Rozdział 35

222 12 2
                                    


****

Minął tydzień od przyjazdu na Mazury. Razem z Anną zapakowaliśmy walizki do bagażnika a następnie obydwoje wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę. Od rana bolała mnie dość mocno głowa, ale nie okazywałem tego.

Po godzinie i pięćdziesięciu pięciu minutach zbyt mocno się rozpędziłem.

-Wiktor zwolnij! za szybko jedziesz!-krzyknęła kobieta lekko przerażona.

-Ja kieruje czy ty?-zdenerwowałem się. Byłem bardzo rozdrażniony dzisiaj.-przecież jadę wolno kobieto ogarnij się!-warknąłem. Starałem się skupić na drodze.

-Ale Wiktor... -kobieta złapała się rączki będącej w aucie. Jechałem patrząc na drogę powoli zaczynało mi się wszystko mazać przed oczami.
Nagle straciłem panowanie nad autem, pojazd wpadł w poślizg i wjechał w nadjeżdżające auto odbijając się od niego i wlatując w rów gdzie przewaliło się na stronę Anny. Byłem przytomny i mi nic poważnego się nie stało, ale gdy zobaczyłem kobietę całą we krwi, nie przytomną z wbitym w klatkę piersiową metalem. Ten widok zmroził mi krew w żyłach, wiedziałem że to wszystko to tylko i wyłącznie moja wina. Udało mi się wydostać z pojazdu po czym zacząłem ostrożnie wyciągać kobietę ze środka. Gdy tylko mi się to udało położyłem ją na ziemi i wezwałam karetkę następnie sam zacząłem zabezpieczać metal wbity w jej klatkę a następnie zacząłem resuscytację bo kobieta przestała oddychać. Na moje nieszczęście nie było wolnych karetek najszybciej karetka mogła przyjechać dopiero za 20 minut mogło być już o wiele za późno. Przerażony rozglądałem się za jaką kolwiek pomocą cały czas uciskając jej klatkę piersiową.

-Anka nie rób mi tego!-wykrzyczałem z łzami w oczach.

Zauważyłem przechodnia, więc od razu go zaczepiłem, żeby spróbował zatrzymać jakieś auto co od razu wykonał a ja dalej przerażony uciskałem 30 razy a następnie dwa wdechy.

-za długo to wszystko trwa!-krzyknąłem wściekły po dopiero 15 minutach zatrzymało się jakieś auto nie czekałem kolejne 5 minut na karetke bo dość że nie miałem już na to czasu to na dodatek karetka miała opuźnienie i przyjechała by dopiero po jeszcze kolejnych 20 minutach. Wziąłem ostrożnie kobietę na ręce i położyłem ją na tylnich siedzeniach a sam usiadłem na wycieraczkach i kontrolowałem Anne.

-Jedź Pan do szpitala w leśnej górze jest już tam najbliżej-oznajmiłem a on ruszył.

-jak to się stało?-spytał zszokowany mężczyzna.

-To wszystko moja wina ona mówiła, żebym zwolnił a ja jej nie słuchałem.. upierałem się, że jadę wolno-powiedziałem smutnym głosem.

Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce wziąłem Anne na ręce i wysiadłem z auta, podziękowałem mężczyźnie za pomoc i zapłaciłem za podwózkę następnie pobiegłem natychmiast do szpitala i położyłem Anne na nosze od razu w skrócie tłumacząc lekarzowi co się wydarzyło a oni nie mal natychmiast zabrali ją na salę operacyjną. Opadłem na krzesło w poczekalni i czekałem na jakie kolwiek informacje. Podeszła do mnie Martyna i usiadła obok mnie.

-Co się stało? Czemu Pan tu siedzi?-spytała zmartwiona.

-szkoda gadać nie mam siły kolejny raz to tłumaczyć mieliśmy wypadek Anka ma operacje...-spłynęły mi łzy.

-O Jezu... Pan też powinien pójść na badania-powiedziała spokojnie.

-nie. mi nic nie jest nie potrzebuje badań-powiedziałem bez emocji zamyślony. Kobieta wyszła a ja podeszłem do automatu i kupiłem sobie kawę. Popijając ją wróciłem na swoje miejsce i dalej czekałem na informacje.

Mijały godziny i nadal nie było żadnych informacji strasznie się niecierpliwiłem chciałem, żeby Anna żyła i była w pełni zdrowa. Z sali co chwilę wychodzili lekarze, pielęgniarki i wracały z powrotem z nowymi rzeczami. Denerwowało mnie to, że nikt nic nie mówił. Nie wytrzymałem i podszedłem do Beaty.

-co z nią? co tak długo? będzie żyła?-zasypałem ją pytaniami.

-Wiktor uspokój się. Nic nie mogę ci narazie powiedzieć. Wiesz przecież, że operacje czasem ciągną się godzinami. A teraz przepraszam muszę iść -po tych słowach ruszyła do sali operacyjnej a ja wróciłem na siedzenie załamany.

Po kolejnych kilku godzinach wywieźli Annę z sali operacyjnej i wieźli ją na sale pooperacyjną a ja od razu do niej podbiegłem.

-Jest w ciężkim stanie nie możemy niczego obiecać..-powiedziała lekko smutnym głosem Beata.

-Ale przeżyje tak? powiedz, że przeżyje..-powiedziałem załamanym głosem.

-Bądźmy dobrej myśli-rzekła kobieta i odeszła do innych pacjentów a ja usiadłem na krześle obok łóżka kobiety chwytając jej dłoń i przykładając do swoich ust i delikatnie całując.

-tak cholernie przepraszam, że byłem taki głupi i cię nie posłuchałem...-szepnąłem-bardzo cię kocham Aniu... nie zostawiaj mnie proszę...-dodałem. Patrzyłem na monitor i na Annę jednocześnie, przerażał mnie ten widok. Pogłaskałem kobietę po policzku odgarniając leciutko jej kosmyki włosów z twarzy.

-Potrzebuje cię skarbie nie opuszczaj mnie...-szeptałem zalany łzami. Nie odstępowałem jej cały czas siedziałem przy niej i ją pilnowałem.

Minęła godzina a ja nadal siedziałem przy Ance jej parametry nagle zaczęły gwałtownie spadać a po chwili wydobył się okropny pisk maszyny a do sali wbiegli lekarze i pielęgniarki jedna z pielęgniarek wyciągnęła mnie na siłę z sali, byłem załamany usiadłem na krześle przed salą i zacząłem płakać jak dziecko.

Po godzinie wyszła z sali Beata z skrzywioną miną od razu do niej podbiegłem.

-co z nią?!-krzyknąłem przerażony.

-nie żyje... przykro mi.. nic nie dało się więcej zrobić.. Zrobiliśmy wszystko co w naszych siłach.. moje najszczersze kondolencje..-powiedziała smutnym głosem.

-Nieee! to nie może być prawda!-wbiegłem na salę i popatrzyłem na bladą twarz kobiety i w tym samym czasie pielęgniarki zakryły Annę białą pościelą a ja upadłem na kolana i zacząłem znów płakać.-nie to nie może być prawda...-szepnąłem. -Anna!!-krzyknąłem.

Po godzinie zapłakany pojechałem do moich rodziców zabrałem od nich dzieciaki i wróciłem do siebie do domu. Weszliśmy w trójkę do mieszkania.

-Gdzie mama?-spytał Wojtek a mnie aż zakuło w gardle.

-idźcie spać już jest późno...-ominąłem pytanie chłopca. Oni grzecznie poszli do swojego pokoju a ja do sypialni patrzyłem na nasze wspólne zdjęcia z Anią była taka uśmiechnięta i szczęśliwa a ja to wszystko spieprzyłem odebrałem życie własnej żonie.. Przebrałem się w piżamę i położyłem się po stronie Anny poduszka pachniała Anną, na same wspomnienia łzy płynęły mi po polikach. W głowie cały czas krążyły mi słowa "nie żyje.." nie mogłem się pozbierać po stracie kobiety.

****

--------------------
no Hejo
jest i następny rozdział 🙈 taka niespodzianka że rozdział już jest w urodziny🔥
Jak myślicie Wiktor pozbiera się po stracie ? czy może wydarzy się cos jeszcze innego?
miłego dnia❤️

na zawsze?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz