jesień rozszczelnia się
pomarańczową przemianą
na drzewach wygrzewają się teraz
pustkouste metafory złota
zatrzymują się w pół kroku i
wypłukują się
z samoporywów
kasztanowokształtnymi
oczamiach drzewa zrzućcie te metafory
i ich oczy przyrudziałe zrzućcie i
odkryjcie czule dziuplaste uszyodkryjcie i dajcie mi
zawiesić
na nich
pytania
albo chociaż ich połowę
ach drzewa wsłuchajcie siępowiedzcie mi
jak
wysiedlić się z siebie
strumyczkami kroczącej gracji
(tak by nie wypłoszyć zmierzchów
które przysiadły na ramieniu)
jak wypiętrzyć się bezoddechowo
ponad swój kawałek ciszy
jak wyścielić sobą znieistniałą niebieskość
rzeczy
choćby na zawszealbo
powiedzcie mi
jak
zadomowić się w sobie
a nie gdzieś obok
nie gdzieś pomiędzy
z niepewnością brudzącą
paznokcie
jak wkorzenić się
marmurowo w
alfabet skóry
metabolizm przypadku
jak zamieszkać wytrwale
jak wy mieszkacie
przecinkami korzeni
wspisane w poezję lasu
choćby na chwilępowiedzcie mi
jak
nie zatrzymywać się w pół kroku w pół
wiersza w pół ciszypowiedzcie mi
jakbylebym już tak nie trwała połowicznie
bylebym już tak nie trwała
![](https://img.wattpad.com/cover/300372579-288-k224679.jpg)
CZYTASZ
seans chimer
Poesíazwiastun cukrowego gestu wchłania mnie w bezduszny fiolet i pejzaże oczu porośniętych krzewami mgieł