Rozdział 4

599 21 5
                                    

~Wiktor~

Siedziałem na tej ala imprezie lecz nie bawiłem się za dobrze cały czas myślałem o Ance dlaczego mi to zrobiła, mimo wszystko tęskniłem za nią, ale jak przychodzi co do czego nie chce jej widzieć na oczy.
Po chwili wstałem z sofy i wziąłem napój a do mnie dołączył Artur.
-Wiktor co się stało, że Anna nie chciała przyjść tłumacząc się że nie chce psuć tobie wieczoru? Przecież byliście nie rozłączni- spojrzałem na niego smutno
-wiesz Anka zrobiła mi wielkie świństwo- oznajmiłem załamującym się głosem.
- Jakie świństwo?- na jego twarzy zobaczyłem ździwienie.
-Całowała się z Potockim-oznajmiłem nalewając sobie soku.
-musi być jakieś rozsądne wytłumaczenie tego przecież Anka kocha cię ponad wszystko, nigdy by nie zrobiła ci takiego czegoś. Chłopie powinieneś dać to wyjaśnić Ance nie wierze żeby to zrobiła - popiłem troche soku po czym spojrzałem na Artura
-tak myślisz?- spytałem nie pewnie
-ciebie już tu nie powinno być! Powinnieneś być już przy Annie. no ruchy!- wykrzyczał mi to prosto w twarz co zwruciło uwage reszty.
-Masz racje - wybiegłem z pomieszczenia po czym wsiadłem do samochodu i ruszyłem pod dom Anki. Na miejscu podbiegłem do drzwi światła w domu się świeciły więc miałem pewność że jest w środku zapukałem kilka razy, ale ta nie otwierała. Złapałem za klamke ku mojemu ździwieniu drzwi były otwarte, wbiegłem do środka.
-Anka!- wykrzyknąłem po czym zacząłem jej szukać weszłem do salonu gdzie zuważyłem list na stole zaadresowany do mnie złapałem go w ręke po chwili zuważyłem leżącą bez ruchu na ziemi Anne a na kanapie pudełka od tabletek.
-Cholera jasna to moja wina!!- zacząłem krzyczeć ze złości na siebie. Po chwili uspokoiłem się i wziąłem pudełka w ręke patrząc jakie leki wzieła. Pochyliłem się nad dziewczyną sprawdzając czy oddycha, niestety nie oddychała zadzwoniłem po pogotwie po czym udrożniłem droge oddechową i zacząłem masować.
-Anka, Aniu.. nie zostawiaj mnie prosze.. przepraszam- wyszeptałem.
Po 15minutach przyjechał zespół

-Co tu się wyd...Cholera Anka!- Doktor Góra przejął Anne razem z Basią i Adamem.

-Jade z wami- stwierdziłem. Spodziewałem się tekstu od Artura "Karetka to nie taxi" lecz tym razem się zgodził najwidoczniej był bardzo przejęty całą sytuacją.
Po defibrylacji Anna do nas wruciła jednak nadal była nie przytomna.
-Będzie trzeba zrobić jej płókanie żoładka chociaż nie wiem kiedy ona je wzieła...-Stwierdził Artur po czym zabrali ją do karetki, wziąłem list i również wsiadłem do karetki gdzie otworzyłem list i zacząłem go czytać.

Cześć Wiktor

Na samym wstępie chciałabym cię przeprosić za to co zobaczyłeś...
To nie tak jak wyglądało, gdy przywiozłam pacjentke na SOR Potocki na chwile mnie zatrzymał, nie wiedziałam, że posunie się do takiego czegoś. Teraz wiem dlaczego to zrobił, chciał zepsuć nasz związek wiedział że widzisz tą całą sytuację, dlatego mnie pocałował żeby wyglądało to na zdrade. Przyznał się do tego...
Przepraszam nigdy nie zrobiłabym ci takiego świństwa za bardzo cię kocham. Jak to czytasz możliwe, że już mnie na świecie nie ma, wziełam silne leki, nie chciałam żyć bez ciebie. Moje życie było by niczym, było by  bezwartościowe. To ciebie kochałam i kocham ponad wszystko. Ale pamiętaj nawet jeśli nie ma mnie na świecie to nie znaczy, że nie ma mnie wogule tam z nieba cały czas będę cię wspierać będę z tobą w każdej chwili twojego życia tylko troche w innej postaci. Kocham cię najmocniej na Świecie pamiętaj♡︎

                                    Twoja  Ania♡︎

Po moich polikach poleciały łzy a w moich myślach dręczyły mnie pytania dlaczego jej nie dałem wyjaśnić.

- Wiktor wszystko wporządku?- z zamyśleń wyrwał mnie Artur. Nie odpowiedziałem na pytanie jedyne co zrobiłem to podałem mu list od Anny. On zaczął go czytać z zainteresowaniem a ja podeszłem do Anny i złapałem ją za dłoń.
-Aniu... Przepraszam..-wyszeptałem
-Anka nie zostawiaj mnie!-tym razem już krzyknąłem.
-Wiktor.. ona da rade jest silna..w samą porę ją znalazłeś..jakby nie ty to nie chce myśleć co by się stało- złapał mnie za ramię Artur
-ta- na miejscu wypakowali Anne z karetki i podali lekarzowi prowadzącemu. Po wyjaśnieniu  sytuacji lekarz rozkazał zawieść Annę na salę operacyjną. Zostałem przed drzwiami sali chodziłem przerażony tą całą sytuacją oraz zły na siebie wiedząc, że to moja wina, jakbym posłuchał jej wyjaśnień nic by się nie wydarzyło co ja gadam jakbym jej zaufał i nie oskarżał oraz posłuchał jej nic by się nie stało, ale czasu nie cofne. Mijały godziny a o Annie żadnych wieści, raz po raz wychodziły pędem pielęgniarki i wracały spowrotem żadna nie chciała nic powiedzieć co mnie coraz bardziej denerwowało.

-Tato co się dzieje?- usłyszałem głos córki.

-Zosia...- przytuliłem córke- długa historia- puściłem dziewczyne
-nie martw się wszystko będzie dobrze-uśmiechnąłem się blado- trzymaj kluczyki i weź taxówke do domu nie czekaj na mnie dzisiaj nie wracam do domu- podałem dziewczynie kluczyki oraz pieniądze .

-Tato nigdzie bez ciebie nie ide-spojrzałem na nią wzrokiem zabójcy.

-no dobra rozumiem nie pójdziesz- po chwili znikneła za drzwiami.

Po 30minutach wyszedł z Sali Michał czyli lekarz prowadzący odrazu podbiegłem do niego wypytując o Anie.
-Co z nią? Gdzie ona jest? Wyjdzie z tego?-popatrzyłem na niego błagalnym wzrokiem.
-Wiktor, raz nam się zatrzymała, ale wszystko poszło pomyślnie.
Myśle że wyjdzie z tego. Jest na sali pooperacyjnej. Jest już przytomna.- uśmiechnął się.
-Dziękuje. Mogę do niej iść?-spytałem
-pewnie- po tych słowach ruszyłem do sali. Na miejscu weszłem powoli, zauważyłem bladą Anie podpiętą pod aparaturę. Usiadłem koło niej na krzesełku łapiąc ją za dłoń.
-Cześć kochanie- uśmiechnąłem się lekko.
-przepraszam...-usłyszałem jej delikatny głos.
-nie masz za co przepraszać, to moja wina. Przepraszam Aniu.-trzymałem ją kurczowo za ręke a ona lekko się uśmiechneła.- Anka nie rób mi tak więcej! Chcesz żebym zawału dostał?-popatrzyłem na jej zielone oczy.
-nie zrobie- podparła się łokciami łóżka.
-obiecujesz?- popatrzyłem podejrzliwie na nią
-obiecuje-zaśmiała się
-kocham cię bardzo mocno.-po tych słowach złączyłem nasze usta w delikatny pocałunek.-jak wyjdziesz ze szpitala odrazu wprowadzasz się do mnie. Zosia nie ma dotego problemu. A ja będe miał cię na oku- pocałowałem ją w skroń.
-głuptas, będe wam tylko zawdzała- dziewczyna popatrzyła na mnie.
-no coś ty. W żadnym wypadku.- po raz kolejny złączyłem nasze usta w czuły pocałunek.

---------------------------------------------------------

Witam was w ten deszczowy dzień:)
Pogoda nie dopisuje, ale trzymajcie kolejną część książki😊
Jakieś plany macie na ten weekend?
Miłego dnia💕

na zawsze?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz