Sześć

1.4K 161 13
                                    

LUIZA

Minęły tygodnie od wieczoru, w którym po raz pierwszy zobaczyłam Maksa w takim stanie, w jakim nie mógł go oglądać nikt. Nie skomentowałam tego ani wtedy, ani nigdy. On po prostu unikał tego tematu, a ja posłusznie wypełniałam swoje obowiązki i postanowiłam, że nie będę naciskać. 

Zachowywał się tak, jak wcześniej, więc postanowiłam robić to samo.

Nie mogłam się do niego przywiązywać. To bez sensu, do cholery. To tylko moja praca. Której poświęcałam swoje życie. 

Chciałabym patrzeć na Maksa jak na przystojnego faceta o zbyt wybujałym ego i mocnych skłonnościach do pracoholizmu, jednak nie byłam w stanie. W ten sposób widziałam go może przez pierwszy miesiąc mojej pracy. Potem zaczęłam dostrzegać te drobnostki – jego dobre maniery, łagodne uśmiechy, oddanie przyjaciołom. Smutek w oczach, gdy czasami nie wiedział, że patrzę. Drżenie rąk, gdy wychodził z kancelarii po dwudziestej drugiej i z trudem mógł naciskać klamkę. Nigdy nie odważyłam się podjąć tego tematu. Nigdy nie miałam jaj, by zapytać. Szczerze wątpiłam, czy byłby skłonny uzewnętrznić się przede mną, skoro chyba nikt w jego otoczeniu nie miał pojęcia, co się dzieje. 

Czasami po nocach leżałam z nosem w telefonie i czytałam w Internecie o naciągniętych mięśniach. Chodził na basen. Może miał problem z tym barkiem, którym zdecydowanie zbyt często potrząsał? 

Nic z tego nie rozumiałam i nie powinnam chcieć zrozumieć. A jednak tego pragnęłam. I nie chodziło tu już nawet o czystą fizyczność – choć ta też, w istocie, spędzała mi sen z powiek. Trudno nie myśleć o mężczyźnie, z którym spędza się praktycznie cały czas. O jego złotych oczach, oliwkowej lśniącej skórze, symetrycznej twarzy skalanej jedynie zmęczeniem.

Cholera, wszystkie baby się na niego gapiły. Nie znosiłam przyjmować nowych młodych klientek, bo wiedziałam, że będą się do niego mizdrzyć i specjalnie ubierać dekolty głębokie na pięć metrów, żeby Maks mógł zanurkować w nie spojrzeniem. 

Mimowolnie powędrowałam wzrokiem w dół i napotkałam swoją lekko rozchyloną bladoróżową koszulę i biedne dwie bułeczki w moim staniku. 

Siedziałam ukryta za kontuarem recepcji i skrupulatnie porządkowałam kalendarz na kolejny miesiąc. Dochodziła osiemnasta, ostatnie spotkanie zakończyło się dwie godziny wcześniej i od tej pory Maks nie wychylił nosa ze swojego biura. 

Zapukać? Nie zapukać? Zwykle nie lubił, gdy przeszkadzałam mu bez powodu. Teraz usilnie próbowałam znaleźć powód, dla którego mogłabym wejść do jego gabinetu. Jak na złość wszystko było w porządku. Klienci siedzieli spokojnie, nikt nie dzwonił. Mogłabym po prostu jechać do domu, zaszyć się pod kocem, słuchać deszczu dudniącego o szyby i nie robić nic. Po prostu być. 

Nerwowo stukałam w blat, wciąż strzelając oczami w kierunku tych jednych białych drzwi. 

Wstałam. 

Usiadłam. 

Znów wstałam. Przygryzłam wargę, zaczęłam się zastanawiać. Dlaczego czułam się taka poruszona emocjonalnie? To tylko praca. Tylko cholerna praca. 

A za tymi zamkniętymi na cztery spusty drzwiami znajdował się mężczyzna, który musiał skrywać coś więcej. Ja po prostu to wiedziałam. To już nie był tylko dupek z wrażliwym noskiem i kasą wylatującą z każdego otworu w jego ciele. 

Usiadłam z powrotem na krześle. 

Ale chwilę później znów wstałam i nogi same poprowadziły mnie do tych cholernych drzwi. Zapukałam. Delikatnie, dwa razy, żeby przypadkiem nie wyjść na natrętną. Powinnam po prostu walnąć w drzwi i wejść, tak jak on za każdym razem, gdy przerywał mi rozmowę przez telefon albo dowalał pięć nowych obowiązków, gdy akurat miałam plany na wieczór. 

Acheron (Synowie Chaosu #3) [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz