i jak mam określić własne istnienie
gdy przekreślone ślizga się po przestrzeniach
wyprowadza się rzęsami wypłakuje błękitami
z ciała — włóczki w której zasypia serce
czasem mistycznieje tylko
zdawkowe zadumne
w obrębie kształtu ciszy
jak ptak o ciemnych świergotach
czasem wierci się jak wiersz i
rzuca mi się w oczy mówi
przecież jestem tu na suficie
rozgrzebuję korę nieba
ale na ogół wpełza pod
łąkę wątleje
jak arabeska piasku wyłuszcza się nagle
i znika
CZYTASZ
seans chimer
Poetryzwiastun cukrowego gestu wchłania mnie w bezduszny fiolet i pejzaże oczu porośniętych krzewami mgieł