Rozdział 32

234 10 3
                                    

~Anna~

Leżałam bez calu w szpitalnym łóżku, widziałam smukłą sylwetkę dziewczyny będącej za szybą, lecz nie przeszkadzało mi to. Po raz kolejny spojrzałam na zdjęcie, które mi podarowała dziewczynka, w głowie wirowało mi pytanie czy to naprawdę ja na tym zdjęciu i co ja tam robię. Wzięłam kulę leżącą tuż obok łóżka po czym ostrożnie wstałam z łóżka, powoli szłam do wyjścia z sali z zamiarem dowiedzenia się co z Wojtkiem. Go pamiętałam bardzo dobrze. Wyszłam przez duże szklane drzwi szpitalne, odzielające salę od korytarza. Po drodze napotkałam Zosię, nic dziwnego dziewczyna cały czas wpatrywała się we mnie przez szybę.

-nie powinnaś leżeć?-odezwała się cichym, ale słyszalnym drżącym głosem.

-bywa, że trzeba wstać mimo wszystko-spojrzałam na jej załzawione oczy i po chwili położyłam dłoń na jej ramieniu-coś się stało? Jakaś wydajesz się poddenerwowana.-spytałam czule.

-nic jedynie straciłam najważniejszą dla siebie osobę, ale przecież to nic-wyrwała się i ruszyła do wyjścia ze szpitala a ja poleciałam zaraz za nią. Złamana noga i ręka nie ułatwiały mi tego, ale starałam się jak najszybciej za nią iść.

-Zosia!-krzyczałam z nadzieją, że się zatrzyma. Bez skutku.-Zosia błagam zatrzymaj się porozmawiajmy, nie pamiętam wszystkiego ale zrobię wszystko, żeby sobie przypomnieć. Musieliście być dla mnie ważni skoro tu przyszłaś a to oznacza, że napewno sobie przypomnę prędzej czy później! Musisz mi dać czas Zosia...

Blondynka zatrzymała się i spojrzała się na mnie zapłakanymi oczami, zbliżyłam się do niej i jedną ręką mocno ją przytuliłam i masowałam po plecach.

-już ciii wszystko dobrze...-próbowałam ją jakkolwiek uspokoić.

-przepraszam, że tak gwałtownie zareagowałam. Po prostu ja naprawdę cię potrzebuję...-wyznała wtulając się mocno w moje ciało.

-już dobrze, już dobrze-powiedziałam łagodnym głosem, gładząc delikatnie ręką jej włosy.-wybieram się do Wojtka, chciałabyś się ze mną do niego przejść?-zaproponowałam a gdy dziewczyna się zgodziła ruszyłam z nią długim szpitalnym korytarzem w stronę sali chłopca. Po chwili dotarliśmy na miejsce, uchyliłam delikatnie spore drzwi i powoli weszłam do środka. W sali było okropnie gorąco, więc podeszłam do dość wysoko umiejscowionego okna, podłożyłam pod nie krzesełko i ostrożnie weszłam na nie spomagając się kulą. Uchyliłam delikatnie okno i zeszłam z krzesełka podchodząc do łóżka chłopca, położyłam dłoń na jego głowie i delikatnie przejechałam ręką po jego łysinie.

Nagle miałam jakieś przebłyski pamięci, przymknęłam oczy i nagle przed oczami przeleciał mi cały wypadek i resztę zdarzeń.

-Zosia chodź na bok-powiedziałam spokojnie gdy tylko otworzyłam oczy. Spojrzałam na nastolatkę, która stała nad chłopcem i poprawiała mu pościel.

-hmm? a tak już idę - była naprawdę mądrą dziewczynką i zawsze chętnie pomagała, odeszłam z nią kawałek i położyłam dłoń na jej ramieniu.

-Co z tą rozprawą? tata wyznaczył nowy termin?.. przez ten cholerny wypadek nie zdołałam dotrzć na miejsce.-patrzyłam w jej oczy, które automatycznie zabłysły.

-ty pamiętasz?!-wykrzyczała nie mogąc się powstrzymać a ja tylko skinęłam głową na tak.-tata chyba to odpuścił, jestem pewna, że pomoże chłopcu nie zabierając Ci praw. -na jej słowa bardzo się ucieszyłam.

-Tylko... mam wrażenie, że Emilka coś mu podaje a wmawia mu, że to witaminy... ale po tym natychmiast chce mu się spać...-wyznała a ja zmarszczyłam brwi przypominając sobie co może takie coś powodować.

-Musimy się tam dostać jak najszybciej!-krzyknęłam i zaczęłam z tą kulą próbować jak najszybciej dotrzeć do domu Banachów, ale w pewnym momencie Zosia pomogła mi wsiąść do taksówki, która natychmiast podwiozła nas pod dom Wiktora. Na miejscu zapłaciłam mężczyźnie za usługę po czym podeszłam do drzwi mieszkania i zapukałam. Gdy kobieta otworzyła przepchnęłam ją i weszłam do środka.

-co mu podajesz hm?!-wycedziłam przez zęby.

-ja? nic jedynie witaminy, żeby był zdrowy czego od nas chcesz?! to ty go zdradziłaś nie ja!-wykrzyczała

-ale ja go nie trułam!-poszłam do sypialni i spojrzałam na śpiącego Wiktora, usiadłam na skraju łóżka i delikatnie go potrząsnęłam.-wstawaj Wiktor musimy iść chodź...

-hmm?-zabrzmiał jego zaspany głos a następnie przewrócił się na drugi bok.

-Wiktor proszę cię... - siłą go podniosłam z łóżka i prowadziłam do wyjścia mimo iż było mi ciężko bo mężczyzna szedł pół przytomnie i prawie całym ciężarem opierał się o mnie.

-Gdzie go prowadzisz?!-wykrzyczała.

-Gdzieś gdzie będzie bezpieczny! do wieczora ma cię tu nie być zrozumiano!?-wydarłam się tak głośno, że kobieta speszona wróciła do sypialni po rzeczy. -Zosia pomóż mi proszę...-powiedziałam wycieńczonym głosem.

-już!-przerażona dziewczyna podbiegła łapiąc Wiktora z drugiej strony tym zluzowując ze mnie nacisk.

-musimy go zawieźć do szpitala... nie wiadomo czy te leki nie uszkodziły mu narządów wewnętrznych..-gdy podjechała taksówka ostrożnie z Zosią wsadziliśmy go do auta.

-poczekajcie-oznajmiłam i powoli poszłam do domu Banachów gdzie zabrałam leki, które kobieta podawała mężczyźnie. Spojrzałam na ścianę gdzie zawsze były zdjęcia moje z Wiktorem oraz Zosią i również zdjęcia z Elą. Tym razem zostały tylko zdjęcia z Elą i dodatkowo z Emilką zabolał mnie jednak widok kosza, który był nie daleko wszystkie nasze wspólne zdjęcia gdzie byłam z nimi, wylądowały w śmieciach. Sięgnęłam po jedno z brzegu i schowałam je do torebki a następnie wróciłam do taksówki.

Po 10 minutach byliśmy na miejscu wzięłam Wiktora i powoli z nim szłam.

-Źle się czuje..-wymamrotał.

-zaraz wszystko będzie dobrze...-podeszłam do  Michała, który od razu wziął Wiktora na nosze.

-Co tu się stało? co mu zrobiłaś?!-wykrzyczał bo Wiktor to był jego najlepszy przyjaciel i zapewne już o wszystkim wiedział co zrobiłam Wiktorowi przed wyjazdem do Stanów.

-Uspokój się...-zabolały mnie te słowa ponieważ nie myślałam, że ktoś mnie o takie coś oskarży.-Emilka podawała mu ten lek.. udając, że to witaminy..-podałam mu opakowanie leków.

-może to ty mu to podawałaś? hm?-wycedził przez zęby a mi spłynęły łzy po polikach.

-za kogo ty mnie masz co?.. zresztą wszystko jedno zabierz go po prostu i go ratuj!-poszłam do sali Wojtka, usiadłam na krzesełku obok łóżka chłopca i złapałam jego dłoń. Nie spał więc spojrzał na mnie.

-mamo płakałaś?... nie lubię patrzeć jak płaczesz...-powiedział smutno.

-nie płacze skarbie, coś mi wpadło do oka po prostu-powiedziałam zmieszana.

-wiem, że płakałaś.. ale jeśli nie chcesz mówić to nie, ale pamiętaj kocham cię -uśmiechnęłam się ocierając łzy z twarzy.

-ja ciebie też kocham synku najmocniej na całym świecie-pocałowałam go w czoło.

-----------------------------
hej👋🏻
nareszcie wakacje❤️ jak tam u was po zakończeniu?
jak wam się podoba rozdział? jak myślicie Wiktor i Anka wrócą do siebie?🫣
miłych i bezpiecznych wakacji❤️🫶🏻

na zawsze?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz