bycie marzeniem musi boleć przybiegle
w obietnice nadpowiedziane przypływy
zawziętych cisz wydrążone krtanie
uleciałe wraz z tkaneczkami słów
bo jak mogą nie boleć
wiosny i jesienie poranki i zmierzchy
rozwarstwione mnogolustrzane
jak mogą nie ubolewać
wiosny nad jesieniami
poranki nad zmierzchami
kiedy tyle ich już się
minęło obojętnie
w ramionach rozmokłych poezji
tyle ich już nawpadało
w kompozycje istnienia
które ma przecież tak dużo
niewymuszonej apatii w oczach
i tak dużo przeulotnych machnięć ręki
specjalnie na takie nieokazje
CZYTASZ
seans chimer
Poésiezwiastun cukrowego gestu wchłania mnie w bezduszny fiolet i pejzaże oczu porośniętych krzewami mgieł