Jeden

2K 176 33
                                    


Pierwszy rozdział tak na rozruch... 😈

Kolejne powinny zacząć pojawiać się pod koniec września! Modlę się, żeby mi wyszło publikowanie regularnie jak zawsze 🙈🙈

Adios 🖤

__________________________

DWA LATA WCZEŚNIEJ

LUIZA 

Wchodzę. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Wchodzę. 

Poprawiłam po raz ostatni ulizane do głowy ciemne blond włosy i podeszłam do kontuaru. 

– Dzień dobry, jestem umówiona na spotkanie w kancelarii LSQ – oznajmiłam spokojnie. 

Tak naprawdę cała aż drżałam z nerwów. 

Recepcjonistka podała mi identyfikator tymczasowy. 

– Proszę kierować do wind po prawej stronie i wjechać na siódme piętro. 

Pokiwałam głową, podziękowałam i ruszyłam. Budynek był ogromny – biurowiec z krwi i kości, z kategorii tych, w których nie wiesz nawet w którą stronę spojrzeć, bo wszędzie coś się dzieje. Ludzie w garniturach krążą z teczkami w dłoniach, swobodnie ubrani pracownicy mieszają się w tłumie i niosą kubki z kawą, recepcja działa od otwarcia pierwszej firmy do zamknięcia ostatniej. 

Odbiłam identyfikator w bramce zabezpieczającej i skierowałam się w stronę wind. W środku oczywiście znajdowało się lustro i musiało mi przypomnieć o tym, że już dawno przestałam wyglądać schludnie. Upał dawał się we znaki – miałam nadzieję, że człowiek, z którym miałam rozmawiać, spóźni się minimum piętnaście minut. Miałabym wtedy czas na pozbieranie się, doprowadzenie do porządku. Wyciągnęłam z torebki chusteczkę i otarłam czoło, starając się nie naruszyć schludnego makijażu. 

Kogo próbowałam oszukać? 

Oczywiście, że siebie. 

Byłam w rozsypce. Powinnam się cieszyć, że mój poprzedni szef polecił mnie dalej i znalazł mi nową pracę, ale tak naprawdę nic nie było w porządku. W lustrze patrzyły na mnie zmęczone, szarozielone oczy – bardziej szare niż zielone, nudne do bólu, okrągłe, podpuchnięte.

Całe życie miałam tendencję do łapania się rzeczy, które nie miały prawa być moje. Trwałam przy nich z mocnym chwytem i obserwowałam, jak wyślizgują mi się z rąk. Tak właśnie było ze studiami – nigdy nie skończyłam prawniczego kierunku; nie wytrzymałam presji, nie poradziłam sobie z ilością materiału i łączeniem edukacji z pracą. Przypadkiem udało mi się znaleźć posadę jako asystentka w bardzo dobrej kancelarii, ale tam także nie wiodło się zbyt dobrze. Szef zamierzał zamknąć działalność i wylecieć do Stanów Zjednoczonych na stałe. 

Szkoda nawet wspominać, jak wielką katastrofą w tym wszystkim okazał się mój ostatni związek. Tkwiłam w tej relacji całe cztery lata i w końcu mój partner nie wytrzymał i po prostu mnie zostawił. To dobrze. Nasza przyszłość nie miała sensu, a ja nie chciałam tego przed sobą przyznać. 

Bo, cholera, nic mi w życiu nie wychodziło i chyba podświadomie chciałam, by chociaż w miłości mi się poszczęściło. Nadaremnie. 

Straciłam dobrą pracę, związek (beznadziejny, ale wciąż było mi go szkoda), nigdy nie dokończyłam studiów prawniczych. W dwóch słowach: totalna klapa. 

Odetchnęłam głęboko i wyszłam z windy, poprawiając szarą ołówkową spódnicę i rękawy białej koszuli. 

Nim zdążyłam na dobre zanurzyć się w tych pięknych i przestronnych korytarzach kancelarii, przy pierwszych drzwiach dopadł mnie schludnie ubrany chłopak o włosach ciemnych jak heban. 

Acheron (Synowie Chaosu #3) [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz