czasami czuję się tak
jakby polność wymyśliła mi spojrzenie
schowała w nim parę z czajnika
a mnie zakryła bibułą z plasterka księżyca
i kazała leżeć
między żebrami łąk
nawet twarz mam jakąś niewyraźną
choć wyrażalną oczywiście
przejęzyczeniami które
łaskoczą w policzkijakbym była nie człowiekiem a tchem
rozpuszczonym w spojrzeniu lasuczasami czuję się tak
jakby mój zarys składał się rozkładał
bezwiednie w różne kształty
lnianych muśnięć wiotkich
impresjoręcznej wrażliwości
nawet chodzę po łąkach
bezdotykowo
ocienionymi myślami
a w rzęsy wplatam sobie ćmy
ale nie takie prawdziwe tylko te
w przebraniu ze słówjakbym była nie człowiekiem a mgłą
zadomowioną w bawełnianych świtach
CZYTASZ
seans chimer
Poesíazwiastun cukrowego gestu wchłania mnie w bezduszny fiolet i pejzaże oczu porośniętych krzewami mgieł