16. friendzone.

3K 111 38
                                    

— Która u ciebie godzina? — spytałam, patrząc na roześmianą twarz Louisa.

Brunet opierał brodę na pięści i wpatrywał się w ekran. Miał mocno roztrzepane włosy i wyglądał na zmęczonego. Zdjął okulary i przetarł twarz dłonią.

— Prawie pierwsza — zamrugał kilka razy, a okulary z powrotem znalazły się na jego nosie. — Nie chcę kończyć tej rozmowy, ale wstaję jutro... a tak właściwie dzisiaj koło szóstej...

Uśmiechnęłam się do niego.

— Zmykaj spać, zdzwonimy się wieczorem.

— Moim czy twoim? — uniósł zawadiacko kącik ust.

Parsknęłam cicho. 

— Twoim. Dobranoc, Lou. Wyśpij się. 

— A ty spędź dobrze resztę dnia, Tay — pomachał mi i rozłączył połączenie na facetime. 

Przygryzłam wargę, powstrzymując się od cichego pisku. 

Ten czwartek był wyjątkowo udany. Nie miałam dużo pracy i spędziłam popołudnie z rodzicami. Byliśmy na obiedzie, a później odwiedziliśmy moich dziadków ze strony mamy, a oni wydawali się zachwyceni faktem, że znowu jestem w Phoenix. Babcia wcisnęła we mnie dokładkę obiadu, a dziadek namówił mnie na grę w bingo. 

Zalałam herbatę wrzątkiem i postanowiłam posiedzieć na tarasie za domem i odprężyć się. Słońce świeciło mocno na prawie bezchmurnym niebie, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Phoenix było naprawdę piękne. 

Przymknęłam oczy, zajmując miejsce na krześle ogrodowym i wypuściłam powietrze z ust. Miałam dobry humor, co mnie bardzo dziwiło. W końcu w ostatnim czasie przeżywałam głęboki kryzys. 

Mój telefon rozdzwonił się nagle, ale go zignorowałam. Nie chciałam, by ktokolwiek zakłócał mój spokój. W momencie, w którym irytujący dźwięk dzwonka przerwał kojącą ciszę, panującą wokół mnie, spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił Nicola.

 — Hej, coś się stało? — powiedziałam od razu po naciśnięciu zielonej słuchawki. 

Zapadła cisza. Zmarszczyłam brwi.

— Nico?

Usłyszałam, jak oczyszcza gardło. 

— Masz czas rozmawiać? — wychrypiał nagle. 

— Jasne, coś się stało? Brzmisz na wkurzonego — poprawiłam poduszkę za plecami i oparłam się o nią. 

Westchnął głośno.

— Bo jestem wkurzony. Boże, nie wkurzony, jestem wkurwiony tak bardzo, że chyba zaraz łeb mi wybuchnie. Musiałem wyjść z mieszkania, bo nie mogłem znaleźć sobie w nim miejsca. 

W tle zaszumiał przejeżdżający samochód.

— Mów dalej — poprosiłam łagodnym tonem. Pierwszy raz słyszałam tyle złości w jego głosie. 

Zalewski nie odzywał się przez dłuższą chwilę, ale nie naciskałam na niego. Po prostu czekałam w napięciu. 

— Powiem teraz coś cholernie głupiego, ale żałuję, że nie ma cię obok mnie. Ty wiedziałabyś, co robić. Cazzo, ty zawsze wiesz co robić, Taylor — głośno oddychał. — Porca puttana!

— Nicola, powiedz mi o co chodzi, ale nie po włosku, bo nie zrozumiem niczego...

Przerwał mi tak gwałtownie, że prawie rozlałam wrzącą herbatę na swoją koszulkę. Pospiesznie odstawiłam kubek na stolik. 

cup of sugar • nicola zalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz