Rozdział 10

480 7 0
                                    

Pomimo nerwów, które towarzyszyły mi już od wczoraj, starałam się zachować spokój. Jak na razie szło mi całkiem nieźle i na mojej twarzy gościł uśmiech. Nie zastanawiałam się nad tym, co może pójść nie tak i wymieniałam w głowie sprawy, dzięki którym udawało mi się trwać w pozytywnych emocjach. Był weekend, wyspałam się, nie musiałam pojawiać się w pracy. Co prawda do tego ostatniego nie miałabym żadnych zastrzeżeń, więc zamieniłam szybko tę myśl, że nie musiałam dziś spędzać czasu z Nathanem.

Gdy imię to zabrzmiało w mojej głowie, momentalnie zamknęłam oczy i głęboko westchnęłam. Niestety, tego również nie mogłam dodać do listy. Mimo uparcia wiedziałam, że gdzieś tam głęboko polubiłam naszą współpracę i wymianę zdań – nawet jeśli niekiedy, bądź raczej zawsze, była denerwująca.

Szybko się otrząsnęłam, odchrząkując. W pewnym stopniu się nie rozumiałam i nie mogłam pojąć, dlaczego Nathan budził we mnie tak różne emocje, a dalej go nie skreślałam. Owszem, zewnętrznie pokazywałam, iż mam go dość – i naprawdę tak było – ale jednocześnie był dobrym kolegą, który dodatkowo wczoraj mi pomógł. Świadomie lub nieświadomie, lecz pomógł.

Tym sposobem moje rozmyślania zakreśliły krąg i wróciłam do punktu wyjścia. Zerknęłam na zegarek, ubrałam buty i skierowałam się do drzwi. Musiałam już wychodzić.

Przejechałam kawałek autobusem, resztę drogi przeszłam pieszo. Spacery mnie uspokajały i pozwalały w pewnym stopniu się wyciszyć, a właśnie tego potrzebowałam. W domu rodzinnym nie byłam już od dłuższego czasu. Ostatnio nałożyło się na mnie wiele spraw, mój grafik stał się naprawdę napięty. Dodatkowo sytuacja ze zmianą pracy, która zdecydowanie była najważniejszą kwestią. Oczywiście równie istoty był ślub Vanessy, jednak większy stres towarzyszył mi z tą pierwszą sprawą.

Miałam nadzieję, że nasze dzisiejsze spotkanie minie w dobrej atmosferze. Byłam już na miejscu, stanęłam przed drzwiami, ale zanim zapukałam, otrzepałam elegancką spódnicę, sięgającą do kolana. Wygładziłam materiał, poprawiłam włosy – które trochę napuszyły i rozczochrały się od wiatru – i dopiero wyciągnęłam przed siebie dłoń. Wyczekując, zdobyłam się na uśmiech. Po krótkiej chwili usłyszałam przekręcenie zamka w drzwiach od wewnątrz, a zaraz ukazała się przede mną mama.

– Cześć, Samantho – powiedziała wesoło, zapraszając mnie gestem dłoni do środka.

Uśmiechnęłam się szerzej i zrobiłam kilka kroków, przekraczając próg.

– Cześć, mamo.

Wyciągnęłam przed siebie ramiona i przytuliłam rodzicielkę na powitanie. Odwzajemniła mój uścisk, a ja ucałowałam ją w policzek. Zaraz jednak odsunęłam się do tyłu.

– Upiekłam ciasto – powiedziałam. Przekazałam mamie pudełko z wypiekiem, a wcześniej ściągnęłam dodatkową siatkę, w której niosłam ciasto ucierane z borówkami.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się. – Rozbierz się, a ja zaniosę je do kuchni.

Skinęłam głową. Rodzicielka od razu pognała w głąb domu, natomiast ja przysiadłam na szafce na buty i zaczęłam ściągać obuwie. Kiedy miałam już ruszać do salonu, zorientowałam się, iż nie zdjęłam skórzanej kurtki. Nie wynikało to jednak z zapomnienia, a z faktu, że było mi nieco chłodno. Rodzice woleli chłodne temperatury – odmiennie, niż ja. W moim mieszkaniu zawsze było ciepło i uwielbiałam to uczucie. Najchętniej nie ściągałabym swojego okrycia, ale wiedziałam, że będzie to idealnym pretekstem do rozpoczęcia nieciekawej wymiany zdań, która rzecz jasna zagra na moją niekorzyść. Zdjęłam więc kurtkę i odwiesiłam ją na wieszak, nie chcąc prowokować rodziców.

Naucz mnie czuć [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz