Dwadzieścia

1.3K 147 8
                                    

LUIZA

Nowoczesne, nieco industrialne wnętrze, dwuosobowy stolik niemal w samym rogu sali, ale przy dużym ulicznym oknie, gdzie każdy mógł na nas patrzeć. 

– Wszyscy będą wiedzieć – oznajmiłam, nerwowo przebierając palcami, gdy zasiadłam na odsuniętym przez Maksa krześle. 

Znajdowaliśmy się na lekkim podwyższeniu – trochę jak na wystawce. I to w restauracji, w której pracowała Ada, więc w każdej chwili mogłaby się tam pojawić. Ona albo ktokolwiek z tej całej ich paczki. 

– Będą – potwierdził niewzruszony Maks. 

– I w ogóle cię to nie obchodzi? – Nachyliłam się odrobinę nad stołem. 

Popatrzył na mnie tak twardym i stanowczym spojrzeniem, jakby niczego w życiu nie był tak bardzo pewien. 

– Obchodzi – zaprzeczył. – Obchodzisz mnie ty, Luiza, i nie chciałbym, żebyś musiała się chować po kątach. – Przesunął kartę dań w moją stronę. – A teraz zrób mi przyjemność, wybierz co tylko chcesz i po prostu ciesz się, że tu jesteś. 

Studiowałam uważnie dania w karcie i przygryzałam dolną wargę. 

– Nigdy nie byłam na randce w restauracji. 

– Bo byłaś z facetem, który nie wie, w jaki sposób należy traktować kobietę. – Wzruszył nonszalancko ramieniem. 

Moje dalsze skrępowanie przerwało pojawienie się uśmiechniętej, ciemnowłosej kelnerki z tatuażami. 

– Dobry wieczór, mam na imię Olga i dzisiaj będę was obsługiwać – powiedziała swobodnie, kładąc dodatkową kartę na stoliku. – Zostawiam aktualną kartę win i podejdę za chwilę zebrać zamówienie. Czy mogę podać coś do picia? 

Maks zamówił butelkę lekkiego czerwonego wina, a później, gdy kelnerka wróciła, zamówiliśmy także dania. Rozmawialiśmy niemal cały czas, a kobiety z innych stolików wciąż patrzyły w naszą stronę – nie byłam pewna czy na Maksa, czy na mnie, bo pewnie uważały, że zupełnie do niego nie pasuję. 

Dwie godziny kolacji minęły jak za pstryknięciem palca. Maks zamówił mi deser, który zdołałam zjeść w połowie – potem łyżeczka zastygła w tym tiramisu, bo zaczęłam myśleć o rzeczach, które odbierały mi apetyt. 

– Jedz – naciskał. 

– Chyba już dziękuję. 

– Musisz jeść, Luiza – mówił, teraz już trochę bardziej zrelaksowany po trzech lampkach wina. Odchylił się na krześle, rozpiął guzik koszuli, podwinął rękawy. Ubrania miał jak zawsze czarne jak smoła, ciemne blond włosy perfekcyjnie zaczesane na bok, a twarz starannie ogoloną. – Jesteś dużo mniejsza niż wtedy, gdy się poznaliśmy. 

To ta praca. Ten stres. 

– Może trochę schudłam. 

– Musisz jeść. 

– Bo co? Bo wolisz pełniejsze kobiety? 

Pokręcił głową, a kącik jego ust lekko się uniósł. 

– Nie. Po prostu chcę, żebyś była zdrowa i silna. 

Wzięłam do ust jeszcze jedną łyżeczkę, ale zawartość przełknęłam z trudem. 

– Muszę ci coś powiedzieć. – Odłożyłam łyżeczkę z brzdękiem do miseczki. Sięgnęłam po kieliszek, wypiłam zawartość kilku łyków duszkiem. – Chcę złożyć wypowiedzenie. 

Nie zdziwił się. Wcale a wcale. 

– Dobrze. 

– Dobrze? – Wzięłam butelkę wina i nalałam sobie kolejny kieliszek. – Zamierzam pracować u Emilii. 

Acheron (Synowie Chaosu #3) [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz