Dwadzieścia jeden

1.3K 140 9
                                    

LUIZA 

– To koniec pewnej ery – stwierdziłam, wpatrując się intensywnie w dokument na biurku. 

– Jeśli erą nazywasz dwa lata swojego życia. – Maks wzruszył ramieniem. 

Zmrużyłam oczy, ale kąciki moich ust drgnęły. 

– Za miesiąc nie będziesz mógł już się rządzić i nazywać moim szefem. – Długopis trzymany w moich palcach zawisł nad kartką papieru. – A ja nie stanę już u twojego boku przy żadnym kliencie. 

Widział, że ze sobą walczę.

– No dalej, Lu. Jak podpiszesz, świat się nie zawali. 

Chwilę jeszcze się wahałam, ale w końcu zapisałam swoje imię i nazwisko w odpowiedniej rubryce i tym samym złożyłam oficjalne wypowiedzenie z wyprzedzeniem miesięcznym. Gdy Maks już zabrał dokumenty i włożył do odpowiedniej teczki, z ulgą wypuściłam powietrze. 

– To ty kazałeś Emilii zapytać mnie, czy nie chciałabym z nią pracować. – Uniosłam brew i wstałam; ruszyłam do drzwi. 

– Dokąd się wybierasz? – Podniósł się z fotela. 

– Odpowiedz, Maks. Powiedziałeś jej, żeby mnie zapytała. Dlaczego? 

Zmrużył oczy i szukał we mnie znaków, że mi się to wszystko nie podoba. Ale ja byłam uśmiechnięta, zadowolona, niemal rozpromieniona, a moja dłoń wcale nie sięgnęła do klamki drzwi gabinetu – jedynie do kluczyka w zamku, który przekręciłam dwa razy, obróciłam się i zaczęłam iść w stronę Maksa. 

– Bo wiedziałem, że zasługujesz na więcej – odpowiedział, zaskoczony moim zachowaniem. – Zasługujesz na wszystko. Męczyłaś się przy sprawie z Bałuckim. 

Położyłam dłonie na jego torsie i popchnęłam go na fotel. 

– To nieprawda – zaprzeczyłam miękko. – Wcale się nie męczyłam. Jestem twardą dziewczynką. 

– Wiem. – Jego grdyka falowała, gdy podwinęłam spódnicę do góry i usiadłam na jego kolanach okrakiem.

– Dolański wciąż jest w biurze – wyszeptałam do jego ucha, chichocząc. 

– Kurwa, Luiza – jęknął, czując jak poruszam się na nim w przód i w tył. 

– Ale możemy przecież być cicho. – Zaczęłam rozpinać jego koszulę. – A ja wcale się nie męczyłam przy sprawie Bałuckiego. Męczyłam się dlatego, że on jest niebezpieczny i zagraża ludziom, na których mi zależy. – Zsunęłam dłoń pomiędzy nas, rozpięłam jego spodnie. – Nie pozwól, żeby komuś się coś stało. – Uwolniłam twardego penisa i zacisnęłam na nim palce. – Upewnij się, że wszyscy będą bezpieczni. 

Znów jęknął i zawinął palce na moich biodrach, gdy zaczęłam poruszać dłonią. 

W następnych chwilach unosił mnie wraz ze sobą w górę, przeniósł na kanapę biurową i wchodził we mnie raz po raz, szybko, gwałtownie, wcale nie będąc delikatnym. Był tak blisko, że równie dobrze nasze ciała mogłyby stopić się w jedno. Rozpiął moją koszulę tak gwałtownie, że trzy guziki odpadły i potoczyły się po podłodze, a wszystko po to, żeby czuć moją skórę pod jego, mocniej i bliżej. 

– Nie pozwól… ach – jęknęłam, bo zwolnił tempo, ale podniósł się do pionu i z łatwością uniósł moje biodra w górę, wbijając się w bardzo wrażliwy punkt. – Nie pozwól, by ktoś ucierpiał, Maks. 

Patrzył to na moją twarz, to na ciało, to na miejsce, w którym byliśmy najbardziej złączeni. Jednak gdy wypowiedział te najważniejsze słowa, patrzył prosto w moje oczy. 

Acheron (Synowie Chaosu #3) [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz