Czternaście

1.3K 146 32
                                    

MAKS

Wszedłem do ciepłego, przytulnego mieszkania, ściągnąłem płaszcz i marynarkę i opadłem na kanapę w salonie. 

– Joint czy lufka? – pytał Jonas, zamykając za mną drzwi. – Stary, wyglądasz jak gówno. – Przyjrzał się mojej twarzy. 

– Lufka – odparłem mrukliwie. – Dzięki. 

Parsknął cichym śmiechem, przeszedł do salonu i przesunął wielki fotel w kierunku stolika. Usiadł, wyciągnął z kieszeni dresów zioło. 

– Najlepszy towar – stwierdził z uśmiechem. – Łeb odlatuje. – Podał mi gotową lufkę oraz zapalniczkę i zabrał się za kręcenie jointa. – Jest aż tak źle? 

Wzruszyłem ramieniem. Nie potrafiłem się uzewnętrzniać bez odpowiedniego rozluźnienia. Wsadziłem sobie lufkę do ust, podpaliłem, zaciągnąłem się głęboko; dym palił gardło i płuca, był paskudny. Mijały sekundy, zaciągałem się po raz kolejny, a mięśnie w końcu nieco się rozluźniały. 

To nie tak, że sięgałem po narkotyki regularnie. Nie używałem ich też w ramach terapii farmakologicznej… ale jednak ta jedna rzecz, czyli marihuana, była w stanie odrobinę rozluźnić moje ciało, gdy już nie mogłem z nim wytrzymać. 

Ostatnio chodziłem wiecznie spięty, bolały mnie plecy, kark, w zasadzie wszystko – jak zwykle. Nie próbowałem już nawet znaleźć przyczyny tego stanu, bo zapewne było ich kilka. Najpierw konfrontacja z Emilią, która zupełnie za mną nie przepadała – w porządku, miała do tego prawo. Sama też w pewien sposób zachowywała się jak rozwydrzona córka bogatego tatusia, ale nie spodziewałem się po niej niczego innego. Mimo wszystko… wpasowała się w nasze towarzystwo. Pilnie uczyła się zachowań i norm społecznych i próbowała wmieszać się w otoczenie. Miała w sobie sporo empatii i niewykorzystanej miłości. Dobrze patrzyło jej z oczu. Na dodatek wcale nie hamowała się ze słowami, co idealnie zaprezentowała podczas naszego ostatniego sam na sam w kancelarii. 

Kojarzyła mnie ze swoim ojcem, czyli człowiekiem, który odebrał jej niemal całe życie. 

A teraz na dodatek wiedziała, że będę bronił faceta, który ją uprowadził. 

– Słyszałem. – Jonas trzymał blanta pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem. – O Bałuckim. 

– Ta. 

– Kurwa, ty to jesteś rozmowny – parsknął. 

Przymknąłem lekko powieki, rozkoszując się lekkością. 

– I co? Faktycznie będziecie go bronić? – Jonas uniósł jedną brew wysoko w górę i podrapał się po szczecinie na policzku. 

Wyglądał na trochę zmiętego, ale to był jego klasyczny look. Koszulka, dresy, skórzana kurtka, ciemnobrązowe włosy w nieładzie, gęste i nieczesane pewnie od tygodni. Czasami przerażała mnie jego beztroskość, ale jednocześnie… właśnie tego potrzebowałem w najgorszych momentach. 

A jeszcze bardziej potrzebowałem sobie zajarać. 

Przytulny salon w odcieniach brązu, beżu i czerni zaczął się powoli wypełniać dymem. Oczy mi się lekko skleiły, świat zwolnił, napięcie z ramion trochę odpuściło. 

– Będziemy go bronić. 

– Luiza wie, że on uprowadził Emilię? 

Normalnie wzmianka o Luizie może by mnie trochę ubodła, ale każde kolejne zaciągnięcie z lufki przybliżało mnie do błogiego stanu otępienia. 

– Jak myślisz? Nie jest głupia – zauważyłem swobodnie. Słowa składały się w całość, ale brzmiały zanadto spokojnie. 

– To wiem. – Wypalił jointa do końca, odłożył skrawek do popielniczki i rozsiadł się wygodniej w fotelu. – Świetnie zdaję sobie z tego sprawę. – Błysnął zawadiackim uśmiechem. 

Acheron (Synowie Chaosu #3) [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz