Pięć

1.5K 160 18
                                    

MAKS

Umiejętność radzenia sobie z bólem na co dzień opanowałem do perfekcji, jednak były pewne wyzwalacze, z którymi nie radziłem sobie zbyt dobrze. 

Hałas. Intensywne, ostre i chemiczne zapachy. Krzyk. 

Na początku myślałem, że zasada “nie za dużo, nie za szybko, nie za mocno, nie za ciężko” będzie łatwa do zrealizowania. Potem przekonałem się, że te wytyczne wcale mnie nie dotyczą. Musiałem znaleźć swój sposób na ból. Szukałem długo, próbowałem różnych wersji siebie, zmieniałem, obracałem się, próbowałem nowych zajęć – w końcu wypracowałem sobie rutynę, która zadziałała. A kluczowe było w niej wypieranie jednego bólu drugim. 

Może trochę bolało mnie, gdy stawałem po stronie tych, którzy na to nie zasługują. 

Może trochę się wkurwiałem, gdy Paula traktowała mnie jak worek z pieniędzmi, od którego czasami dla rozrywki można wyskoczyć w bok. 

I odczuwałem odrobinę irytacji, gdy z premedytacją zalewałem arogancją i złośliwością nawet tych, których kochałem. 

Ale tylko to pozwalało mi przetrwać. 

Ten sposób się sprawdzał, to trzymało mnie przy życiu nawet wtedy, gdy żyć się już nie chciało. Niewytłumaczalne, ale dla mnie logiczne.

– Masz dzisiaj całkowicie wolny wieczór – poinformowałem Luizę, stojąc przy kontuarze i obserwując, jak skrupulatnie wystukuje rytm na klawiszach laptopa.

W skupieniu wsłuchiwałem się w ten dźwięk i czekałem, aż zacznie mnie irytować. Nic takiego nie nastąpiło. 

Podniosła na mnie zupełnie zdezorientowany wzrok.

– Wieczór?

– Zamykamy o osiemnastej, później jesteś wolna. 

– Co się stało? – Wstała. – Coś nie tak? – Spojrzała na moją głowę, ramiona. 

– Umówiłem się  z Burzą na… pizzę. 

Jej zielone oczy stały się jeszcze bardziej zagubione.

– Ty nie jadasz pizzy. 

– Wiem – przyznałem beznamiętnie. – Ale dzisiaj zjem.

W rzeczy samej, kurwa, nie znosiłem pizzy. Nie rozumiałem fenomenu tego placka z przetworzonej mąki z toną tłustego sera i pomidorów, w zasadzie bez większych walorów smakowych. Jednak miałem nadzieję, że Remi może zmienił zdanie co do swojej odsiadki i zamierza mi to właśnie oznajmić, więc zgodziłem się, by zaprowadził mnie na swój teren, chociaż w ogóle nie miałem na to ochoty. 

Luiza pokręciła głową i zasiadła z powrotem przy biurku, odbierając telefon, który wibrował wściekle od kilku minut. 

Była bardzo dokładna. Nie perfekcyjna, ale potrafiła świetnie planować i porządkować, dzięki czemu kancelaria funkcjonowała bez zarzutu. Moje życie tak samo. Miałem wrażenie, że mógłbym oddać jej do rąk całą moją dokumentację medyczną, a ona nawet nie mrugnęłaby okiem. 

Cóż, chyba w snach. Była tylko moją asystentką. Wydawało jej się, że jest niewidzialna – nic bardziej mylnego. Zauważałem ją aż za dobrze. 

Pierwszy raz dostrzegłem ją ponad rok wcześniej, gdy korzystałem z męskiej toalety, a jakiś przyjemny, miękki głos rzucał mięsem przy umywalkach. Rozmawiała ze swoim odbiciem w lustrze. Wydawało mi się to absurdalne i powinno mnie zirytować, a zamiast tego moje uszy chłonęły dźwięk jej głosu tak, jakby był kotwicą na dnie wzburzonego morza. 

Acheron (Synowie Chaosu #3) [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz