo o sprawach z pamiętnej nocy – tej po urodzinach mojej mamy – i jakoś je omijaliśmy. A szczególnie Nathan. On bardzo nie chciał do tego wracać, a także coraz bardziej przestrzegał zasady, że wszystko kończy się na seksie.

Dni mijały normalnym rytmem. W pracy wszystko szło bardzo dobrze. Dostaliśmy kolejny ważny projekt, w który strasznie się zaangażowałam. We wtorek po pracy wybrałam się z Caroline na miasto. Zjadłyśmy razem obiad, a potem wstąpiłyśmy do galerii.

Wszystkie codzienne czynności odciągały ode mnie smutne myśli, których zresztą i tak były we mnie już tylko szczątki. Zrozumiałam, że nie ma sensu przejmować się rodzicami i jeśli nie zależy im, aby zakończyć nasze spory, również nie będę zwracać na to uwagi i zwyczajnie żyć dalej. Co prawda nasza kłótnia nie była najważniejszą na świecie, lecz między mną a rodzicami nigdy nie dochodziło do żadnych sprzeczek, tak więc ta śmiało mogła być postrzegana w poważnych kategoriach.

Z odsieczą przyszły jednak moje przyjaciółki i mimo że zdecydowanie byłam już wyluzowana, nie odmówiłam przyjemnościom, które zaplanowały. Dziewczyny, aby nie być gorsze od mojego wybawcy – jak to nazywały Nathana – również postanowiły zorganizować wypad na miasto. A w zasadzie nam wszystkim. Każda z nas w ostatnim czasie była zapracowana i nie miałyśmy tak dużo czasu dla siebie nawzajem.

Od dobrych dwóch godzin siedziałyśmy przy stoliku w jednym z naszych ulubionych barów. Tematy nachodziły nam do głowy jak szalone, na naszych ustach bezustannie gościły szerokie uśmiechy. Wszystkie odczułyśmy, jak bardzo nam tego brakowało. Postanowiłyśmy wykorzystać więc dzisiejszy babski wieczór na całego, a było to możliwe, ponieważ jutrzejszą sobotę każda miała wolną.

– Dobra, Jess. – Vanessa zagłuszyła mówczynię. – Nie mówmy już o pracy, proszę. Naprawdę mam ochotę się dziś zrelaksować.

Van przewróciła oczami i pociągnęła większy łyk swojego drinka.

– Ale tutaj nie chodzi o pracę – odparła naburmuszona Jessica. – Tylko o...

– Tak, wiemy. Tylko o twojego, jakże okropnego, szefa. – Vanessa znów jej przerwała i teraz jej słowa wypowiedziane były sarkastycznie. Dodatkowo Van przybrała figlarną minę, ale Jess nie załapała i wciąż uważała całą sytuację za okropną.

– Skoro wiecie, to powiedzcie mi, co mam niby zrobić – odparła, marszcząc czoło w zdenerwowaniu, ale i olbrzymim przejęciu.

Starałam się nie uśmiechać, ponieważ dla Jess wszystko to było strasznie istotne. Oczywiście, na każdą jedną sytuację reagowała ze zbyt dużym przewrażliwieniem oraz strasznie wszystko wyolbrzymiała. Alice milczała i by pozostać w takim stanie, ciągle popijała drinka przez rurkę. Jessica przenosiła wzrok między mną a Vanessą. W zasadzie nie wiedziałam, co powiedzieć, także zgodziłam się, aby to Van znów zabrała głos.

– Już to mówiłam, ale jeśli nie wyraziłam się zbyt jasno, powiem ponownie – zaczęła. Przybrała poważną minę, jakby była już zirytowana rozmawianiem wciąż o jednym i tym samym, ale chyba też dlatego, że w jej ocenie wszystko było oczywiste. – Twój okropny szef po prostu cię podrywa.

Jessica zaprzeczyła ruchem głowy, a ja zaśmiałam się pod nosem, widząc jej oburzenie.

– Chyba zwariowałaś – powiedziała pojękliwie. – Przecież ciągle utrudnia mi pracę, daje mi najcięższe zadania, żebym nie mogła wyjść z biura ani minuty wcześniej, a wręcz tkwiła w nim przez kolejną godzinę! To nazywacie podrywem?!

Naucz mnie czuć [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz