Dwadzieścia pięć

1.2K 141 25
                                    

MAKS

Trochę mi tego brakowało. 

Tego dreszczyku emocji, tej adrenaliny, tego piekielnego ognia, który liże twoją dupę, a ty wcale nie uciekasz, tylko zapędzasz się głębiej do piekła. 

Cała nasza szóstka uczestniczyła w podobnych akcjach już nieraz. Ja, Tajpan, Tymek, Jonas, Burza i Luka. Wszyscy razem, ramię w ramię, jak za starych dobrych czasów. Każdy miał swoje zadanie, nikt nie umywał rąk.  Nie mieliśmy za bardzo skrupułów, nie poddawaliśmy się uczuciom typu strach czy niepewność. Po prostu jechaliśmy prosto w ciemność. Dosłownie. 

– Nic tu nie widać – mruknął Tajpan, wyglądając przez okno na tylnym siedzeniu. 

Minkus wjeżdżał właśnie na wyboistą żwirową drogę, która prowadziła przez ciemny i gęsty las. 

– Jesteś pewien, że to ten skręt? – Zerknąłem na kierowcę z ukosa. – Lepiej, żebyś nie wiózł nas do ślepego zaułka. 

Marcin prychnął i zachichotał, dygocząc z nerwów. 

– Jaja sobie robisz? Mamy bagażnik pełen waszych jebanych kałasznikowów. Sądzisz, że bym zaryzykował? – Łypnął na Tajpana z tyłu. – Jesteście zdrowo popieprzeni i nie zdziwiłbym się, gdyby ślad po mnie zaginął, jeśli coś pójdzie nie po waszej myśli. 

Uśmiechnąłem się pod nosem. 

– Trzymajmy się faktów. Nie ma tam ani jednego kałasznikowa. 

– W takim razie jest tona innej broni! – piszczał Minkus. Przy każdym szarpnięciu samochodu, jego kajdanki przypięte do nadgarstka i kierownicy brzęczały. – Jebnięci. Jesteście jebnięci, tak samo jak ten Bałucki. Wszyscy jesteście siebie warci… razem z Luizką. 

Chciało mi się śmiać, bo adrenalina napędzała całe moje ciało. Wpakowałem w siebie co najmniej jeden listek środków przeciwbólowych przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Nie czułem nic konkretnego, oprócz tego, co działo się w moim umyśle. I w sercu. Przede wszystkim w sercu. 

Chciałem o nią zadbać. Musiałem sprawić, żeby była bezpieczna. Dlaczego wcześniej nie zauważyłem, jak Bałucki na nią patrzył? 

Śmiałem się z własnej desperacji i tęsknoty za tym drobnym, delikatnym ciałem i najpiękniejszym głosem, które były teraz częścią mojej codzienności. Tajpan doskonale to wszystko dostrzegał. On też miał na tym świecie jedną osobę, dla której byłby w stanie rozkurwić samego diabła.

– Pierdolony pan mecenas – mruczał Marcin pod nosem, szarpiąc kierownicę w prawo i lewo wokół dziur na drodze. Zerknął we frontowe lusterko. – A ty właściwie kim jesteś? – Teraz już śmiał się ze strachu. – Wyglądasz jak jebany płatny morderca. 

Tajpan uśmiechnął się kącikiem ust i podniósł do góry rękę w czarnej skórzanej rękawiczce. Zamachał nią jakby w odpowiedzi, a śmiech Minkusa przygasał i przygasał, aż w końcu oblał go jedynie zimny pot. 

Odwróciłem się przez ramię, żeby trochę pożartować.

– Ile masz ciał na koncie? – spytałem luźno Tajpana. 

– Tysiąc pięćset sto dziewięćset – syczał Marcin, od razu wciskając swój nos w te żarty. 

Ale Tajpan spoważniał, spotkał się wzrokiem czarnych oczu w lusterku ze spojrzeniem Minkusa, wybijając mu z głowy dalsze żarty. 

– Nigdy nie liczyłem – odpowiedział chłodno. 

Marcin zbladł jeszcze mocniej. 

– Kurwa, wy mówicie poważnie – szepnął, wolną ręką ocierając czoło. – Jezu, w co ja się wpakowałem? Chciałem tylko narobić Luizce koło dupy, bo jest głupią kurwą i próbowała mnie poniżyć. 

Acheron (Synowie Chaosu #3) [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz