Rozdział 31

234 13 4
                                    

Minęło kilka dni razem z chłopcem wróciliśmy do Warszawy. Zgodziłam się na oddanie praw Wiktorowi tylko i wyłącznie ze względu na dobro chłopca. Dzisiaj miała odbyć się rozprawa pogoda nie bardzo dopisywała było pochmurnie i strasznie padało gdzie nie gdzie można było usłyszeć burze a w tle zobaczyć dość dużą mgłę.

Podniosłam się rankiem z dużego łóżka podeszłam do szafki i wyciągnęłam elegancką koszule w kolorze białym i  czarną marynarkę w komplecie z czarnymi spodniami.

Po chwili już przebrana robiłam śniadanie zrobiłam ulubione naleśniki chłopca, po kilku minutach postawiłam talerz z naleśnikami na stole i różne dżemy a następnie ruszyłam po chłopca.

-Wojtuś wstajemy-powiedziałam od razu gdy weszłam do pokoju.

-mamo boliii-chłopiec zaczął marudzić.

-oh słońce nie długo wszystko będzie dobrze wiesz twój tata zadeklarował się, że pomoże ci-usiadłam na skraju łóżka.

-ale przecież ty nie potrafiłaś mi pomóc to w jaki sposób on będzie potrafił? Po za tym od kiedy ja mam tatę?-wypytywał a mi napłynęły łzy do oczu.

-Po prostu jak wyjechaliśmy do Stanów tata pracował i nie mógł z nami jechać ale bardzo cię kocha ale nie miałeś jak go poznać -powiedziałam lekko zmieszana. Wzięłam chłopca na ręce i zaniosłam do kuchni gdzie posadziłam go do stołu. -smacznego maluchu

Po 20 minutach wsiedliśmy do auta zapiełam go pasami po czym wsiadłam za kierownicę i ruszyłam w stronę domu mamy Wiktora na czas rozprawy to ona miała się nim zająć. Jechałam ostrożnie ale i to nie pomogło z na przeciwka wyjechało mi auto próbując go ominąć auto poślizgnęło się po ślizgiej powierzchni jezdni. Nie miałam kontroli po chwili nad autem a pogoda nie ułatwiała mgła gwałtownie się zwiększyła a widoczność była kiepska po chwili auto wjechało do rowu mocno się turbując. Przez to że nie miałam zapiętych pasów przez pośpiech wyleciałam przez przednią szybę uderzając mocno głową o kamień.

~Wiktor~

Siedziałem na sali rozpraw i czekałem na kobietę była już bardzo spóźniona.

-wymiguje się- stwierdziłem po chwili lekko zmieszany. Po sekundzie usłyszałem dzwoniący telefon.-przepraszam na chwilę-wyszłem z sali i odebrałem była to moja mama Waleria.

-no co tam mamo? właśnie Anna przywiozła do ciebie Wojtka?-spytałem pośpiesznie.

-no właśnie dlatego dzwonie. Anna dzwoniła do mnie jakąś godzinę temu że już jadą a do teraz nie dojechała nadal nie przywiozła Wojtka może coś się wydarzyło? -pytała poddenerwowana- przecież widoczność na drodze jest okropna przez tą pogodę

Lekko się wystraszyłem słowami kobiety rozłączyłem się i od razu zadzwoniłem do Anny lecz telefon uparcie milczał.

-cholera!-krzyknąłem i zadzwoniłem do Sambora.

-Cześć Michał...-nie dane mi było dokończyć.

-Właśnie miałem do ciebie dzwonić... Anna z Wojtkiem zostali przewiezieni do szpitala z wypadku.. Wojtek przez to, że był zapięty nic poważnego mu się nie stało oprócz złamania ręki i kilku zadrapań aktualnie śpi a Anna...-przerwał na dłuższą chwilę.

-No mów! Co z nią!?-wykrzyczałem poddenerwowany.

-Ona walczy o życie... Jej stan jest krytyczny.. to cud, że w ogóle żyje... złamana lewa ręka i prawa noga, połamane żebra podejrzewamy przebite płuco... kobieta nie była zapięta wyleciała przez przednią szybę ma mnóstwo zadrapań.. dostała wstrząsu mózgu na skutek porządnego uderzenia w dość spory kamień.. przykro mi..-powiedział smutno.

na zawsze?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz