MAKS
Wszedłem do ciepłego, przytulnego mieszkania, ściągnąłem płaszcz i marynarkę i opadłem na kanapę w salonie.
– Joint czy lufka? – pytał Jonas, zamykając za mną drzwi. – Stary, wyglądasz jak gówno. – Przyjrzał się mojej twarzy.
– Lufka – odparłem mrukliwie. – Dzięki.
Parsknął cichym śmiechem, przeszedł do salonu i przesunął wielki fotel w kierunku stolika. Usiadł, wyciągnął z kieszeni dresów zioło.
– Najlepszy towar – stwierdził z uśmiechem. – Łeb odlatuje. – Podał mi gotową lufkę oraz zapalniczkę i zabrał się za kręcenie jointa. – Jest aż tak źle?
Wzruszyłem ramieniem. Nie potrafiłem się uzewnętrzniać bez odpowiedniego rozluźnienia. Wsadziłem sobie lufkę do ust, podpaliłem, zaciągnąłem się głęboko; dym palił gardło i płuca, był paskudny. Mijały sekundy, zaciągałem się po raz kolejny, a mięśnie w końcu nieco się rozluźniały.
To nie tak, że sięgałem po narkotyki regularnie. Nie używałem ich też w ramach terapii farmakologicznej… ale jednak ta jedna rzecz, czyli marihuana, była w stanie odrobinę rozluźnić moje ciało, gdy już nie mogłem z nim wytrzymać.
Ostatnio chodziłem wiecznie spięty, bolały mnie plecy, kark, w zasadzie wszystko – jak zwykle. Nie próbowałem już nawet znaleźć przyczyny tego stanu, bo zapewne było ich kilka. Najpierw konfrontacja z Emilią, która zupełnie za mną nie przepadała – w porządku, miała do tego prawo. Sama też w pewien sposób zachowywała się jak rozwydrzona córka bogatego tatusia, ale nie spodziewałem się po niej niczego innego. Mimo wszystko… wpasowała się w nasze towarzystwo. Pilnie uczyła się zachowań i norm społecznych i próbowała wmieszać się w otoczenie. Miała w sobie sporo empatii i niewykorzystanej miłości. Dobrze patrzyło jej z oczu. Na dodatek wcale nie hamowała się ze słowami, co idealnie zaprezentowała podczas naszego ostatniego sam na sam w kancelarii.
Kojarzyła mnie ze swoim ojcem, czyli człowiekiem, który odebrał jej niemal całe życie.
A teraz na dodatek wiedziała, że będę bronił faceta, który ją uprowadził.
– Słyszałem. – Jonas trzymał blanta pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem. – O Bałuckim.
– Ta.
– Kurwa, ty to jesteś rozmowny – parsknął.
Przymknąłem lekko powieki, rozkoszując się lekkością.
– I co? Faktycznie będziecie go bronić? – Jonas uniósł jedną brew wysoko w górę i podrapał się po szczecinie na policzku.
Wyglądał na trochę zmiętego, ale to był jego klasyczny look. Koszulka, dresy, skórzana kurtka, ciemnobrązowe włosy w nieładzie, gęste i nieczesane pewnie od tygodni. Czasami przerażała mnie jego beztroskość, ale jednocześnie… właśnie tego potrzebowałem w najgorszych momentach.
A jeszcze bardziej potrzebowałem sobie zajarać.
Przytulny salon w odcieniach brązu, beżu i czerni zaczął się powoli wypełniać dymem. Oczy mi się lekko skleiły, świat zwolnił, napięcie z ramion trochę odpuściło.
– Będziemy go bronić.
– Luiza wie, że on uprowadził Emilię?
Normalnie wzmianka o Luizie może by mnie trochę ubodła, ale każde kolejne zaciągnięcie z lufki przybliżało mnie do błogiego stanu otępienia.
– Jak myślisz? Nie jest głupia – zauważyłem swobodnie. Słowa składały się w całość, ale brzmiały zanadto spokojnie.
– To wiem. – Wypalił jointa do końca, odłożył skrawek do popielniczki i rozsiadł się wygodniej w fotelu. – Świetnie zdaję sobie z tego sprawę. – Błysnął zawadiackim uśmiechem.
CZYTASZ
Acheron (Synowie Chaosu #3) [+18]
RomanceAcheron -- jedna z pięciu rzek Hadesu, zwana rzeką smutku. Maksymilian Lewicki to prawa ręka diabła. Przyjaciel piekieł, tak o nim mówią. Jest adwokatem w sprawach karnych, współwłaścicielem dobrze prosperującej kancelarii prawniczej. Jego znajomi...