LUIZA
W biurze znów zrobiło się inaczej.
Cieplej.
Właściwie to gorąco jak w piekle.
Temperatura na zewnątrz wciąż pozostawała typowo styczniowa, nie przekraczała pięciu stopni powyżej zera, a jednak miałam wrażenie, jakby moje wnętrzności się płonęły za każdym razem, gdy przypominałam sobie, że Maks już nie jest tylko moim szefem, ale także… właściwie kim? Chyba kochankiem.
Zdarzało mi się przespać całą noc w jego łóżku i przychodziło mi to nadzwyczaj naturalnie. Lubił, gdy leżałam na nim całym ciałem, gdy przytulaliśmy się i byliśmy bardzo blisko, nie tylko w seksualnym kontekście. Chociaż w tym też. Jezu, samo wspomnienie ostatniej nocy sprawiało, że moje ramiona pokrywała gęsia skórka. Był bardzo intensywny. Potrafił kochać się ze mną powoli, łapczywie, doprowadzać na skraj i nie pozwalać dojść, tylko po to, żeby przeciągnąć to wszystko, jakby pragnął nieskończoności.
Nigdy w życiu chodzenie z kimś do łóżka nie ekscytowało mnie tak mocno.
Ale najgorsze były chyba próby skupienia się na pracy, kiedy Maks był obok. W biurze wciąż musieliśmy udawać, że nie łączy nas nic prywatnie. Nie musiał nawet mnie o nic prosić – nasze podejście do profesjonalizmu było podobne. W kancelarii byliśmy tylko szefem i asystentką, a po godzinach, gdy wsiadaliśmy do jego samochodu, stawaliśmy się czymś znacznie ważniejszym.
– Maks – powiedziałam cicho, gdy wszedł za kontuar recepcji po jakieś dokumenty – potrzebuję jutro jednego dnia wolnego.
Jego palce zastygły na przekładanych aktach.
– Dobrze. – Nawet na mnie nie spojrzał.
– Dobrze?
Wypuścił powietrze w cichym parsknięciu.
– Tak. Nie ma problemu.
Lekko zmrużyłam oczy, ale wciąż układałam papiery na biurku, żeby nie patrzeć na niego zbyt intensywnie.
– Czy dajesz mi dzień wolny dlatego, że…?
Przysunął się o krok w bok, jego ramię ledwie dotykało mojego. Otworzył akta uprzednio wyciągnięte z szafki i zaczął je czytać. Albo po prostu na nie patrzeć, żeby, tak samo jak ja, unikać kontaktu wzrokowego.
– Że ze sobą sypiamy? – dokończył ledwie słyszalnie.
Dolański, czyli jeden z prawników właśnie zamykał swoje biuro na klucz i stanął przy drzwiach, rozmawiając jeszcze przez telefon. Zerkał na nas ciekawsko, więc tym bardziej musieliśmy uważać.
– Gdybyś nie dała mi się przelecieć, i tak dałbym ci ten dzień wolny – dodał po chwili Maks.
Nie mogłam się już dłużej powstrzymać i uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Na jego ustach błądził nikły uśmieszek. Powinnam się wkurzyć, że się ze mnie nabija, ale nie byłam w stanie. Lubiłam go takiego. Świeżego, wypoczętego, zadowolonego.
Odwrócił się z powrotem do szafki, schował akta i wyciągnął inną teczkę. Dolański skończył rozmawiać przez telefon i kroczył w kierunku kontuaru. Na szybko powachlowałam twarz, starając się zmyć z policzków rumieniec podniecenia.
– Lecę. – Dolański oparł się łokciem o ladę i spojrzał uważnie na moją twarz. – Kończysz?
Zamrugałam gwałtownie i zorientowałam się, że przelotnie spojrzał także na dekolt mojej sukienki.
CZYTASZ
Acheron (Synowie Chaosu #3) [+18]
RomanceAcheron -- jedna z pięciu rzek Hadesu, zwana rzeką smutku. Maksymilian Lewicki to prawa ręka diabła. Przyjaciel piekieł, tak o nim mówią. Jest adwokatem w sprawach karnych, współwłaścicielem dobrze prosperującej kancelarii prawniczej. Jego znajomi...