Rozdział 25

276 11 6
                                    

Wstałam cała zapłakana po chwili usłyszałam pukanie do drzwi poszłam i otworzyłam drzwi była to Zosia.

-Zosia? Cześć..-powiedziałam łamiącym się głosem ta zaczęła mnie szarpać i popychać na ścianę.

-Jak mogłaś?! Jak mogłaś go tak skrzywdzić!? Wiesz jak on się teraz czuje?! Pije non stop alkohol nie da się z nim dogadać!! To wszystko twoja wina!!-nadal mnie szarpała tylko że coraz mocniej.

-Zosiu.. proszę cię uspokój się daj mi to wszystko wyjaśnić...-próbowałam ją uspokoić gdy trochę ochłonęła zaprowadziłam ją na kanapę.

-przez ciebie znowu nie mam mamy! I mam Ojca który znowu będzie przechodził załamanie i będzie pił codziennie alkohol on nie wyobrażał sobie życia bez ciebie...-przytuliłam ją ze łzami w oczach.

-Zosiu przepraszam wiem że te przepraszam pewnie gówno dla ciebie znaczy... ale naprawdę tego żałuje... do niczego między mną a Olgierdem nie doszło jedynie pocałunki... po za tym jest coś co musisz wiedzieć ale za nim to Zosiu wiedz że to że nie jestem z twoim tatą nie znaczy że ciebie oleje kocham cię skarbie i nadal jesteś dla mnie moją małą córeczką nie ważne co się wydarzy-tuliłam ją.

-Co takiego muszę wiedzieć?-popatrzyła na mnie a ja na nią.

-Jestem w ciąży z twoim tatą... będziesz miała siostrę albo brata..-dziewczyna popatrzyła się na mnie.

-mówiłaś tacie?-spytała podejrzliwie

-próbowałam... nie chce mnie słuchać...-powiedziałam załamana.

-Chodź musisz mu to powiedzieć-złapała mnie i ciągnęła do wyjścia szłam za nią posłusznie. Pojechaliśmy pod ich dom weszliśmy do środka.-tato musisz z kimś porozmawiać i nie ma że nie-powiedziała z grymasem a ja podeszłam do niego.

-Wiktor proszę posłuchaj mnie... powiem co chce i wyjdę i nie wróce już nigdy więcej obiecuje...-powiedziałam zestresowana.

-Dobrze słucham-powiedział obojętnie siadając na kanapie . Usiadłam obok niego.

-Nie będę owijać w bawełnę jestem z tobą w ciąży to nasze wspólne dziecko...-wyciągnęłam z kieszeni test ciążowy i mu podałam do ręki on spojrzał po czym mi go oddał.

-Pokaż to lepiej swojemu Olgierdowi-powiedział z oburzeniem.

-Jezu Wiktor... między mną a Olo nic nie zaszło oprócz pocałunków i przytuleń... nie mam wątpliwości że to twoje dziecko...-złapałam jego dłonie ale on szybko je zabrał.

-Nie kłam już i tak już niczego nie zmienisz wynoś się stąd!-krzyknął pchając mnie do drzwi.

-mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz... bardzo żałuje i bardzo cię kocham... -miałam już łzy w oczach.

-wynoś się powiedziałem!!-coraz bardziej wybuchał gniewem.

-wyjeżdżam nie długo wiec więcej mnie nie zobaczysz.. udowodnię ci że to twoje dziecko ale wiedz że nic od ciebie nie chce -wyszłam z domu i pojechałam do siebie po drodze buchnęłam płaczem. Gdy tylko dojechałam weszłam do domu i odpaliłam laptopa zamawiając bilet na lot do Stanów mimo że nie nawidziłam tego miejsca to było jedyne moje wyjście bo posiadałam tam dom. Gdy kupiłam bilet który miałam na jutro pojechałam na bazę gdzie Wiktor akurat dojechał poszłam odrazu do gabinetu Artura.

-Dzień dobry-powiedziałam na wstępie podchodząc do jego biurka.

-Dzień dobry coś się stało? Proszę siadaj-usiadłam posłusznie.

-Odchodzę i już nie zmienię zdania-powiedziałam stanowczo.

-Ale Anka nie mogę stracić tak dobrej lekarki.. proszę cię zastanów się-powiedział głosem błagającym.

-Przykro mi ale podjęłam decyzję i jej nie zmienię napewno znajdziesz kogoś lepszego na moje miejsce-uśmiechnęłam się blado.

-Sama wiesz jaka jest sytuacja z lekarzami pogotowia... ale dobrze.. chociaż jakby nie ta sytuacja jaką masz to bym ci nie pozwolił

-już Wiktor o wszystkim powiedział?-lekko się zirytowałam bo to była nasze prywatne problemy.

-tak.. według mnie nie fer postąpiłaś wobec Wiktora, ale ja się w wasze problemy nie wtrącam.. ale sądzę że Wiktor to nie powód do odejścia z pracy-podał mi wypowiedzenie z pracy do podpisania które szybko podpisałam i mu oddałam.

-dziękuje i do widzenia -blado się uśmiechnęłam i wyszłam z gabinetu trafiając na Piotrka który przykuł mnie do ściany.

-Jak mogłaś go tak skrzywdzić?! Pani jest okropna on robił wszystko żeby Pani była szczęśliwa a tu co takie podziękowanie!-zaczął mnie trochę szarpać.

-Piotrek!-podbiegła Martyna odciągając go ode mnie a ja pobiegłam do Wiktora.

-Rozumiem że jesteś zły ale nie musisz wszystkim rozpowiadać o NASZYCH problemach-powiedziałam oburzona po czym pojechałam do domu. Na miejscu zaczęłam już się powoli pakować się do wyjazdu jutrzejszego. Po dwóch godzinach byłam gotowa walizki ustawiłam w korytarzu po czym dostałam telefon z bazy odebrałam.

-Halo?-powiedziałam lekko zdziwiona telefonem ponieważ już tam nie pracowałam.

-Cześć Aniu mogłabyś na chwilę przyjechać na bazę skoro nie pracujesz chcieliśmy cię pożegnać na dodatek dowiedzieliśmy się że wyjeżdżasz daleko wiec jakbyś mogła było by nam miło..-uśmiechnęłam się pod nosem gdy usłyszałam te słowa.

-dobrze zaraz będę-rozłączyłam się i wsiadłam ruszając na bazę. Po nie całych 10 minutach byłam na miejscu wysiadłam i weszłam do bazy na tyle stał Wiktor z kilkoma osobami co są za nim a reszta stała na przodzie a gdy weszłam zaczęli mnie przytulać. Spędziłam z nimi jeszcze trochę czasu unikając Wiktora a raczej on mnie po czym pojechałam do domu gdzie poszłam spać.


——————————————————
Hejka:)
Jak oceniacie decyzje Anny? Dobrze zrobiła z wyprowadzką czy jednak źle?
Miłego dnia💗

na zawsze?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz