moje istnienie jest pobladłe
pudrowe
schowane między rzęsą a
kącikiem mgły spojrzeniowej
najczęściej milczy na niebiesko
ale czasem też
rozchodzi się po fałdkach kształtów
filigranowym mchem
tylko ledwo empirycznie
i tylko po to by
rozpaść się porcelanowo
krótkim krzykiem na
drobinki nieruchomego oddechu
i zapaść się w niesobie bo
jego ja jest zbyt maleńkie żeby
się nie przegapić
nieprzypadkiemwięc jest go jeszcze mniej
i jest jeszcze ledwo
ledwo nie spada z wgłębienia oka
ledwo przytrzymuje się rzęs
rączkami wiotkimi jak zbożewięc czy
przypadkiem
istnieje możliwość bym
mogła to istnienie zagęścić
zaczęścić i
wyjaskrawić się jestestwem swojego
czasu
żeby było mnie pełno
i żebym była pełnie
istnieniem całościowokształtnym?
CZYTASZ
seans chimer
Puisizwiastun cukrowego gestu wchłania mnie w bezduszny fiolet i pejzaże oczu porośniętych krzewami mgieł