rozmowa rozłupuje ciszę
sylabami spiralnymi o wyostrzonych krańcach
wyciąga z niej na wierzch
wyrzut wyskok
przecinków przerw na oddech
ogłuszonych klawiszy
przetacza się gardłem w wibracji
strun głosowych miauczących suszą
i wycina z tonacji drgań
pleców ścian talerzy cienkich nadgarstków
nawarstwienie wypowiedzeń
a między zębami wciąż
spółgłoski samogłoski
które wypluwamy połowicznie w
nadmiarach w szczelnych słowach
kołtunach filologicznych zaplątanych języków
by świeciły nam po oczach
brzęcząc jak muchy w pokoju
brzegami porcelanowych dźwięków
aż nie rozerwie się ostatnia
poduszka w kwiatki
i nie wypluje z zadławionego gardła
puchu białego tajemnic
CZYTASZ
seans chimer
Poesiezwiastun cukrowego gestu wchłania mnie w bezduszny fiolet i pejzaże oczu porośniętych krzewami mgieł